Rozdział 31

2.5K 176 106
                                    

                                            I slowly fall into the abyss.


  Dni przesypywały mi się przez palce. Wszystkie wyglądały tak samo, wszystkie polegały na wyczekiwaniu. Wszystkie opierały się na strachu, że to mógł być ostatni raz.

  Nie wiedziałam, kiedy to się zaczęło. Przyłapałam się, że przy każdym posiłku moje oczy wędrowały w jego stronę, a wokół nie było niczego, nic nie istniało, zupa w misce przede mną, rozmowy mojego oddziału. Kilka razy złapaliśmy się na długim spoglądaniu w swoją stronę.

  Podczas treningów, wykonywania najprostszych czynności, często się rozglądałam, szukając znajomej sylwetki.

  To było czysto fizyczne przyciąganie. Było ekscytujące, bo było inne, było odmianą w moim beznadziejnym życiu, było płomykiem, który mnie rozpalał i sprawiał, że wszystko było lepsze. Czułam cały czas to ciepło, uczucie, że ktoś jest przy mnie.

  Za dnia mało rozmawialiśmy. Za dnia nic między nami nie było. Ot, czasem muśnięcie palców, gdy zbyt blisko siebie przeszliśmy. Czasem przeciągłe spojrzenie i rumieniec na moich policzkach. Cholera, kiedy zaczęłam się rumienić? Beznadziejna umiejętność ciała.

  Chyba tylko raz skradł mi pocałunek za dnia. Gdy siedziałam w kuchni, zmywałam stertę naczyń, byłam zmęczona i potargana. Wtedy przyszedł do mnie i zakładając mi włosy za ucho pocałował mnie. Tak zwyczajnie, nie bojąc się, że ktoś nas zauważy, nie spieszył się. To był też jeden z tych dni, gdy wieczorem do mnie nie zawitał i już myślałam, że to koniec.

  Przez ciągłe napięcie zaczęłam więcej z siebie dawać na treningach, żeby tylko się go pozbyć, choć na chwilę. To była jedna z tych pozytywnych stron zaistniałej sytuacji między mną, a Levi'em. Dając z siebie wszystko, stawałam się lepsza na żołnierskim polu. I nikt nie mógł wiedzieć, jaki był tego prawdziwy powód.

  Nie umiałam go rozgryźć. Próbowałam gadać, ale jakoś... Sama nie była w tym dobra. Ciężko było coś z niego wyciągnąć, a czas miałam tylko od naszego pierwszego wieczornego pocałunku, aż do zamknięcia przez Levi'a drzwi do mojego pokoju. Nigdy nie zostawał. Nie znałam uczucia budzenia się przy mężczyźnie, z którym poszłam do łóżka.

  Czy czułam się źle z tym, co się działo? No niezbyt. Pomijając chwile, gdy bałam się, że to konkretne zamknięcie drzwi będzie tym ostatnim, będzie zostawieniem mnie bez słowa, po zasianiu we mnie nadziei na lepsze jutro.

  Rozgrzanymi palcami badałam jego ciało i psychikę. Między słowami wychwytywałam drobiny informacji. Wiedziałam, że Podziemie odcisnęło na nim nieodwracalne piętno. Że ta przeszłość sprawiała, że był kimś więcej niż tylko najlepszym żołnierzem Korpusu, który jest pedantem i dziwakiem trzymającym dziwnie filiżankę od herbaty, jak do tej pory o nim myślałam. Ciężko mu było opowiedzieć swoją historię, tak samo jak mi - zbyt dużo było w nich bólu, złości, zła. Pytałam o blizny, ale nic nie mówił. To siedziało w nim bardzo głęboko.

  Wiedziałam, że był szkolony na przestępcę. Dostał się do Zwiadowców jako przestępca. I mimo tego, że teraz był kapitanem i najlepszym z najlepszych, traktowany na równi ze zbawicielem, czułam, że on nadal, w głębi, czuje się jak niepasujący element tego chwalebnego otoczenia. Że czuje się sam i uważa, że nikt go nie zrozumie, dlatego nie chce nikogo do siebie dopuścić. Może myślał, że ludzie przestaną mu ufać, gdy poznają go bliżej. Jaką ironią losu było to, że postanowił na bliższy kontakt właśnie z podobną osobą. Chciałam przynieść mu ukojenie i dzięki temu przynieść je też sobie. Łudziłam się, że może będziemy się czuli lepiej. Tylko że to było niemożliwe, bo byłam tak samo poraniona jak on i tak naprawdę to chciałam, by to on pomógł mi. Moja psychika przy nim odpoczywała. Dlatego tak bardzo bałam się momentu, gdy to wszystko się skończy.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz