Kurwa!! Jak ja nie cierpię leczyć kaca po imprezie. Wstaje z łóżka a łeb napierdala mnie równo. A moje pragnienie jest cholerne, ta suchość w buzi, i to drapanie w gardle mnie wkurwia. Kieruje się do kuchni, schody pokonuje z małą trudnością, w ogóle to kurde powinienem tu mieć windę, zjeżdżalnię albo kurwa rurę strażacką, a nie te pierdolone schody, ale zapewniam was w moim domu tak będzie a tym czasem muszę zadowolić się tym co mam, czyli powtórzę tymi pierdolonymi schodami. Wchodzę do kuchni, przy okazji potykam się o coś i ląduje jak długi na ziemi.
- Fuck! Pierdolona rzecz o którą się potknąłem. - wołam i patrzę pod nogi. - Cofam to co przed chwilą powiedziałem. - chwytam za moją ukochaną kurtkę i podnoszę ją z ziemi. - Kto Cię tu zostawił? - tak wiem jestem dziwny gadam z rzeczą martwą, ale to tylko ja, mnie nikt nie ogarnie. Kładę kurtkę na oparciu sofy i otwieram lodówkę, nie mogę znaleźć kartonu z mlekiem więc nachylam się niżej, co kończy się tym, że wkładam głowę do lodówki, a chłodna temperatura działa na moja głowę bardzo kojąco i ból bardzo się zmniejsza. Uśmiecham się, zgadnijcie co jest przede mną? Ser... Uśmiecham się do sera i delikatnie mrużę oczy.
- Co ty robisz? – słyszę tuż za plecami.
Gwałtownie się podnoszę, ale od razu bardzo, ale to bardzo tego żałuję, uderzam głową o górną ścianę lodówki.
- Kurwa. – klnę już któryś raz z rzędu dzisiaj.
- Nie przeklinaj. – upomina mnie młoda.
- Nie przeklinaj. – przedrzeźniam ją.
- Przestań! – piszczy wkurzona.
- Przestań! – robię to co ona.
Dziewczyna rzuca we mnie mokrą ścieką, normalnie pewnie bym uniknął uderzenia, ale stan w jakim się znajduje, trochę mi to uniemożliwia.
- Co robiłeś w lodówce? – pyta.
- Uśmiechałem się do sera. – odpowiadam przykładając sobie do głowy mrożone mięso.
- Ty znowu brałeś? – dziewczyna patrzy na mnie wkurzona.
- Nic nie brałem. – odpowiadam prawie zgodnie z prawdą.
Dziewczyna się na mnie patrzy chwilę.
- Co ty sobie przyłożyłeś do głowy?
- Mięso mielone. - mówię
Dziewczyna zaczyna się głośno śmiać a ja od razu łapię się za głowę.
- Przepraszam ale jak to jest mięso mielone to ja jestem Jennifer Lopez. – łapie się za brzuch.
Patrzę na to co trzymam w rękach i od razu rzucam to na ziemię.
- Fuu! – krzyczę. – Kto to wsadził do zamrażalki!
- Obstawiam, że babcia. – śmieje się dziewczyna.
A ja już morduję ją wzrokiem, no kurde skąd miałem wiedzieć, że znajdę tam coś takiego jak głowę prosiaka, na samo wspomnienie się wzdrygnąłem i skrzywiłem, serio, kocham moją babcię, ale ona mnie kiedyś zabiję.
- Max na 12 idziemy do kościoła. – mówi brunetka i wychodzi z kuchni.
- Co?! – wołam za nią. – Żartujesz sobie ze mnie. – zaczynam śmiać się jak głupi.
- Nie! – woła a mi od razu mina blednie.
** *
Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, jest Niedziela. Podniosłam się z łóżka i podniosłam roletę do góry, w przeciwieństwie do wczorajszego dnia, na zewnątrz świeciło piękne, wyraziste słońce, którego nie zasłaniała jeszcze żadna chmura. U sąsiadów, przed ich domem, ich dzieci bawiły się z psem, pamiętam kiedy ja miałam jeszcze swojego Lion'a, pewnie zastanawiacie się czemu Lion, ponieważ był duży i bardzo włochaty, a jego sierść wokół głowy była jak u Lwa. Włożyłam czarne spodnie dresowe i luźną koszulkę. Zeszłam na dół, ciocia z wujkiem przyrządzali już obiad, a no tak jest już 11. Co?! Aż tak długo spałam? Coś ze mną nie tak, normalnie o godzinie 8 już nie śpię w Niedzielę.
- Cześć. – uśmiecham się do nich.
- Dzień dobry Agatho. – mówią, no tak zapomniałam, oni zawsze rozmawiają ze mną tak służbowo.
- Co dziś na obiad? – pytam i siadam na blacie, ale od razu jestem skarcona spojrzeniem wujka.
No tak zasady, które panują w tym domu są dość, nietypowe.
- To co zawsze. – mówi ciocia.
Kolejny tydzień, ryż czerwony z wieprzowiną no i oczywiście bulion, szczerze już mi się to przejadło.
- To fajnie. – wysilam się na miły uśmiech. – Idę na zewnątrz. – mówię i kieruję się na taras.
Siadam na ławeczce i podkurczam nogi pod brodę, zamykam oczy i wsłuchuję się w śpiew ptaków, uwielbiam to robić. Jedno z miejsc gdzie mogę się oczyścić i pomyśleć, pomarzyć, co chciałabym robić ja, nie to co ktoś by chciał, żebym zrobiła. Moja przyszłość jest już zaplanowana, ciocia z wujkiem chcą, żebym została lekarzem, a ja? Chciałabym być podróżniczką, podróżować po świecie. Moim największym marzeniem jest zwiedzić cały świat, ale to tylko niespełnione marzenie.
- Agatha telefon do Ciebie. – woła wujek.
- Już idę. – wołam.
Podnoszę się i wchodzę do środka, wujek zakrywa słuchawkę i mówi:
- Jakaś dziewczyna do Ciebie.
Biorę od niego słuchawkę i mówię:
- Słucham?
(- Cześć Agatha, z tej strony Vanessa)
- Cześć Vanessa. – mówię i delikatnie się uśmiecham, a moi opiekunowie mi się bacznie przyglądają, ja od razu poważnieję.
(- Dzwonię, żeby zapytać z czego jest jutro klasówka z matmy?)
Klasówka, całkiem o niej zapomniałam.
- Algebra. – odpowiadam po chwili zastanowienia.
Słyszę westchnięcie w słuchawce.
(- Dziękuję, będę musiała się trochę natrudzić, żeby coś z tego ogarnąć.)
- Dasz radę, to wcale nie jest takie trudne. – mówię.
(- Mam nadzieję, że masz rację. – mówi. – No nic, nie przeszkadzam Ci już do jutra.)
- Do zobaczenia w szkole. – mówię i się rozłączam.
Od razu zostaje zasypana pytaniami na jej temat.
- Kto to był? – pyta ciotka.
- Vanessa, nowa koleżanka z klasy, chodzi do nas od tygodnia. – mówię starając się o uprzejmy ton.
-----
Przepraszam, że dopiero teraz, ale "kończyłam" (bo jeszcze jej nie dokończyłam) tą prezentację :P Co sądzicie, wiem, że nudny, ale wybaczcie mi, w następnym się bardziej postaram :) A tym czasem dobranoc moi mili :* Jutro raczej mnie nie będzie :( I w tym tygodniu może być ciężko z rozdziałem dopiero koło piątku. Papa ~ToTylko_Ja ;3
CZYTASZ
It's not my story
Ficção AdolescenteTo opowiadanie o dziewczynie, która jest nie lubiana w szkole przez to, że dobrze się uczy. Chodzi do prywatnej szkoły, ale jest tam tylko przez swoje osiągnięcia, nie to co większość z nich. Tylko, że przychodzi taki dzień, gdzie zaczyna się wszys...