cuts me like a knife inside my heart
Wylądowałam w tak dobrze mi znanym miejscu. Miejscu, gdzie wcześnie przebywał Eren, ucząc się swoich mocy. W miejscu, gdzie w jednym pokoju byłam ja i Levi. Dostałam swoją starą sypialnię z powrotem jak i łózko, w którym wiele słów zostało wypowiedzianych, a jeszcze więcej przemilczanych.
Mogłam się w końcu umyć i założyć starą bluzę z kapturem, którą mi oddali wraz z innymi cywilnymi ubraniami.
Owinięta świeżo wykrochmaloną pościelą, wpatrywałam się w gwieździste niebo. W końcu i znów. Tyle nocy go nie widziałam, a teraz było całe dla mnie.
Wodziłam oczami po wszystkim, co stało w moim pokoju. Nigdy nie uważałam się za sentymentalną osobę, a teraz z pewnym rozczuleniem patrzyłam na wszystkie rysy, które zdobiły biurko czy sęki w drewnianej podłodze, która zawsze skrzypiała pod moimi stopami. Dziwnie, czuć się gdzieś jak w domu.
Pierwszej nocy spałam, jak jeszcze nigdy. To było słodkie zanurzenie się w cieple, zaśnięcie z wyczerpania i długie godziny bez ani jednej pobudki w międzyczasie. Jedyne, co mogło mnie zbudzić, to poczucie zwyczajnego, cudownego wyspania. Wtedy, gdy oczy otwierają się leniwie, a promienie słońca łaskoczą cię w nos, a ty wiesz, że jesteś bezpieczny. Taka była pierwsza noc i była ona jedyną dobrą nocą. Bo dalej było tylko gorzej. Bo dalej już spać nie mogłam, a godziny bezsenności rozwlekały się do dni.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co się stało. Nie mogłam uwierzyć w to, że mnie ułaskawili. Z jakiej racji? Przecież mnie się nie dało uratować, byłam na straconej pozycji. A jednak! Do jakich wniosków doszli, co we mnie zobaczyli?
Może chcieli się wybielić. Przecież sami wiedzieli, że mają mnóstwa gówna na sumieniu. Nie byli ani trochę mniej czyści. Nie pomogli tamtym ludziom. Ani jednej osobie. Wymazali to ze swoich kart, zataili.
I ja chciałam walczyć dla takich ludzi? Chciałam stać u ich boku wykrzykując hasła o wolności? Serio?
Może chciałam tego, bo czułam, że są przecież tak samo nieidealni jak ja. Choć pewnie by się do tego nie przyznali, ale podejrzewałam, że oni czuli to samo i być może to był powód mojego ułaskawienia. A może byli po prostu zdesperowani.
Wracając, tak - czułam, że jesteśmy na podobnym poziomie. Prawi i wielcy ludzie nie pozostawiają swoich pobratymców na pastwę losu. Zagrzebanych żywcem pod ziemią.
Ciarki przeszły mi po plecach, schowałam twarz w ramionach. Próbowałam wyrzucać te obrazy z głowy, ale to było bardzo trudne, będąc samemu. Czasem miałam wrażenie, że się z tym godziłam, ale czasem, a zwłaszcza gdy patrzyłam na ukochane przeze mnie nocne niebo, widziałam, w blasku gwiazd rzucanym na podłogę pokoju, twarze wszystkich, których życie ukróciłam tego jednego dnia.
Dnia, gdy odkryłam, że nie jestem człowiekiem.
W tym znajomym mi miejscu nikogo znajomego nie było. Nikt tu nie przyjechał razem ze mną.
Chociaż był Levi. Ale on stal mi się zupełnie obcy. Chciałam z nim porozmawiać kilka razy ale nie potrafiłam się przemóc, by do niego podejść. Zresztą prawie nigdy nie znajdował się w pobliżu. Zawsze był gdzieś daleko, zawsze zajęty.
A było we mnie coś takiego, co mnie do niego ciągnęło. Jak go tylko widziałam. Taka siła, która szarpała moimi wnętrznościami, coś takiego, jak to, gdy rwałam się do walki. Tylko to nie chciało walczyć. To chciało złapać, gryźć, ściskać, ale też chciało gładzić i... Nie, temu nie mogłam się poddać za nic w świecie. Nie mogłabym. Słowa, czyny, to wszystko sumowało się w jeden, wielki wykrzyknik, który dawał mi do zrozumienia, że czegoś takiego zapomnieć nie można i nic na tym świecie nie sprawi, że znów mogłabym zapleść swoje palce w jego włosach, nic nie pozwoli mi usłyszeć bicia jego sercu tuż przy moim uchu.
CZYTASZ
Turn to dust || SnK || Levi
FanfictionPrzymusowo wrzucona w świat Zwiadowców, po wielu zawirowaniach i próbach aklimatyzacji, stara się za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na bycie jednym z nich. Jednak zdobywanie zaufania, gdy ma się burzliwą przeszłość nie jest takie łatwe... Na...