Rozdział 57

1.5K 117 44
                                    

                                             Melancholy is the happiness of being sad


  - Jestem tuż przy tobie.

  Skinęłam głową. Wiedziałam. Bo wieczorem poczekał jak zasnę, w środku nocy, gdy się obudziłam, przygarnął mnie od razu do siebie, a rankiem nie wstawał dopóki nie zobaczył moich otwartych oczu.

  Przekroczyliśmy próg sali jadalnej dla żołnierzy Żandarmerii, tym razem wypełnionej Zwiadowcami. Dokładnie wiedziałam, w którym momencie i gdzie zapadła cisza. Gwar nie ustawał, ale część spojrzeń skierowała się w naszą stronę. W jednym końcu sali widziałam Dereka, w drugim stał Jean i gdy mnie zobaczył, momentalnie przerwał rozmowę z jakimś chłopakiem obciętym na grzybka i ruszył usiąść przy stole, przy którym siedział cały nasz oddział. O dziwo, łącznie z przyszłą królową. Nie spodziewałam się jej tutaj.

  - Miina, witaj. - Po mojej prawej znienacka wyskoczyła Hanji. Stół wyższych stopniem znajdował się po prawej i to tam siedzieli oprócz Hanji Moblit Berner, Darius Zackly, Keith Shadis, dowódca Korpusu Stacjonarnego Dott Pyxis i co mnie dość mocno zdziwiło, Nile Dok, dowódca Korpusu Żandarmerii. Obecności Erwina Smitha nie stwierdziłam w tym towarzystwie z dużą ulgą.

  - Cześć, Hanji. Witaj Moblicie. - Uśmiechnęłam się do Bernera, który przerwał swój posiłek i stanął u boku Hanji.

  - Usiądziecie z nami? - Na twarzy Zoe widniał uśmiech, ale to nie był ten sam uśmiech, który sprawiał, że człowiek czuł się lepiej. To po prostu był grzeczny uśmiech na powitanie. - Chciałabym poruszyć kilka kwestii. Mamy tyle do zrobienia, a ja mam tyle planów co do...! - ożywiła się.

  - Hanji, nie tak od razu. - Levi powstrzymał ją gestem dłoni. - Prosiłem cię o coś.

  - No tak - powiedziała wyraźnie zmieszana. - Po prostu nie chciałam tracić czasu.

  - O co chodzi? - wtrąciłam się.

  - Nie teraz.  - Levi odwracał się, by odejść, ale trąciłam go ramieniem.

  - Chciałam jak najszybciej iść za ciosem i pogadać z tobą, Miina, o naszej współpracy. Warto by było zająć się twoim tytanem, chciałabym pobrać kilka próbek, badania...

  - Wystarczy - warknął kapitan.

  - A poza tym po prostu pogadać. - Hanji posłała mu spojrzenie pełne dezaprobaty. - Ande dużo ominęło, a przecież wszystko tak świetnie posuwa się do przodu!

  - To jest ta wasza tytanka? Niedługo posiadanie przez każdy z Korpusów tytana stanie się normą. - Dok wycelował we mnie łyżeczkę. - Dott, teraz pora na ciebie, u mnie już jedna suka była, a Zwiadowcy mają aż dwójkę.

  - Jak się ktoś zgłosi, to może nawet nie będę miał nic przeciwko. - O pijaństwie Pyxisa było słychać chyba za wszystkimi murami i już samego rana musiałam przyznać, że dowódca wygląda, jakby w jego ziołowej herbatce był jakiś dodatek. Ale starałam się go nie oceniać - w gruncie rzeczy był już starszym panem, który pewnie sporo już przeżył. I na razie nie odezwał się do mnie słowem, więc to dobrze.

  - Szczerze mówiąc, to nie pokładałbym w tym chuchrze zbyt dużych nadziei - mruknął Shadis ze swoją jak zwykle wykrzywioną facjatą.

  - Gdzie jest Erwin? - Levi zignorował uwagi mężczyzn i znów zwrócił się w stronę Hanji.

  - Raczej nie przyjdzie. - Wzruszyła ramionami. - Odkąd wyjechałeś cały czas siedzi u siebie w pokoju i rzadko co wychodzi. To oczywiste, że już planuje następną wyprawę. Jak sam do niego nie pójdziesz, to raczej nie wylezie.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz