"Rana na sercu boli najbardziej, a goi się najdłużej..."

8.6K 346 31
                                    


Z Sebastianem rozstałyśmy się już o 1, niestety musiał iść do domu. Vanessa uparła się, żebym została u niej na noc, na początku nie chciałam, nie miałam ochoty spotkać się znowu z nim. Nie chciałam go oglądać nigdy więcej, ale do domu też nie chciałam wracać. Więc się zgodziłam, ale zaczynałam powoli tego żałować.

- Jak on mógł! - krzyczała Nessa chodząc po swoim pokoju. - Jakim prawem?! Dupek! Sukinsyn! – krzyczała na cały regulator, wątpię czy ja byłabym w stanie tak jak ona, zastanawiałam się czy przypadkiem jej sąsiedzi nas nie słyszą.

Była 3 w nocy, ona już od kilku godzin była nabuzowana i chodziła po domu niczym tykająca bomba zegarowa. Na dole rozległo się trzaśnięcie drzwiami.

- Zabiję go! - rzuciła się w stronę drzwi.

- Van nie! - stanęłam jej na drodze.

- Dlaczego? - wcale nie schodziła z tonu.

- Ponieważ nie chce żeby wiedział, że wiem. – spuściłam głowę.

- Okey. – westchnęła już spokojniej. – Ale uprzykrzę mu życie.

- Vanessa proszę. – szepnęłam.

- Agatha zasłużył sobie! – zaczęła wymachiwać rękami. – Zabawił się kosztem mojej przyjaciółki.

Miała rację. Tylko coś nie pozwalało mi się na niego gniewać. Nie pozwalało mi pozwolić jej uprzykrzyć mu życia.

- Ness daj spokój to jest sprawa między nami. – szepnęłam.

- Spokojnie, sprawię, że nie zapomni tego co zrobił do końca swojego życia.

Wiedziałam, że mówi w 100% serio. Tylko nie byłam w stanie jej się sprzeciwić. A to w środku co krzyczało i wrzeszczało, że mam się nie zgadzać po prostu było nie dość silne, żeby przebić moją słabość. Tylko dlaczego ja nie byłam w stanie go znienawidzić? To nie dawało mi spokoju...

***

Za raz po rozmowie z Chrisem, chciałem odnaleźć Agathę. Po co? Hmmm.. Dobre pytanie. No to ten... no kurde... martwiłem się, że wpadnie w złe towarzystwo... albo, że coś jej się stanie... dobra no! Już! Okey! Przyznam się! Boje się, że po prostu mogłaby wpaść któremuś w oko a raczej nie chce się wkurwić, a konkurencji nienawidzę! No ale nigdzie jej nie było. Czemu? Nie mam pojęcia. Szukałem jej wszędzie. Po kilka razy. W końcu jednak się poddałem i ruszyłem na poszukiwania Seby albo swojej siostry, ale ich też nigdzie nie było.

- Tommy nie widziałeś Seby? - dorwałem kumpla, który siedział na schodach.

- Wyszedł jakąś godzinę temu z tą laską. - powiedział bełkocząc.

Był nieźle zalany.

- Jaką laską? - uniosłem brew.

- Noo.. - podrapał się po głowie. - Tą przyjaciółką Twojej siostry.

I to w sumie byłoby na tyle, bo zaliczył odlot. Nie mogłem go tak zostawić. Zawsze to Seba był ten rozsądny i to on nas pilnował i odstawiał do chaty, a teraz? To ja bawię się w tego rozsądnego. Boże co ona ze mną zrobiła? Podniosłem Rudego z ziemi i oparłem go na swoim ramieniu. Nie powiem było cholernie ciężko bo Tommy jest nieco większy od nas, ale no dałem rade. Ja bym nie dał? No to wciągnąłem go na górę i wniosłem do pokoju gościnnego. Ułożyłem go na łóżku i opuściłem pomieszczenie. Gotowało się we mnie, ale jeszcze bardziej bolało, czemu? Ponieważ mój własny przyjaciel wbijał mi nóż w plecy. Pierwsza impreza na której w sumie nie schlałem się do nieprzytomności bądź do utraty świadomości. Może to i lepiej? Jeszcze bym poszedł do Sebastiana albo do niej i wygarnął co mi leży na sercu, ale przecież ona ma prawo umawiać się z kim chce. Kurwa! Za dużo rozmyślam. Nawet nie zauważyłem, że nogi mnie powiodły do ruiny. Ale nie wszedłem do środka, skierowałem się do jeziora. Usiadłem na brzegu i wyjąłem z kieszeni mojej kurtki paczkę fajek. Wyjąłem jednego i wsadziłem do ust. Odpaliłem i bezsensownie zacząłem wgapiać się w wodę. Wypuszczając z ust raz po raz kolejną serię smużki dymu. Wypuszczając z ust raz po raz kolejną serię smużki dymu. Tylko wiecie co? Pojawił się problem. Tym razem za cholerę nie chciało pomóc. Czułem się... nawet nie umiem tego nazwać. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Ja nie mogłem tu siedzieć bezczynnie, a rozmyślanie wcale mi nie pomoże. Podniosłem się i kąpiąc w jakiś durny kamyk, zawróciłem na drogę.

....

Nie mogłem się powstrzymać i postanowiłem zrobić sobie dłuższy spacer. I to, że akurat wybrałem drogę koło domu Agathy jest czystym przypadkiem. No, ale nie mogłem po prostu nie sprawdzić czy przypadkiem jeszcze nie śpi. Cholernie pragnąłem ją zobaczyć. Niestety światło w jej pokoju było zgaszone. Nieco przygnębiony ruszyłem do swojego domu. Odpaliłem kolejnego papierosa po czym naciągnąłem kołnierzyk kurtki nieco wyżej. Zapominając, nie starając się zapomnieć o tym o czym myślałem. Nie trudno się domyślić. W końcu jednak trafiłem do swojego domu, wszedłem do środka, trzaskając drzwiami. Usłyszałem krzyk, nieco zaskoczony wspiąłem się po schodach. Vanessa była w domu, i to nie sama, a była tylko jedna osoba, która mogła z nią być. Z uśmiechem na mordzie, który pojawił się na samą myśl, że będę mógł ją zobaczyć, wspiąłem się po schodach na górę.

- Van! – krzyknąłem, ale odpowiedziała mi cisza. – Van! – ponowiłem nic.

Złapałem za klamkę i przekręciłem, ale nie ustąpiłam.

- Vanessa! Otwórz drzwi. – nic. – Kurwa otwieraj te pierdolone drzwi. – szepty. – Za raz się wkurwię na maksa! – warknąłem.

- Wynoś się Max! – krzyknęła.

Próbowałem jeszcze kilka razy, ale to nic nie dało, zrezygnowany powlokłem nogami w stronę łazienki. Coś było nie tak, a ja musiałem się dowiedzieć co, ale to nie dzisiaj. Muszę dać im ochłonąć, kobiety i te ich hormony.


----------------------------

Jest! Wiem. Wiem. Nawalam w ostatnim czasie :( Przepraszam was. Tak strasznie mi przykro. Po prostu ostatnio w ogóle nie mam chęci na pisanie :( Mam tyle problemów ostatnio. Ehhh... okey nie będę przeciągać bo jestem nieco zmęczona. Piszcie co myślicie, oprócz tego, że krótkie i nudne :P Branoc kochani! :* //Bubbles ;3

It's not my storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz