Rozdział 61

1.5K 119 133
                                    

  the feeling of ending things.

  Długi, ciemnozielony paradny płaszcz wisiał przede mną na wieszaku u drzwi łazienki. Zamknęłam się w niej, gdy Levi obudził mnie szturchnięciem w ramię. Dzień, na który wielu ludzi czekało, nadszedł.

  Minęły dwie noce od naszej kłótni, dwie noce, które spędziłam sama. Levi chciał mi dać czas, spokój, nie chciał na mnie wywierać żadnej presji, za co byłam mu wdzięczna. Wieczorem, gdy kładłam się spać, wychodził gdzieś, a ja zasypiałam. Później budziłam się, gdy nad ranem wracał, cicho zamykając za sobą drzwi. Udawałam, że śpię dalej, wciskając twarz w poduszkę i jednocześnie nasłuchując, co będzie dalej. A on siadał w fotelu i nieruchomiał, a przynajmniej żaden szelest tego nie zdradzał. Słuchałam jego cichego oddechu, zastanawiając się, czy zasypiał na te kilka godzin, czy po prostu siedział, opierając policzek o dłoń i czekał na nastanie poranka. Gdy udawało mi się w końcu zasnąć, rano budził mnie, oznajmiając mi, że już pora na śniadanie. Na śniadanie chodziliśmy razem, siadaliśmy przy jednym stole i słuchaliśmy tego, jak wyglądają przygotowania do koronacji. Jakby to ignorancko nie zabrzmiało, miałam tę koronację całkowicie w dupie i chciałam po prostu, by już było po niej. Ale siedziałam przy stole i słuchałam co inni mają do powiedzenia, za wiele się nie odzywając. Choć sytuacja po moim wybuchu wyglądała lepiej, bo nikt już nie unikał mojego spojrzenia, wręcz zdarzało się na mnie bez żenady spojrzeć. Eren jeszcze raz mnie przeprosił za nasz sparing i z Arminem opowiadali mi o tym, jak mają zamiar zabrać mnie do Stohess i mi coś pokazać. Oczywiście Levi jak zwykle wszedł im w słowo i już się nie dowiedziałam, co takiego ciekawego jest w Stohess, ale stwierdziłam, że prędzej czy później się dowiem.

  Pod okiem kapitana i Hanji ćwiczyłam z Erenem walkę wręcz, oczywiście już nie w formie tytanów. Poprzedniego dnia prawie zginęłam, gdy trochę za bardzo wykręciłam Erenowi rękę, a zawsze będąca w jego pobliżu Mikasa zainterweniowała z prędkością osy. Na samo wspomnienie pomacałam się po żebrach - to było tylko wrażenie, bo po tym zdarzeniu z jasnych względów nie został mi nawet ślad, ale ciało zapamiętało.

  Dotknęłam emblematu skrzydeł. Skrzydeł Wolności, jak lubili to nazywać. Czułam pod opuszkami splot delikatnych nici. Nie można było odmówić im piękna. Szkoda tylko, że tak często widziałam je podeptane i zakrwawione. I szkoda, że cena za tę wymarzoną wolność była tak wysoka. Czy byłam gotowa ją ponieść? Jeszcze nie wiedziałam. Skrzydła nęciły, dawały absurdalną nadzieję. Gdy widziałam je, jak łopoczą na plecach Levi'a, Mikasy, czy mojego brata, w takich chwilach wydawały się czymś więcej. Tak, jakby naprawdę unosiły tych ludzi. Ja ich na swoich ramionach nie czułam. Ale... choć raz bym chciała. Tak naprawdę. Z przekonania, wiary, zaufania, miłości. Nie z nienawiści, złości, a właśnie z tych dobrych uczuć, które popychały ludzi do najlepszych czynów.

  Nie potrafiłam się jednak powstrzymać przed upewnieniem się, czy broń jest bezpieczna za paskiem moich spodni i czy nóż dobrze tkwi w bucie zanim nałożyłam na siebie galowy płaszcz Korpusu Zwiadowczego. Ufać, ale nie tracić czujności. Ufać, ale zachować ostrożność.

  Płaszcz układał się dobrze, miałam go na sobie drugi raz - ten pierwszy był po mojej pierwszej wyprawie, na kolejne pogrzeby nie chodziłam. Spojrzałam jeszcze w lustro, by zobaczyć, czy wszystko jest w porządku i spostrzegłam, że wyglądałam nawet nieźle jak na siebie. Spokój i miękkie łóżko zdecydowanie mi służyły - policzki były trochę mniej zapadnięte, włosy nie wystawały na wszystkie strony, a przynajmniej nie aż tak. Wyszłam z łazienki i podeszłam do Levi'a, która stał przy oknie, patrząc na rozciągające się za nim ogrody.

  - Jestem gotowa - odezwałam się, by zwrócić jego uwagę, bo jakoś nie był zainteresowany moją osobą, gdy zamyślony trzymał ręce w kieszeniach płaszcza i patrzył w jakiś nieokreślony punkt. Levi był bardzo przystojny. Zwłaszcza w mundurze, niestety. I bardzo ciężko było mi go trzymać na dystans, gdy taki był. Oczywiście, że to zależało ode mnie i mogłam to niby zmienić, ale trochę się obawiałam jego reakcji. Obawiałam się wszystkiego, co mogło z tego wyjść.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz