Rozdział 46

1.4K 149 55
                                    

  Sometimes, to be honest, most of the times I think we only here in this world to suffer.


  Wciąż nie odczuwałam płynącego czasu. Nie wiedziałam, ile minęło, odkąd był u mnie Levi. Hanji i Eren już nie wrócili. Nikt nie przychodził. Chyba długo to trwało, bo bardzo mi się chciało pić. Naprawdę bardzo. Jeść trochę mniej. Ale pić... Pragnęłam zlizać chociaż krople potu płynące od czasu do czasu po moich skroniach. Próbowałam płakać i posmakować słonych łez, ale moje kanaliki były kompletnie wyschnięte, a oczy opuchły.

  Byłam tak odrętwiała, że miałam problem poruszyć małym palcem u dłoni. Cały czas się zastanawiałam, czy ja naprawdę na to zasłużyłam? Czy naprawdę byłam tak złym człowiekiem?

  ,,Człowiekiem".

  Chciałabym tylko umrzeć z godnością.


  Pierwszy przyszedł do mnie Moblit. Nie wiedziałam dlaczego akurat on. Nigdy z nim za bardzo nie rozmawiałam. Ale przyszedł. Postawił małą latarnię na ziemi razem z tacą, ale jeszcze nie potrafiłam rozpoznać co na niej stało.

  Otworzył ze skrzypnięciem wrota celi i stanął przede mną tak, że nie widziałam jego twarzy.

  - Teraz wyjmę knebel z twoich ust, więc będę musiał cię dotknąć. Potem dam ci pić i cię nakarmię. Jeśli spróbujesz zrobić cokolwiek, by zrobić mi krzywdę, będę zmuszony cię zabić. 

  Nie zamierzałam robić mu krzywdy. Chciałam się tylko napić.

  Zrobił wszystko zgodnie z tym, co powiedział. Ukucnął przede mną i podstawił mi kubek z wodą pod usta. Nie pozwolił mi się napić zbyt wiele na raz. Następnie po łyżeczce nakarmił mnie kaszą z jakimś sosem, nieważne, po prostu jadłam. Moblit nawet przygotował dla mnie chusteczkę, którą ocierał mi usta i brodę. Jak małemu dziecku. 

  Nieważne, po prostu jadłam.

  Dopchałam się jeszcze kawałkiem chleba na sam koniec i całkiem zadowolona westchnęłam. 

 Moblit zaczął wszystko zbierać i przymierzał się do ponownego założenia mi knebla. 

  - Czekaj - powiedziałam. Mój głos był w trochę lepszym stanie ale brakowało mi sił. - Kto cię przysłał?

  - Hanji - odparł krótko i chwycił knebel. Odwróciłam głowę w inną stronę żeby go powstrzymać.

  - Czemu nikt inny do mnie nie przychodzi?

  - Nie mogę z tobą rozmawiać - wyszeptał.

  - Jesteś pierdolonym zastępcą generała, do cholery...

   - Język - powiedział dość chłodno i znów się przymierzył do zakneblowania mnie.

  - Przepraszam. Mam jedną prośbę.

  - Tylko szybko.

  - Przyślij kogoś... Zaufanego. - wyszeptałam. - Muszę się wysrać.


  Znowu przyszedł do mnie następnego dnia - raczył mnie poinformować, że będzie przychodził raz dziennie o tej samej porze.

  Zjadłam na tyle szybko, na ile mi pozwolił i gdy zaczął się zbierać, zagadnęłam go po raz kolejny.

  - Śmierdzę. Ktoś przyjdzie mi pomóc?

  Otaksował mnie z góry na dół i skinął głową.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz