Rozdział 4

4.1K 289 163
                                    

   Kiedy po raz pierwszy straciłam kontrolę podczas przebywania w Korpusie Treningowym, akurat przebywała u nas Hanji.

  To był chłopak, którego nawet nie znałam. Nie chciałam nikomu mówić o tym, co się stało. Gówniarz po prostu pozwolił sobie na zbyt dużo. Myśląc, że stałam się przez ten czas potulna jak baranek, stwierdził, że sobie ze mnie pokpi. Myślał, że może zażartować sobie ze mnie i z mojej przeszłości. Jakby nie rozumiał, ile jest sierot po tym, jak tytani przebili się przez mur. Trochę za bardzo wzięłam to do siebie i zmasakrowałam mu twarz.

  Wtedy Hanji kazała mnie wziąć na badania. Zupełnie nie rozumiałam, co się ze mną dzieje i nie wiedziałam, na czym właściwie polegają te pomiary. Po wszystkim po prostu mnie wypuścili, a ja miałam prawdziwy mętlik w głowie. Te spojrzenia, które kierowali w moją stronę, gdy kolejne kwestie mojej niewiedzy ujawniały się przed nimi. Hanji nie wiedzieć czemu, bardzo to cieszyło, ale zakazała mówić o tym, co się działo w jasnej sali z mnogością mechanizmów, które pierwszy raz widziałam na oczy.

  Chłopak, przez którego tam trafiłam, już więcej się u nas nie pojawił.


  Przebywając w jednostce treningowej sami musieliśmy dbać o porządek. Tym razem mój dyżur obejmował sprzątanie stołówki. Po kolacji wszyscy już rozeszli się do swoich pokojów, było cicho i spokojnie. Razem ze mną była niewielka grupa osób, które znałam(zresztą jak większość osób tutaj) jedynie z widzenia i nawet nie byłam pewna czy kojarzą moje imię, mimo że mój pobyt tutaj trwał już długo. Byli to Chad, niski, krótkowłosy blond chłopak;  zawsze o nienagannym wyglądzie i do tego przystojny Troy, trochę fajtłapowaty, ale barczysty Connor i jedyna dziewczyna w tym towarzystwie, czarnowłosa Martha. Pracowaliśmy zgodnie, ale tamci nie odzywali się do mnie, jeśli nie musieli.

 - Nie dla mnie taka robota! Po ciężkim dniu należy mi się odpoczynek! - Troy Zarzucił swoją kasztanową czupryną, przerywając na chwilę mycie podłogi.

 - A co Ty takiego robiłeś dzisiaj? Bo ja widziałam, że się obijałeś na dzisiejszym treningu, a na ostatnim wykładzie to już w ogóle zasypiałeś! - zakrzyknęła ze śmiechem Martha, zajmując się czyszczeniem jednego ze stołów w ogromnej sali.

 - Mów co chcesz, maleńka. - Zabłysnął idealnie równymi zębami. - Tacy jak ja, utalentowani od urodzenia, nie muszą za wiele robić, by zabłysnąć.

 Martha razem z chłopcami wybuchnęła śmiechem, co wyraźnie nie zadowoliło Troya. Ja siedziałam raczej cicho, pucując swój skrawek podłogi. Zazdrościłam im tej beztroski. Oni wydawali się mieć dla kogo żyć, mieć jakiś sens w życiu, umieli się cieszyć. Ja już zapomniałam co to znaczy szczerze, z całego serca, się zaśmiać.

 Obserwowałam ich z boku, co pewnie było trochę niepokojące - twarz jak zwykle skryłam pod kapturem i tylko łypałam na nich od czasu do czasu. Problem w tym, że nie wiedziałam jak mam do nich zagadać. O czym. Jak zrobić to swobodnie. Kłócić się umiałam doskonale, ale nawiązać niezobowiązującą pogawędkę i zażartować od tak, jak gdyby nigdy nic?

 Zobaczyłam jak Troy podchodzi do Chada, który zdawał się z niego podśmiewać. Drogę do blondyna przerwała mu jednak świeżo umyta podłoga, na której się pięknie poślizgnął i... wpadł głową prosto do wiadra z wodą. Stłumiłam śmiech i schowałam twarz w bluzie.

 Z wiadrem na głowie, próbując je ściągnąć, ruszył w stronę przyjaciół. Trącił ramieniem Marthę, która straciła równowagę i wylądowała tyłkiem w innym wiadrze wody. Nie mogąc pogodzić się ze swoim stanem, pociągnęła Chada za nogę, który upadł na mokrą podłogę. Po chwili wszyscy już byli mokrzy i śmiali się do rozpuku. W takiej atmosferze głupio mi było po prostu stać i zajmować się robotą. Bez namysłu chwyciłam wiadro z wodą i wylałam ją sobie na głowę, by dołączyć do reszty.

Turn to dust || SnK || LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz