Rozdział 20

2.6K 213 95
                                    

  What's so good about giving up? Is it better to escape from reality, to the point where you're throwing away your hope?


  Słońce poraziło mi oczy, gdy wyszliśmy w końcu z lasu. Oślepiające światło rozlewało się na równinę prowadzącą do miasta. A raczej tego, co z niego zostało. 

  Kiedyś musiało być imponujące. Iglice świątyni i ratusza nadal dumnie górowały nad innymi budynkami, lekko wyszczerbione, być może po spotkaniu z jakimś rozpędzonym ramieniem. Część budowli była zrównana z ziemią, inne nadal pięły się kilka pięter do góry, odchudzone o jakąś ścianę, dach lub całą połowę budynku. Czegoś takiego nie widziałam w całym swoim życiu.

  Gdy zbliżyliśmy się w końcu do pierwszych zabudowań, zobaczyliśmy zawalone gruzem, szkłem i drewnem ulice, które miejscami były poprzecinane wyłomami i pęknięciami. Wszystko było rozszarpane, roztrzaskane. Gdzieniegdzie widać było ostatnie ślady ludzi, jak jakaś miska, szmata skołtuniona w kącie, czy coś, co wyglądało jak resztki dziecięcej zabawki. Wiatr wył w pustych oknach, miasto opanowały porzucone wychudzone zwierzęta i robaki. Nie przyznałabym się nikomu, że wtedy ciarki przeszły mi po plecach. Aż trudno było uwierzyć, jak zaledwie w ciągu kilku lat centrum ludzkości zmieniło się w opuszczone tereny, nienadające się do ponownego zamieszkania.

  - Nie wchodzimy do miasta - zarządził Levi. - Omijamy je i idziemy wprost do rzeki. Być może gdzieś tu się kryją tytani, a w ciasnych uliczkach będziemy mieli mniej szans, by ich wcześniej zauważyć.

  Skierowaliśmy się na prawo, ku srebrnej wstędze, która błyszczała na horyzoncie. Wiedziałam, że nie chcieliśmy tracić czasu i przed nami była długa droga. Zaczynałam jednak coraz bardziej wątpić w sens tej misji. Na razie było łatwo - była rzeka, brak niebezpieczeństw na drodze. Tylko ile tak naprawdę jeszcze było przed nami? Droga w jedną stronę to dopiero połowa problemu, skoro zostawała nam jeszcze droga powrotna. Mimo tego, nie dzieliłam się tym z innymi. Jeśli mieli refleksje podobne do moich, nie musiałam ich o tym wszystkim informować. 

  Niestety dalsza część wyprawy przyprawiła nas o kolejne trudności. Konie zaczynały się męczyć. Ostatni postój był zbyt krótki, by w pełni zregenerowały swoje siły. Myśleliśmy, że może dadzą radę dojść do rzeki, ale w połowie drogi musieliśmy z nich zsiąść i iść na pieszo. Przez to zajęło nam to dwa razy więcej czasu i gdy byliśmy już niedaleko, słońce już chyliło się ku zachodowi.

  Wszyscy byliśmy znużeni całodniową podróżą, dlatego z ulgą popatrzyliśmy na potok, od którego już nas dzieliło tak nie wiele.

  I właśnie wtedy rozlał się w powietrzu niesamowity pisk cierpiącego zwierzęcia i rozdzierający wrzask człowieka. Zobaczyłam, jak dwie sylwetki wzbijają się bezradnie w powietrze, by łupnąć o ziemię z całą siłą. Tytan z impetem wpadł w grupę niedaleko nas, młócąc rękami dookoła. Miał kilka metrów wysokości. Kątem oka zobaczyłam błysk i za chwilę ktoś z niewiarygodną szybkością wzbił się, zaczepiając o tytana. Może zdążyłam mrugnąć, a może nie, ale w następnej kolejności ujrzeliśmy, jak tytan pada z impetem na ziemię, wzbijając dookoła tumany ziemi.

  Gd zbiegliśmy się w tamto miejsce, zobaczyliśmy co zaszło. Obok tytaniego truchła stała Mikasa, wycierająca broń z jego krwi. Nie miałam pojęcia, jak ona to zrobiła jak szybko. Patrzyłam na nią z mieszaniną szoku i podziwu, ale zaraz moja uwaga została przekierowana na inne tory. Pobiegłam do grupy, która już zdążyła się zebrać obok poszkodowanego nieszczęśnika.

  Gdy podeszłam bliżej, usłyszałam ciche jęczenie. Wtórowała temu zdenerwowana Hanji i Eren, którzy wyrzucali z siebie potoki słów. Gdy w końcu dopchałam się do zamkniętego kręgu, aż nabrałam głęboko powietrza w płuca.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz