Rozdział 25

2.2K 187 108
                                    

                               The last glimpse of the world I see.


  Myślałam, że robię dobrze, ale w momencie minięcia pierwszych drzew i wkraczania coraz głębiej w ciemność, ogarnęły mną pierwsze wątpliwości i pomyślałam, że tak naprawdę nie jestem nikim niezwykłym, specjalnym. Nie tylko ja mam swoje obawy, problemy i marzenia. Jestem po prostu zwykłą idiotką.

  Levi i Derek to doświadczeni zwiadowcy. Mieli za sobą w cholerę wypraw i pewnie tylko dzięki ich decyzjom nadal żyją. A w tym momencie wchodzi taka dziewczyna jak ja - kolejny pionek, mały element w układance, która tak łatwo się może posypać. Czy rzucając się prosto w otchłań niebezpieczeństwa naprawdę myślałam, że jest to dobry pomysł?

  Po części miałam na to nadzieję. Nie chciałam chować kolejnych trupów. Nie chciałam niepowodzeń. Nie po to mieliśmy Erena, by z niego nie skorzystać. Nie po to mieliśmy Mikasę i Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości. Nie po to żyłam ja, by patrzeć na śmierć innych.

 Już wystarczająco się tego w życiu naoglądałam.

  Nie zdążyłam wyhamować Leo. Chciałam. Ale było już za późno, gdy wyrosła przed nami sylwetka tytana, który nagle wyłonił się zza drzew, wybudzony z nocnego letargu. Zobaczyłam tylko stopę, która szybko się do nas zbliżyła i wyrzuciła naszą dwójkę w powietrze. Wywaliło mnie z siodła i chyba tylko takim sposobem zdołałam się uratować. Wypuszczając liny, uczepiłam się jednego z konarów, owinęłam się dookoła niego i w końcu zatrzymałam, chwiejąc się w powietrzu. Z bólem serca zobaczyłam, jak mój koń leży roztrzaskany pod drzewem. Krew leciała mu z pyska, prawdopodobnie wszystkie w jego wnętrzu zamieniło się w bezładną papkę.

  Doszłam szybko do siebie i zobaczyłam czerwony szalik Mikasy, który mignął mi przed oczami i zaraz usłyszałam huk i trzask łamanych drzew. Tytan padł.

   Zeszłam na ziemię i podbiegłam do mojego wierzchowca. Dyszał, ale był już na skraju. Położyłam mu dłoń na głowie i lekko ja pogładziłam.

    Zabiłam go jednym, szybkim ciosem w serce. Naprawdę dobrze mi służyłeś, Leo. Dziękuję za wszystko.

   Odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie, w głąb. Od teraz musiałam poruszać się tylko na własnych nogach lub za pomocą manewru. Miałam nadzieję, że starczy mi gazu.

   - Miina, zaczekaj. Zastanów się. - Mikasa zaczęła iść za mną. Jak zawsze była spokojna i opanowana, tak teraz zdenerwowanie udzieliło się również jej. Schowała ostrza i złapała mnie brutalnie za ramię. Nie przebierała w środkach, gdy chciała komuś pokazać, gdzie jego miejsce.

   - Jeśli chcemy sprawić, by ta wyprawa miała sens, musimy uwierzyć w Erena i siebie - odparłam, nawet na nią nie patrząc. Chyba nie chciałam patrzeć jej w oczy. Zawsze były surowe i miałam wrażenie, że oceniają mnie na każdym kroku. Ale mogło mi się to po prostu wydawać - Mikasa sama z siebie nie sprawiała wrażenie osoby, która ocenia innych. O ile w ogóle zwracała na kogoś uwagę. - Idź i chroń Erena. Niedługo może nam się przydać.

  Wyrwałam się, skoczyłam i poszybowałam w górę wiedząc, że dziewczyna nie będzie mogła zrobić inaczej. Widziałam jej oddanie dla Erena. Wydawało mi się, że to może być miłość, tylko jeszcze nie wiedziałam, czy taka siostrzana, czy przyjacielska, a może między kochankami. Nie za wiele wiedziałam o miłości. Albo o kontaktach międzyludzkich. Wszystkich rzeczy dowiadywałam się z książek, które podrzucał mi Leif. Ale tam zazwyczaj miłość była prosta, w świecie pokoju, bez tytanów. Tu nic nie było proste.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz