"They" didn't bring us here to change the past.
- Dzisiaj jeszcze nie? Świetnie, dbacie o naszą psychikę! - Jean stał z założonymi rękami i całym sobą pokazywał, jak bardzo jest niezadowolony.
- To nie nasza wina... - Hanji typowym dla siebie gestem poprawiła okulary. Znowu wyglądała na okropnie zmęczoną, ramiona miała zwieszone i raz po raz nerwowo przerzucała kartki, które trzymała w ręku.
- Czego się odzywasz gówniarzu, jak nie trzeba? Jedziemy jutro i tyle. Koniec dyskusji. - Wszyscy spojrzeli na Levi'a lekko zaniepokojeni. Niby normalne zachowanie dla kapitana, ale mimo wszystko jego poddenerwowanie było czuć w powietrzu. Tracił nad sobą kontrolę i był wyjątkowo opryskliwy. To nie było codzienne.
- Dobra, spokojnie. - Pani generał uniosła dłoń, przerywając wszelkie rozmowy. - Nie wszystkie oddziały dotarły na czas, więc czekamy. Nie spieszy nam się. Tym razem. - Rzuciła szybkie spojrzenie Levi'owi. - Poinformujemy was, jeśli się coś zmieni, ale teraz... Teraz po prostu odpoczywajcie. A z samego rana według planu wyruszamy. Możecie się rozejść.
Tak zrobiliśmy, dalej słuchając narzekań Jean'a i wtórującego mu Erena. Czyli jeszcze jeden dzień męki odwlekania nas od nieuniknionego. Będąc ostatnio dość podejrzliwą względem dowództwa, zastanawiałam się, czy te oddziały naprawdę nie dotarły, czy oni czekają na coś innego. Może tak naprawdę nie chcieli tej wyprawy, nie zgadzali się z decyzją Smitha?
Byłam dość rozdarta, bo z jednej strony wiedziałam, że jaka nie była by decyzja Erwina, tajemnicze zjawisko w lesie należało zbadać. A z drugiej istniało zbyt wiele niewyjaśnionych okoliczności wewnątrz murów, które przecież powinno się załatwić. Jak mogliśmy planować wyprawę, gdy ginęli nasi ludzie, gdy nie byliśmy bezpieczni, gdy były generał był chyba jakimś zakładnikiem w stolicy, bo to niemożliwe, żeby tak po prostu tam siedział. Niby coś tam planował, szykował, ale nikt nie znał szczegółów, więc jaka była prawda?
I wtedy moje rozmyślania przerwała osoba, z którą już dłuższy czas nie rozmawiałam i zamierzałam nadal zachować ten stan rzeczy.
- Pozwól na słowo. - Levi zagrodził mi drogę, a ja aż cała się spięłam, jeszcze kalkulując, czy uciekać, czy może mu przywalić, a może zrobić obydwie rzeczy naraz. W tym samym momencie dostrzegłam obok nas Hanji. Jej obecność mogłam zaakceptować, więc zdecydowałam się zostać.
- Miina, chcielibyśmy zadać ci kilka pytań. - Hanji uśmiechnęła się niemal przepraszająco, szturchając Levi'a w bok, który oczywiście nic sobie z tego nie robił. Rozejrzałam się wokół.
- Nikogo nie ma w pobliżu. Słucham.
- Może jednak nie stójmy na środku placu. Za mną. - Generał zwróciła się w stronę wejścia do budynku. Ruszyłam za nią z ociąganiem.
Po przejściu kilku pięter i korytarzy znaleźliśmy się w gabinecie kobiety, który był tak niewiarygodną klitką, że nie do uwierzenia było to, że należał do najważniejszej osoby w Korpusie. Pokoik składał się tylko z biurka, dwóch krzeseł i regału, na którym nie było prawie nic. Za biurkiem, pod oknem stało łóżko i na tym kończyły się wygody. Zwiadowcy naprawdę byli traktowani coraz gorzej.
- No dobra, to tak. - Zoe oparła się o biurko, a obok niej, wyprostowany jak struna, stanął Levi. Starałam się nie zaszczycać tego gada nawet spojrzeniem. - Chcielibyśmy...
- Jesteś podejrzana o zabójstwo człowieka. Lepiej mów co wiesz, bo twoja kara śmierci zostanie znowu odnowiona. - Kurdupel powiedział to beznamiętnie, szybko, brutalnie, nie dając mi nawet pomyśleć. Natychmiast wyraz mojej twarzy się zmienił. Ogarnęła mnie wściekłość.
CZYTASZ
Turn to dust || SnK || Levi
FanfictionPrzymusowo wrzucona w świat Zwiadowców, po wielu zawirowaniach i próbach aklimatyzacji, stara się za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na bycie jednym z nich. Jednak zdobywanie zaufania, gdy ma się burzliwą przeszłość nie jest takie łatwe... Na...