What's so good about giving up? Is it better to escape from reality, to the point where you're throwing away your hope?
Słońce poraziło mi oczy, gdy wyszliśmy w końcu z lasu. Oślepiające światło rozlewało się na równinę prowadzącą do miasta. A raczej tego, co z niego zostało.
Kiedyś musiało być imponujące. Iglice świątyni i ratusza nadal dumnie górowały nad innymi budynkami, lekko wyszczerbione, być może po spotkaniu z jakimś rozpędzonym ramieniem. Część budowli była zrównana z ziemią, inne nadal pięły się kilka pięter do góry, odchudzone o jakąś ścianę, dach lub całą połowę budynku. Czegoś takiego nie widziałam w całym swoim życiu.
Gdy zbliżyliśmy się w końcu do pierwszych zabudowań, zobaczyliśmy zawalone gruzem, szkłem i drewnem ulice, które miejscami były poprzecinane wyłomami i pęknięciami. Wszystko było rozszarpane, roztrzaskane. Gdzieniegdzie widać było ostatnie ślady ludzi, jak jakaś miska, szmata skołtuniona w kącie, czy coś, co wyglądało jak resztki dziecięcej zabawki. Wiatr wył w pustych oknach, miasto opanowały porzucone wychudzone zwierzęta i robaki. Nie przyznałabym się nikomu, że wtedy ciarki przeszły mi po plecach. Aż trudno było uwierzyć, jak zaledwie w ciągu kilku lat centrum ludzkości zmieniło się w opuszczone tereny, nienadające się do ponownego zamieszkania.
- Nie wchodzimy do miasta - zarządził Levi. - Omijamy je i idziemy wprost do rzeki. Być może gdzieś tu się kryją tytani, a w ciasnych uliczkach będziemy mieli mniej szans, by ich wcześniej zauważyć.
Skierowaliśmy się na prawo, ku srebrnej wstędze, która błyszczała na horyzoncie. Wiedziałam, że nie chcieliśmy tracić czasu i przed nami była długa droga. Zaczynałam jednak coraz bardziej wątpić w sens tej misji. Na razie było łatwo - była rzeka, brak niebezpieczeństw na drodze. Tylko ile tak naprawdę jeszcze było przed nami? Droga w jedną stronę to dopiero połowa problemu, skoro zostawała nam jeszcze droga powrotna. Mimo tego, nie dzieliłam się tym z innymi. Jeśli mieli refleksje podobne do moich, nie musiałam ich o tym wszystkim informować.
Niestety dalsza część wyprawy przyprawiła nas o kolejne trudności. Konie zaczynały się męczyć. Ostatni postój był zbyt krótki, by w pełni zregenerowały swoje siły. Myśleliśmy, że może dadzą radę dojść do rzeki, ale w połowie drogi musieliśmy z nich zsiąść i iść na pieszo. Przez to zajęło nam to dwa razy więcej czasu i gdy byliśmy już niedaleko, słońce już chyliło się ku zachodowi.
Wszyscy byliśmy znużeni całodniową podróżą, dlatego z ulgą popatrzyliśmy na potok, od którego już nas dzieliło tak nie wiele.
I właśnie wtedy rozlał się w powietrzu niesamowity pisk cierpiącego zwierzęcia i rozdzierający wrzask człowieka. Zobaczyłam, jak dwie sylwetki wzbijają się bezradnie w powietrze, by łupnąć o ziemię z całą siłą. Tytan z impetem wpadł w grupę niedaleko nas, młócąc rękami dookoła. Miał kilka metrów wysokości. Kątem oka zobaczyłam błysk i za chwilę ktoś z niewiarygodną szybkością wzbił się, zaczepiając o tytana. Może zdążyłam mrugnąć, a może nie, ale w następnej kolejności ujrzeliśmy, jak tytan pada z impetem na ziemię, wzbijając dookoła tumany ziemi.
Gd zbiegliśmy się w tamto miejsce, zobaczyliśmy co zaszło. Obok tytaniego truchła stała Mikasa, wycierająca broń z jego krwi. Nie miałam pojęcia, jak ona to zrobiła jak szybko. Patrzyłam na nią z mieszaniną szoku i podziwu, ale zaraz moja uwaga została przekierowana na inne tory. Pobiegłam do grupy, która już zdążyła się zebrać obok poszkodowanego nieszczęśnika.
Gdy podeszłam bliżej, usłyszałam ciche jęczenie. Wtórowała temu zdenerwowana Hanji i Eren, którzy wyrzucali z siebie potoki słów. Gdy w końcu dopchałam się do zamkniętego kręgu, aż nabrałam głęboko powietrza w płuca.
CZYTASZ
Turn to dust || SnK || Levi
FanfictionPrzymusowo wrzucona w świat Zwiadowców, po wielu zawirowaniach i próbach aklimatyzacji, stara się za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na bycie jednym z nich. Jednak zdobywanie zaufania, gdy ma się burzliwą przeszłość nie jest takie łatwe... Na...