Rozdział 56

1.8K 124 90
                                    

                                                            it's hard to find human in me


  Zgrzyt łańcuchów nie kojarzył mi się zbyt dobrze. Odbijał się w moich uszach, a ja wręcz kuliłam się pod kapturem. Ścisnęłam mocniej wodze i poprawiłam się w siodle.

  - Wolałbym, żebyś nie zdecydowała się na ucieczkę akurat teraz.

  Wzdrygnęłam się. Przez większość drogi nie rozmawialiśmy za wiele. Od ostatniej nocy w kwaterze nie gadaliśmy na jakieś poważniejsze tematy niż co zjeść, kiedy czas odpocząć i tak dalej.

  Brama już się otworzyła, a strażnicy ze Stacjonarki czekali, aż cierpliwie przez nią przejdziemy. Ostatni odcinek drogi. Póki byliśmy w trasie to starałam się nie myśleć o tym momencie, a on nawet nie był tym najgorszym. Nocami patrząc w gwiazdy mówiłam sobie: jeszcze dużo czasu. Jak skazaniec, który jedzie na miejsce kaźni. Jeszcze trochę zostało, dopiero jedna trzecia drogi, dopiero połowa, jeszcze te kilka wiosek...

  Aż w końcu stanęłam u murów Mitras i musiałam zrobić ten decydujący krok.

  - Wszystko mi musisz popsuć - mruknęłam i ruszyłam do przodu.

  Tkwiła we mnie ta dziwna obawa, że ktoś mnie rozpozna. Ktoś domyśli się, kim jestem. Było to niemożliwe, ale ta paranoja często mi towarzyszyła. Dzień był piękny, powietrze przejrzyste i ludzie zdawali się niczym nie przejmować - robili zakupy, rozmawiali, zajmowali się codziennymi obowiązkami.

  A Levi opowiadał, że przecież jeszcze niedawno panowały zamieszki, Kenny i jego brygada zabijali Zwiadowców, a mur prawie przerwał ogromny tytan ojca Historii. Nie mówiąc o tym, że Erwin nieomal zawisnął. Erwin Smith. Dziwnie myślało mi się o tym człowieku, zdając sobie sprawę, jak niejednoznaczną miał on naturę.

  - Czy to na koronację? - zapytałam Levi'a, wskazując brodą na ludzi, którzy rozciągali nad ulicami kolorowe girlandy.

  - Prawdopodobnie - odpowiedział mi. - To już za kilka dni.

  Ciekawiło mnie, jak to będzie wszystko wyglądać. Nie wyobrażałam sobie nastolatki, co ledwo odrosła od ziemi, rządzącej światem wewnątrz murów. Pamiętam, jak to było ze mną, gdy byłam w podobnym wieku - podczas kilku pierwszych zleceń prawie mnie zabito, okradziono mnie ze trzy razy, a zraniono nożem z pięć. Potrzebowałam wiele czasu, by się nauczyć życia w nowym środowisku. Wiadomo, że panowania nie ma co porównywać do przestępczej działalności, ale myślałam, że byłabym mocno przerażona w takiej sytuacji.

  Chociaż znając Zwiadowców, to Historia zbyt dużo do powiedzenia raczej mieć nie miała.

  Spoglądając na boki widziałam żołnierzy z Oddziału Stacjonarnego patrolujących ulice, a gdzieniegdzie migały mi emblematy Zwiadowców. Jednak jak bym się nie wysilała, nie widziałam znaku jednorożca.

  - Jesteśmy w stolicy, a nie widziałam jeszcze ani jednego żołnierza Żandarmerii - podzieliłam się swoim spostrzeżeniem z kapitanem.

  - Połowę z nich pozamykano w więzieniu, a część została na razie oddelegowana do domów. Po koronacji będą ich reorganizować - odpowiedział, patrząc cały czas przed siebie.

  - Nie powiesz mi, że nie było wśród nich ani jednego uczciwego żołnierza. Nie powinno się wszystkim odbierać statusu - odparłam, lekko zdziwiona. - Zresztą kto, jak nie oni najlepiej się znają na ochronie dworu?

  - Skąd takie wnioski, że nie powinniśmy im odbierać statusu? - Levi w końcu na mnie spojrzał i to dość z dużym sceptycyzmem.

  - Po prostu... - Zmieszałam się. - Poznałam kilku żołnierzy Żandarmerii. Ja wiem, że mieliście z nimi ostatnio na pieńku. - Nawet nie celowo użyłam sformułowania ,,mieliście". - Ale nie wierzę, że dobrym jest, po tym wszystkim co ostatnio się stało, odprawiać ich z kwitkiem.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz