I can see no way
Stohess już raz przetrwało walkę tytanów, ale bez wątpienia robienie drugi raz rozpierduchy z tego miasta nie było dobrym pomysłem. Gdyby to zależało tylko ode mnie, od razu zmieniałabym się w tytana i dorwała Ymir, ale Eren wciąż i wciąż powtarzał jedno słowo - ,,nie".
Mieszkańcy byliby przerażeni, gdyby po raz kolejny musieliby przechodzić przez to samo i na pewno nasz Korpus nie byłby dobrze postrzegany, gdy przecież dopiero co, po tak długim czasie, w końcu udało nam się zrehabilitować.
Dystrykt był mocno zabudowany, nie licząc rzeki i terenów przy murze i miałam nadzieję, że już przy rzece będziemy mogli przeprowadzić udany atak na tytana, od którego cały czas trzymaliśmy się kilka kroków dalej, by w odpowiednim momencie podjąć działania. Hanji ze swoim oddziałem zachowywała spory dystans.
W końcu budynki zaczęły się przerzedzać. Skomplikowane arterie ulic zamieniły się w szersze trakty, domostwa pojawiały się rzadziej. Spojrzałam na Erena, który tylko kiwnął głową. Wyskoczył w powietrze wysoko, najwyżej jak się dało, schował linki i ostrza i ugryzł się w dłoń. Błyskawica rozbłysła na wieczornym niebie i przez chwilę w moim polu widzenia zrobiło się tak jasno jakby był dzień.
Uczepiłam się tytana Yeagera, moszcząc się na jego ramieniu, by móc cały czas być przy nim. Nie ustalaliśmy żadnej strategii, po prostu mieliśmy przed sobą cel, a jakimi środkami mieliśmy to osiągnąć, było już mniej ważne.
Kiedy zaczęłam ufać temu chłopakowi na tyle, by siedzieć sobie jak gdyby nigdy nic na jego ramieniu w tytaniej postaci? Raz prawie mnie zabił, więc teoretycznie powinnam nigdy w życiu już się do niego nie zbliżyć. Ale po prostu nie umiałam inaczej. Eren wydawał mi się zbyt czysty, zbyt zwyczajny. Był najbardziej szczery. Nie umiałam go odtrącić. Chciałam na niego liczyć z całych sił, bo tylko on mógł zrozumieć to, co czułam.
Nie odmawiałam zasług Levi'owi. Dlaczego bym miała? Levi też świetnie mnie rozumiał. Tylko w innych sytuacjach. Serce zabiło mi mocniej. Miałam nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Że cala ta akcja nie była jakąś pułapką. Że zaraz z ciemności nie wyłonią się inni tytani.
Pędziliśmy. Musiałam się naprawdę mocno trzymać, bo Eren nabrał niespodziewanej jak na niego prędkości. A może tylko mi się tak wydawało. Fakt faktem, że trzęsło bardziej, niż jakbym jechała na koniu. Ymir była już nieomal w zasięgu ramienia.
Nie spodziewałam się, że będzie chciała walczyć, dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, co zrobiła - po rozeznaniu sytuacji i kilku dłuższych spojrzeniach w naszą stronę zatrzymała się nagle i wyrwała kawał ziemi z podłoża, by rzucić nim w twarz Erena. Bryła gleby natomiast trafiła prosto we mnie, zrzucając mnie z ramienia tytana i gdybym nie była przeczepiona kotwiczkami do jego ciała, prawdopodobnie runęłabym w dół. Szczerze sądziłam, że to działanie miało na celu spowolnienie nas i umożliwienie ucieczki tytance, tymczasem tuż przed moją twarzą pojawiła się jej najeżona zębami morda i bezdenne oczy, w których odbijał się mój durnowaty wyraz twarzy. Ymir postanowiła się pozbyć jednego napastnika, który czyhał na jej kark, napastnika, który w jej mniemaniu był słabszy.
Tak przynajmniej mi się wydawało, do momentu, gdy wgryzła mi się w nogę i oderwała mnie od Erena. Zanim łzy bólu zalały mi obraz, zobaczyłam krew tryskającą ze swojego ciała i jej ciemne oczy. Ymir potrząsnęła mną jak pies swoją zabawką i odrzuciła mnie na ziemię. Gruchnęłam, a przy tym usłyszałam wszystkie swoje kości. Zamroczyło mnie tak, jakbym na chwilę zemdlała. Próbowałam się rozeznać w sytuacji, ale trudno było mi się ruszyć. I tak nie było najgorzej - gdyby Ymir była w posiadaniu większego tytana, mogłabym nie przeżyć spotkania z ziemią.
CZYTASZ
Turn to dust || SnK || Levi
FanfictionPrzymusowo wrzucona w świat Zwiadowców, po wielu zawirowaniach i próbach aklimatyzacji, stara się za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na bycie jednym z nich. Jednak zdobywanie zaufania, gdy ma się burzliwą przeszłość nie jest takie łatwe... Na...