"Może jednak przyjadę?"

5.2K 230 16
                                        


Byłam na jakiejś łące. Było tu naprawdę pięknie. Wszystko byłoby okey, gdyby nie fakt, że doskonale pamiętałam o tym, że jechałam autobusem do Lafayette, więc coś mi tu nie grało. Nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Max głupku postaw mnie na ziemi - zaczęłam się śmieć, kiedy brunet porwał mnie w ramiona i zaczął kręcić do o koła, to wszystko działo się mimo tego co miałam w głowie, słowa same wypływały z moich ust.
Kiedy po chwili postawił mnie na ziemi, kręciło mi się w głowie, nie mogłam złapać równowagi, aż w końcu poleciałam do tyłu, a on na mnie i zaczął się śmiać.
- Głupek - jego śmiech był tak zaraźliwy, że nie mogłam pozostać poważna.
- Tak? - spojrzał na mnie z przebiegłym uśmiechem i po chwili zwinnie okrakiem usiadł na moich nogach – Co teraz zrobisz, panno przemądrzała?
- Tylko nie przemądrzała, okey? - udałam oburzenie.
- A to dlaczego? - nachylił się nade mną, tak, że teraz nasze twarze dzieliło zaledwie kilkanaście milimetrów.
- Bo.. - obserwowałam jego usta, które były coraz bliżej moich, zawsze kiedy to robił, mi brakowało języka w gębie, jak to się mówi.
Już prawie.
Jeszcze chwila.
Kiedy nagle obraz zniknął. Nastała ciemność, a ja poczułam delikatne szarpanie za ramię.
- Ej - usłyszałam, otworzyłam z trudem powieki.
Przede mną stał wysoki, masywny rudzielec.
Czyli to był tylko sen.
- Myślałem, że Cię nie dobudzę - mruknął - od jakiś 10 minut Cię szturcham a ty nic, kierowca już zaczął się denerwować - podrapał się w głowę.
- Jesteśmy w Lafayette? - spojrzałam za okno, staliśmy na jakiejś stacji.
- Nie do końca - westchnął - są roboty drogowe do tego na naszej trasie był jakiś poważny wypadek i autobus nie ma jak jechać dalej, tutaj kończy się nasza trasa.
- Kurczę - wymamrotałam pod nosem - to nie dobrze - podniosłam się z siedzenia - nie wiesz jak mogę dostać się jak najszybciej do Lafayette? - spojrzałam na chłopaka.
- Wiesz tak się składa, że właśnie jadę w tamtym kierunki - odparł drapiąc się w głowę - na szczęście mam tu samochód, więc mogę Cię podrzucić, jeśli chcesz - wzruszył ramionami.
- Dzięki, przynajmniej jedno zmartwienie mniej dla mnie - uśmiechnęłam się do niego.
- No już! Pospieszcie się, całego dnia dla was nie mam! - usłyszeliśmy wołanie, dość gburowatego kierowcy.
Wyszliśmy z autokaru, moja torba leżała już na chodniku. Podniosłam ją.
- Daj, wezmę ją od Ciebie - chłopak przejął mój bagaż, co nie powiem było miłe z jego strony i bardzo mi odpowiadało, bo był dość ciężki.
Ruszyliśmy w kierunku jego samochodu, co jak się okazało było to Audi A3 w kolorze czerwonym, i serio wow, autko robiło wrażenie. Wsadził moją torbę do bagażnika.
- Jestem Drake - podał mi rękę.
- Agatha, miło mi Cię poznać - odpowiedziałam tym samym z uśmiechem.
Wsiedliśmy do samochodu.


...

Rozmawialiśmy dość długo, dużo się o sobie właściwie dowiedzieliśmy. Między nami zapanowała cisza, którą wypełniały delikatne dźwięki piosenki „Want to want me" Jasona Derulo.
- Właściwie po co jedziesz do Lafayette? - zapytał.
- Chce zostać dawcą szpiku - odparłam.
- Wow odważnie - stwierdził.
- Nie, czemu? Po prostu chce komuś pomóc - powiedziałam z delikatnym uśmiechem i wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem - odparł.

***

Denerwowałem się cholernie. To już prawie 3 godziny, powinna już dawno być na miejscu. A tymczasem jeszcze nie zadzwoniła. Może powinienem był jechać z nią? W końcu to tylko o koło 3 godzin drogi w jedną stronę. Nic by mi się nie stało, ale ona musiała się uprzeć. A jaką miała wymówkę? Proste. Jedyna na jaką było ją stać. Mianowicie "nie chce żebyś pogorszył swoją sytuacje w szkole". Tsaaa..gorzej być nie mogło i tak już było pewne, że muszę powtórzyć rok. Normalnie bym to olał, ale chce to zrobić dla siebie i dla Agathy. Chce móc zapewnić jej dobrą przyszłość. Nie chce być beznadziejnym facetem. To, że ona coś osiągnie w życiu wiem bez najmniejszych wątpliwości, a ja? Jeśli się nie ogarnę daleko nie zajdę. Nie chce być na jej utrzymaniu. To ja powinienem zapieprzać na nią, żeby niczego jej nie brakowało. A tak? Kurde jestem na utrzymaniu rodziców teraz, ale wiecznie tak nie będzie. Może już teraz powinienem rozejrzeć się za jakimś zajęciem dodatkowym? To jest dobry pomysł.
- Max! – z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej siostry.
- Co? – zapytałem od niechcenia.
- Ruszyłbyś wreszcie swoje cztery litery i kurde pomógł mi! – krzyknęła.
Westchnąłem i podniosłem się z kanapy.

***

- Kto to Max? - zapytał nagle.
- Słucham? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- No jak spałaś w autobusie to powtarzałaś w kółko to imię - zaśmiał się, miał przyjazny śmiech.
- Naprawdę? - czułam, że robię się czerwona jak burak.
Kiwnął głową.
- Więc?
- To mój chłopak - odparłam.
- Szkoda - uśmiechnął się szeroko - liczyłem na to, że jesteś wolna, a ja mam u Ciebie jakieś szanse i dasz się zaprosić na kawę.
- Kawa? Czemu nie, ale niestety wolna nie jestem - zachichotałam.
Uśmiechnął się szeroko.
- A ty? - zapytałam - Jak tam Twoje życie towarzyskie wygląda.
- Hmmm no wiesz jestem dumnym posiadaczem dziewczyny o niezłym charakterku - pokręcił głową z szerokim uśmiechem.
- No proszę, ciekawe czy ona byłaby zadowolona gdyby się dowiedziała o tym co ty tu wygadujesz. - zaśmiałam się.
Kiedy odezwał się mój telefon. Wyjęłam go i odebrałam.
- Cześć Max - czułam, że się uśmiecham.
(- Jak tam słońce? Dojechałaś już?)
- Nie jeszcze nie dojechałam, mieliśmy kłopoty na drodze, roboty i wypadek i musiałam zmienić transport.
(- Co?! Jak?! Gdzie jesteś? Może po Ciebie przyjadę?)
- Max daj spokój - zaśmiałam się - wszystko jest, okey, za jakieś 30 minut będę na miejscu - uspokoiłam go.
- Za godzinę, obiecałaś mi kawę - powiedział szeroko uśmiechnięty Drake.
(- Kto tam jest? Czy to chłopak? )
-
No właśnie, Drake zaproponował mi, że mnie zabierze bo jechał w tym kierunku co ja, więc skorzystałam - nie mogłam pozbyć się uśmiechu, który wywołała myśl, że Max jest zazdrosny.
(- Agatha zwariowałaś?! Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie? Przyjechałbym po Ciebie i Cię zawiózł! Wiedziałem, że to zły pomysł, żebym Cię puścił samą. )
- Max daj spokój, nic mi się nie stało - zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie jego w tej chwili, dopiero teraz zauważyłam, że zatrzymaliśmy się na stacji. - wiesz, muszę kończyć zadzwonię ze szpitala, paa.
Westchnął.
(- Kocham Cię. - powiedział.)
- Ja Ciebie też. - uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
Rozłączyłam się.
- Chorobliwie zazdrosny chłopak? - zaśmiał się mój towarzysz.
- Może nie chorobliwie, ale jest nieco zazdrosny, idziemy? - zapytałam otwierając drzwi i wysiadając.
Ruszyłam do kawiarenki, a on po chwili mnie dogonił.
- Wiesz, jak na dziewczynę jesteś bardzo zdecydowana - zaśmiał się otwierając przede mną drzwi.
- To dziwne - odparłam z taką samą reakcją jak on i weszłam do środka - zazwyczaj uchodziłam za osobę cichą i spokojną.
Złożyliśmy zamówienie i zajęliśmy mały dwuosobowy stolik pod oknem.


//Bubbles

It's not my storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz