Zajęłam się napojeniem koni i przygotowaniem ich do nocy, czyli okryciem ich grzbietów ciepłymi derkami. Konie to nie były moje ulubione zwierzęta. Przez tyle lat samotności przyzwyczaiłam się do porzuconych psów i kotów, z którymi lepiej się dogadywałam. Konie nigdy mnie nie ciągnęły - ich widok nasuwał mi na myśl arystokrację lub Żandarmerię. Po jakimś czasie w końcu udało mi się znaleźć z nimi wspólny język, przestaliśmy bać się siebie nawzajem. Choć moją pasją nadal nie było oporządzanie końskich kopyt i wywalanie łajna. Nadal czasem wzdrygałam się na widok ich wielkich zębów lub gwałtownych ruchów. Stały się jednak stałym elementem żołnierskiego życia, więc zaakceptowałam to. Nie traktowałam żadnego z koni z obrzydzeniem, ale nie byłam skłonna składać na ich barki mojego życia. Na razie zresztą nawet nie umiałam porządnie jeździć konno, ponieważ tej umiejętności jeszcze nie posiadaliśmy. W tym momencie musieliśmy umieć posprzątać po zwierzętach i o nie zadbać.
Byłam w połowie pracy, gdy czyjaś sylwetka pojawiła się w cieniu wejścia do stajni. Zauważyłam to kątem oka i nie tracąc na czujności kontynuowałam swoją czynność. Sylwetka nie ruszyła się ani odrobinę, jakby wahała się, czy wejść. W końcu wprost zwróciłam się w jej stronę i krzyknęłam:
- Kimkolwiek jesteś, przyszedłeś mi pomóc, czy przeszkodzić?
- Nie jestem pewna. - Cichy głos podążył za wysokim, sprężystym ciałem. To była Vika. Jej rude włosy splecione w warkocze wydawały się płonąć w blasku lamp.
Starałam się ukryć zaskoczenie, dlatego odwróciłam się i wróciłam do swojego zajęcia.
- Czego chcesz? - warknęłam. Nie pałałyśmy do siebie sympatią od początku i wydawało się, że nadal ma mi za złe pewną walkę między nami podczas jednego treningu. Smarkula, której wydawało się, że jest najlepsza i wywyższała się nad innych razem ze swoim braciszkiem. Nie mogła przyjąć do wiadomości swojej porażki.
Gorzko w myślach przyznałam, że mimo tego, dziewczyna i tak wyląduje w pierwszej dziesiątce. Była silna, wysoka, wysportowana. Bardzo wytrzymała. Idealny żołnierz. Być może z Willem pochodzili z jakiejś wojskowej rodziny.
- Mogłabyś być milsza, co? - Jej cichy głos przeszedł w piskliwy. Była niepewna, dlatego chciała to zamaskować hardością.
- Jak widzisz, mam robotę, więc się streszczaj. Przyłazisz tu, skradając się, jakbyś chciała zrobić coś złego. Ja nie mam czasu na takie zabawy.
- Może dlatego, że z zabaw już dawno wyrosłaś - odgryzła się.
- Słuchaj... - wysyczałam przez zęby. Starałam się nie spłoszyć koni swoim krzykiem, zwłaszcza, że część z nich wydawała się już zapaść w sen. - Z jakiegoś powodu do mnie przylazłaś, więc powiedz wreszcie o co ci chodzi, albo spierdalaj.
- Suka.
Tak. Zdecydowanie się nie lubiłyśmy.
Odstawiłam wiadro i ruszyłam ku niej. Byłam od niej o dobrą głowę niższa, ale nie przeszkadzało mi to wzbudzić w niej poczucia lęku, które dostrzegłam w jej oczach.
- Przyszłaś się wyzywać? - Powstrzymałam się od tego, by jej po prostu nie przywalić i stanęłam z założonymi rękami. Głupio się przyznać, ale moje niegdysiejsze zachowania wychodziły teraz, w miejscu, w którym powinno się trzymać nerwy na wodzy. A ja odkąd pamiętam miałam z tym problemy.
- Nie! - fuknęła. - Nie... - powiedziała już spokojniej. Objęła się ramionami. - Przyszłam pogadać. - Bąknęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
- Dobra. Możemy pogadać. Ale ja muszę dokończyć pracę. - Odwróciłam się i znowu podeszła do boksów.
- Słuchaj... Tylko chciałabym, żeby zostało to pomiędzy nami. Nie chcę, by mój brat się o tym dowiedział.
CZYTASZ
Turn to dust || SnK || Levi
FanfictionPrzymusowo wrzucona w świat Zwiadowców, po wielu zawirowaniach i próbach aklimatyzacji, stara się za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na bycie jednym z nich. Jednak zdobywanie zaufania, gdy ma się burzliwą przeszłość nie jest takie łatwe... Na...