Koło godziny dziewiątej Max był już gotowy do drogi. Prawie całą noc rozmawialiśmy, o naszej przeszłości i przyszłości. W sumie pierwszy raz rozmawialiśmy tak szczerze o wszystkim. Zrozumiałam dlaczego brunet był taki do tej pory. To wszystko przez jego rodziców, miał im za złe, że wiecznie ich nie było w domu. Z jednej strony mu współczułam. Z drugiej cholernie zazdrościłam. Ja nawet swoich rodziców nie pamiętam. A ciocia i wujek.. cóż atmosfera między nami jakoś się poprawiła, ale nadal mało ze sobą rozmawiamy, właściwie mam tylko ich. Jakoś strawili fakt, że jestem z Max'em, ale wiem na pewno, że go nie zaakceptują nigdy. Cóż, ale nie muszą, to moje życie, a ja chce być z nim. Poza tym mam jeszcze jego siostrę i Sebastiana, a z tego co mi się wydaje oni nam kibicują. Nie wiem co bym zrobiła bez nich. Kiedyś może i potrafiłam sobie sama poradzić, a dzisiaj? Prędzej bym skończyła z okna niż wróciła do tego co było kiedyś. Spojrzałam na bruneta, obejmował mnie w talii. Podniosłam głowę do góry by nasze oczy mogły się spotkać. Mówiłam już jak bardzo kocham, te jego granatowe oczy?
- O czym myślisz aniele? – zapytał.
- Zastanawiałam się jacy byli moi rodzice – odparłam szczerze – i czy wszystko się ułoży.
- Aniele będzie dobrze - złożył delikatny pocałunek na moim czole - musi być - dodał już znacznie ciszej.
- Oj Max! Bądź optymistą a nie pesymistą – powiedziałam z udawanym entuzjazmem, milczał - musisz jechać - odsunęłam się od niego, unikałam jego wzroku, bo wyczułby, że coś jest nie tak. Jak byłam przedtem całkowicie pewna, tak teraz mam obawy. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Co jeśli się nie wybudzę? Zaczęłam się bać, ale już było za późno, żeby się wycofać.
- Agatha przyjadę po Ciebie w piątek - wyrwał mnie z zamyśleni.
- Max wiesz, że nie wsiądę na Twój motor - próbowałam się jakoś wymigać.
- Przyjadę samochodem - odparł wzdychając - i nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów - nachylił się i musnął moje wargi - oprócz tego będę do Ciebie dzwonić, a teraz już Cię nie męczę za raz masz badania, do usłyszenia aniele – ostatni raz już dzisiaj musnął moje wargi i zniknął za drzwiami szpitala.
Westchnęłam i wycofałam się. Ruszyłam w stronę schodów, szurając nogami po linoleum, które było wyłożone na podłodze. Dość długo zajęło mi pokonanie drogi do mojej sali, kiedy już tam dotarłam czekała na mnie ta sama pielęgniarka co wczoraj mnie przyjmowała.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się – wyspałaś się?
- Tak, dziękuję – odparłam nieśmiało.
- Twój chłopak naprawdę musi Cię kochać, mało któremu chciało by się tutaj tłuc motorem – zaśmiała się.
- Wiem – westchnęłam.
- To co idziemy? – uniosła brew na co ja kiwnęłam głową, a ona wskazała na wózek.
- A to po co? – nie ukrywałam zaskoczenia.
- Po badaniach będziesz wyczerpana, uwierz to męczące, sama kiedyś przez to przechodziłam – uśmiechnęła się – siadaj.
- Wolałabym jednak na razie iść o własnych siłach – powiedziałam przepraszająco.
- Rozumiem – zaśmiała się – ja też nie przepadam za tym – odstawiła wózek pod ścianę – a więc chodźmy – powiedziała biorąc mnie pod rękę – swoją drogą naprawdę byłam nieźle zaskoczona, pierwszy raz widzi mnie na oczy a ona już się tak spoufala.. w sumie to zupełnie jaki Van.. dogadały by się.. chodź z drugiej strony dwa takie same charaktery? Mogło by być dość ciężko, w końcu ykhm.. ja z Max'em całkowicie się różnimy i znaleźliśmy porozumienie, a z Van? Ona to ten postrzeleniec w naszej przyjaźni a ja zachowuje rozwagę, przynajmniej staram się.***
Cały czas mam głupie myśli. Nie mogę przestać się zadręczać. Mam te cholerne durne przeczucie, że coś jest nie tak. Boję się tego. Pierwszy raz cholernie się boję! Tak nieustraszony Max McClain się boi! Pieprzony tchórz ze mnie... Ale właściwie czego się boję? Porażki. Boję się, że nam nie wyjdzie. Że coś się posypie. Popsuje. Co mam robić? Przecież nie mogę jej tego powiedzieć, uzna, że jestem posrany, i że znowu za bardzo się przejmuję. Cholera! Poza tym kurde no! Jaki facet przejmuje się tak jak ja?! Jestem posrany!!
Dobra Max!! Ogar dupy! Idziemy jeść lody miętowe! Tu tu tu tu!!! Podchodzę do lodówki, otwieram ją jak jakiś ninja! Ha ja! Rozglądam się do o koła i wyciągam z zamrażalnika pudełko lodów, które ostatnio rozpoczęliśmy z Agathą. Swoją drogą to takie cudowne, że wreszcie jest ktoś kto je równo mocno kocha jak ja! Czujecie ten nastrój? Nie? A szkoda? A więc teraz biorę rozpęd i zwinnie przeskakuje nad oparciem kanapy, rozwalając dupę na środku miękkiej podusi. Włączam telewizor. I uwaga! Oglądamy! Co? Kurna najlepszy gang na całym świecie! Małą niebieską mafię! Tak! Smerfy! Kurwa! Za dużo wykrzyknika! Okey! To koniec! Ten jest ostatni! Serio.. Echh pojebany człowiek zostanie pojebany, ech jakie to piękne. Dobra oglądam małe niebieskie ludziki. W białych spodenkach i czapeczkach./2 godziny później/
Chyba mi się usnęło bo straciłem kontakt ze światem. Tak słodko, śniła mi się łąka. Trawa była tak zielona jak tęczówki oczu Agathy. Kwiatki były tak jasne jak jej blada cera. A pomiędzy wysoką trawą stała moja ukochana brunetka. Śmiała się tańcząc dokoła. Z wielkim bananem na mordzie ruszyłem w jej kierunku. Kiedy już chciałem ją objąć, powietrze przestało docierać do moich puc. Zacząłem się dusić. Nie mogłem złapać powietrza. Gwałtownie otworzyłem oczy. Nade mną stał Chris i reszta tej posranej bandy! Szczerze zebrało mi się na wymioty, ale cśś... zachowajmy to w tajemnicy.
- Pojebańcu! – warknąłem masując swój nos – mogłem się udusić.
- Wielkiej straty by nie było – powiedział szczerząc się jak pedofil na widok dziecka, wywróciłem oczami.
- Co wy tu do kurwy nędzy robicie? – byłem wkurwiony – jak tu weszliście?
Czułem na sobie to dziwkarskie spojrzenie Margo. Ruda wierciła mi dziurę w plecach.
- No co stary? Dawno nigdzie nie byliśmy może wreszcie wyskoczymy na jakieś piwo? Dzisiaj ma być świetna impreza w naszym ulubionym clubie.
- Chris sorry ale nie mam ochoty – odparłem podnosząc się.
- Max nie daj się prosić – usiadł obok mnie – tak dawno nigdzie nie byliśmy naszą paczką, stary no daj się wyrwać dzisiaj wieczorem.
Westchnąłem. W sumie nie miałem nic do stracenia. Kiwnąłem głową.
- Okey, ale tylko na chwilę – poddałem się........
Siedzieliśmy przy jednym ze stolików. W tle dudniły bassy grubych bitów. Chris z dziewczynami opróżniali szklankę za szklanką. Ja jednak pozostawałem przy zdrowych zmysłach. Cały czas trzymałem w rękach telefon. W razie gdyby zadzwoniła brunetka.
- Max skarbie – Margo cały wieczór się do mnie kleiła – przestań już myśleć o tej kretynce i zajmij się mną.
- Margo daj sobie spokój, okey? – odsunąłem ją od siebie – nic z tego nie będzie.
- Oj misiu – usiadła mi na kolanach, zacisnąłem mocno pięści.
- Max, a tak właściwie to z czystej ciekawości przeleciałeś już nasze brzydkie kaczątko? – pytanie Chrisa wyprowadziło mnie z równowagi.
Zerwałem się na równe nogi, nie zważając na to, że zwaliłem na ziemie Margaret. Głupia suka. Uderzyłem rękami o stolik.
- Kurwa Chris zamknij wreszcie tą mordę, okey? – byłem cholernie wkurwiony – bo jak ją otwierasz to mnie mdli od tego smrodu – nie zważałem na to, że wszyscy się nam przyglądają – i kurwa jak masz ochotę to przeleć tą głupią krowę – pokazałem na rudą – a od Agathy się odpierdol!
Patrzyli na mnie. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do wyjścia.
- A prawie zapomniałem – spojrzałem na niego – za to co zrobiłeś jej na samym początku – jego bezczelny uśmiech, prowokował mnie cholernie, ale się powstrzymałem – kiedyś Ci przypierdolę, zbliż się do niej na 5 metrów, a będziesz swoje krzywe zęby zbierał z ziemi – jego mina zrzedła – obiecuję Ci to.
-----------------------------------
// ;3
![](https://img.wattpad.com/cover/174547773-288-k650764.jpg)
CZYTASZ
It's not my story
Fiksi RemajaTo opowiadanie o dziewczynie, która jest nie lubiana w szkole przez to, że dobrze się uczy. Chodzi do prywatnej szkoły, ale jest tam tylko przez swoje osiągnięcia, nie to co większość z nich. Tylko, że przychodzi taki dzień, gdzie zaczyna się wszys...