Rozdział 1

7K 370 153
                                    

Everything is starting


   Dwóch gnojków trzymało mnie za ramiona. Rozprawiłabym się z nimi z łatwością, gdyby nie świecące w promieniach słońca, jak obietnica wiecznego ukojenia, ostrze, trzymane przez wysokiego blondyna. Wpatrywałam się w niego ze złością, ale to jednak nie do końca na niego byłam zła. To znaczy byłam, bo mnie złapał. Ale głównie moja wściekłość była skierowana na mnie - bo DAŁAM się złapać. A tego nie mogłam sobie darować. W tym ,,zawodzie" jeśli popełniasz błąd - to cię po prostu nie ma. W tym momencie moja kariera się kończy i nie ma żadnego planu działania.

   Właściwie to ja nie chciałam wykonywać tego zlecenia. Wewnętrznie tego nie popierałam. Ale na horyzoncie już dawno się nic nie pojawiało, a ja potrzebowałam(zresztą nie tylko ja) pieniędzy. Ale mojej determinacji nie starczyło, by doprowadzić do końca transakcji. Może wcale tej determinacji nie miałam, bo nie odgrodziłam się emocjonalnie od tego. Może od początku chciałam, by to mi się nie udało. Niekoniecznie świadomie.

   Syknęłam, gdy jeden z trzymających mnie żołnierzy zacisnął mocniej dłoń na moim ramieniu i rzuciłam się na niego z zębami, nie mając innego pola manewru.

   - Zachowuje się jak zdziczała suka! Czemu jeszcze nie dostała za swoje? - warknął ten, na którego chciałam się rzucić, ale niestety chłodny dotyk stali na mojej szyi skutecznie mnie od tego odciągnął. Po tych wszystkich latach spędzonych na ukrywaniu się, została mi ta wola przetrwania, która właściwie nigdy nie miała sensu.

   A jednak człowiek to takie stworzenie, które będzie chciało przetrwać za wszelką cenę. Wiele przykładów tego widziałam na własne oczy. Ludzi tracących swoje jestestwa byleby przetrwać.

   - Nikt tu nie jest zdziczały i nie będzie się tak zachowywał. - Spokojnie odparł blondyn i ostrzem zmusił mnie, bym spojrzała wprost na niego. - Najpierw chciałbym się dowiedzieć, czemu ta kobieta chciała mnie zabić.


   - Ona nie musi być związana. Nic już nie zrobi. Jest i tak przegrana. Prawda? - Spojrzał na mnie, szukając u mnie potwierdzenia. Usta ścisnęłam w wąską kreskę.

   Westchnął i ciężko usiadł za prostym, drewnianym biurkiem, gdy już zostaliśmy sami. Znajdowaliśmy się w niewielkim pokoju wyposażonym w łóżko, skrzynię, wspomniane biurko i dwa krzesła. Niewielkie luksusy jak na generała Korpusu Zwiadowczego.

   Sam w tym momencie też nie wyglądał zbyt dostojnie. Nieogolony, widać było wyraźne zmęczenie na jego twarzy. Wyglądał starzej, niż mi go opisywano. Jego aktualny wygląd nie sprawiał jednak, że nie czuło się przed nim respektu - wręcz przeciwnie, czułam się nieswojo.

   - Dobrze, zacznijmy od początku - zaczął i rozłożył przed sobą plik papierów. - Zdajesz się nie być człowiekiem, a duchem. W tych papierach jest niemalże tyle imion, ile ludzi jest w tym dystrykcie. Nie wiem, jak to robisz, ale pogłoski o tobie słychać niemalże za każdym murem. Jak się domyślasz... - Uniósł na mnie wzrok. - Nie są to dobre słowa.

   Skwitowałam to tak jak wcześniej każde jego słowo - milczeniem.

   - Nie można było cię uchwycić dobre kilka lat. Prawdopodobnie przez to, ze zdarzało ci się pracować dla tych ważniejszych naszego świata, którzy skutecznie musieli tuszować twoje zbrodnie. Nie mam tu jednak nic o twojej przeszłości. Czy to zasługa jednego z twoich klientów? - Uniósł brwi.

   Postanowiłam dalej nie odpowiadać.

   - Miino Ande. - Oparł się zrezygnowany o twarde oparcie krzesła. - Musisz zacząć mówić, jeśli chcesz wyjść z tego cało.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz