Rozdział 21

2.4K 182 70
                                    

   You become the monster you fear the most, so the monster won't overtake you.


  Jechaliśmy już jakiś czas przez pola. Znacznie nas opóźniały, ale ominięcie ich mogło być jeszcze dłuższe. Było południe. Było cicho. Było spokojnie. Wiatr szumiał w trawach. Mimo to, nie traciliśmy na czujności. Konie potrzebowały odpoczynku, ale nie mogliśmy się zatrzymać, póki nie wyjdziemy na równy teren. Szliśmy na tyle wolnym krokiem, że mieliśmy nadzieję, że wierzchowce dadzą radę. Mój Leo trzymał się dzielnie. 

  Nagle wyszliśmy z zarośli na pustą powierzchnię. Trawa i chwasty były całkowicie przygniecione do ziemi. Szeroki korytarz, jaki tym sposobem się utworzył, przecinał nam drogę prostopadle. Nie zdołaliśmy zobaczyć, jak daleko się ciągnie. Historia zeskoczyła na ziemię i dotknęła jej.

  - Ciepła. To musiało powstać niedawno.

  - Masz na myśli... - Sasha spojrzała w stronę, gdzie znajdował się środek naszej formacji. 

  - Jeśli to nie tytan, to nie wiem, co innego. - Pokręciła głową Historia. - Musiał się czołgać.

  - To tytan. - Connie spoglądał na prawo i my zrobiliśmy to samo. Na niebie zakwitła czarna wstęga flary.

  Zaraz za nią rozległ się krzyk. Nadal nic nie widzieliśmy, poza poruszeniem w tamtym miejscu i wyłaniającymi się z traw niezidentyfikowanymi obiektami.

  Po chwili znów nastała cisza, a my wpatrywaliśmy się w korytarz, którego końca nie było widać.

  - Idziemy tam? - wyszeptała przerażona Sasha.

  Ścisnęłam mocno rękojeść broni i ruszyłam powoli korytarzem. Po kilku krokach nadal nic nie widziałam, nadal nic się nie wydarzyło. Obejrzałam się na swoją grupę i dałam im głową znak, żebyśmy ruszyli w tamtą stronę. Popędziłam Leo. Ścieżka kilka razy gwałtownie skręcała, więc ciężko mi było lawirować koniem z bronią w ręku. Nigdy nie byłam dobrym jeźdźcem i w takich sytuacjach łatwo mogłam popełnić błąd. Z kołatającym sercem mijałam kolejny metry drogi, by w końcu zobaczyć grupę ludzi i wyhamować przed miejscem pobojowiska.

  Tytan był mały, dlatego nie dziwne, że tak świetnie schował się w trawie. Jego wzrost nie przeszkodził mu w narobieniu wielu szkód. Na ziemi leżało już jego parujące truchło. Rozejrzałam się, czy są jakieś ofiary. Widziałam grupę Levi'a, widziałam grupę z oddziału Hanji. Jednak czy wszyscy byli cali? Zsiadłam z konia, bo nie widziałam nigdzie Armina. Czyżby coś mu się znowu stało?

  - Gdzie wy, kurwa, byliście? - Dopadł do mnie rozwścieczony Levi. Pierwszy raz widziałam go w aż takim wzburzeniu. - Czemu nie daliście znaku ostrzegawczego?

  - Kapitanie, my nawet nie widzieliśmy tego tytana! - Connie pojawił się obok mnie. - Gdy natrafiliśmy na jego ślady, było już za późno!

  Levi zacisnął zęby i odwrócił się do nas plecami. Podeszłam bliżej, by zobaczyć, wokół kogo zbierali się ludzie. Zobaczyłam, że Armin siedzi na ziemi ze zbolałą miną.

  - Hej. - Ukucnęłam przy nim. - Wszystko w porządku?

  - Spadłem z konia... - odpowiedział z trudem. - Znów. Na szczęście nie na złamaną nogę. Ale... - Zaczął mówić, ale wtedy zobaczyłam chłopaka, wokół którego wszyscy się zebrali. Krew lała mu się strumieniem z lewego ramienia. Jakaś blond włosa dziewczyna opatrywała mu gorączkowo ranę. Gdy zalała ją falą spirytusu, chłopak wrzasnął z bólu.

  - Ugryzł go. Dobrze, że miał trzeźwo myślących towarzyszy. - Mikasa odezwała się tuż nad moim uchem, odpowiadając na moje niezadane pytanie.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz