Rozdział 39

1.6K 156 43
                                    

                                          I thought this day would come.


  Czułam na sobie wzrok wszystkich. Każda para oczu wypalała mi dziury w skórze, a ja, zamiast krzyczeć i rzucać się w odpowiedzi, po prostu stałam spokojnie i patrzyłam, jak obca kobieta podchodzi do mnie i przytula delikatnie, acz całkowicie obejmuje ramionami i przygarnia do siebie. Była ode mnie o głowę wyższa, a gdy była tak blisko, spostrzegłam, że miała dość atletyczną budowę ciała, mimo jej dojrzałego wieku. Gdy mnie dotknęła, poczułam ciepło ciała. Nawet się nie wzdrygnęłam, nie drgnęła mi powieka, czy mały palec u dłoni. Równie dobrze mogłam zamienić się w szmacianą kukłę, z którą ktokolwiek mógł robić, co tylko chciał.

  - Myślałam, że straciłam cię już na zawsze... Moje dziecko. - Zrobiła krok do tyłu, ale nadal trzymając mnie za ramiona oglądała dokładnie, centymetr po centymetrze, jakby analizowała obraz.

  - Dziecko? - Usłyszałam za plecami. W tym momencie się ocknęłam i odsunęłam od kobiety. Obok mnie stanęła Hanji i patrzyła na Signe z uniesionymi brwiami. - Może wytłumaczy pani, co tu się dzieje? Miina, a może ty masz nam coś do powiedzenia? - spytała spokojnie, ale słyszałam tę nutę w jej tonie. Oskarżenie. Co nie było dziwne - sama mogłabym wskazać na siebie oskarżycielsko palcem i zapytać, dlaczego nic nie pamiętam i kim ja właściwie jestem.

  - Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie, ponieważ również nie rozumiem, co tu się dzieje, pani generał - odpowiedziałam formalnie, wyprostowana, patrząc w jej oczy, próbując niemo przekazać jej dobitną szczerość swoich słów. Czułam, jak powoli wszystko obraca się do góry nogami. Jak grunt mi ucieka spod nóg, czułam, jak coś nadchodzi i wcale nie chodziło o te małe wstrząsy, które wciąż nam towarzyszyły, zwiastujące obecność tytanów nad nami. Nie, czułam się, jakbym właśnie podejmowała wejście na ostatni odcinek górskiego szlaku, za którym miał ukazać się szczyt. Czy to tutaj miał być ten słynny kres mojej drogi?

  - Czyli jednak to zrobił... Nic nie pamiętasz... - Blondynka naprawdę wyglądała na smutną, niemal tak, jakby pękało jej serce, ale po sekundzie opanowała się i przybrała miły wyraz twarzy. - Miina, nie pamiętasz... Mam na imię Signe i jestem twoją matką.

  - Ja nie mam matki - odparłam natychmiastowo, nie zastanawiając się nad sensem tej wypowiedzi. Po prostu dla mnie to było naturalne - jak to, że miałam szaroniebieskie oczy i rozmiar buta trzydzieści sześć. I do tych faktów zawsze zaliczałam to, że nie miałam matki.

  - Jeśli zaraz nie wyjaśnicie, co tu się dzieje, to nie będziemy dłużej czekać. - Levi niespodziewanie wyszedł na środek i wysunął swoją broń przed siebie. Nie musiał już nic więcej mówić, wszyscy zrozumieli, co zaraz mogło się stać.

  - Proszę, poczekajcie, wszystko wyjaśnię! - Krzyknęła Signe, wyciągając przed siebie ramiona. - Zachowajcie spokój!

  - Wyjaśniaj szybciej. - Levi nie opuszczał broni. Ludzie podziemia wydawali się być w szoku, widząc taką postawę u jednego z nas, co dla wszystkich obecnych zwiadowców było normalnym widokiem. W końcu Hanji podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.

  - Spokojnie, uratowaliście nas, dlatego postaramy się wam zaufać - zwróciła się do tubylców i odciągnęła kapitana. Podziwiałam ją za opanowanie i to, że tak działała na Levi'a. Miała na niego duży wpływ.

  Blondynka była lekko w szoku ale postarała się przybrać neutralną postawę. U jej boku, chyba w geście wsparcia stanął Joakim, już z obandażowaną ręką. Stanął bardzo blisko niej i posłał jej czułe spojrzenie. Posłał czułe spojrzenie... Mogli... być razem. Cholera, to miał być mój ojciec???

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz