„Każdy koniec to początek czegoś nowego... Każdy początek ma swój koniec... "

4.1K 225 16
                                    


Dla tych, którzy wytrwali ze mną do tej części <3 obiecałam miśki i zamiast czytać lekturę pisałam to, liczę na jakieś docenienie ^-^



Minął miesiąc. Z Max'em.. To chyba koniec, od tamtego dnia się z nim nie widziałam, nie odzywa się, to znaczy, nie do końca tak.. To ja go unikam. Chce mu ułatwić nasze rozstanie. Owszem kilka razy tu przyszedł, ale za każdym razem udawałam, że mnie nie ma. Boje się otworzyć okno, przez obawę, że tu wejdzie i będzie mnie przekonywać abym została. Nie mogę. Nie po tym wszystkim. Chce ich poznać. Chce poznać moich rodziców. Dlatego lecę do Kolorado, na przedmieścia Denver. Do tej pory wymieniłam z nimi tylko kilka wiadomości przez Internet, ale bardzo chce ich poznać.

Już prawie skończyłam się pakować. Biorę jedną torbę, a potem się zobaczy co będzie dalej. Przed wyjazdem muszę jeszcze tylko Bejb podrzucić do Van, załatwiłam z nią wszystko, zajmie się nią pod moją nieobecność.

......

Taksówka zatrzymała się pod lotniskiem. Zostało mi 30 minut do odprawy. Mężczyzna wysiadł, a ja chwilę później. Wyjął moją walizkę z bagażnika i mi ją podał.

- Dziękuję – powiedziałam podając facetowi pieniądze.

Chwyciłam za rączkę mojej walizki i ruszyłam do głównego wejścia na lotnisko. Za kilka godzin będę w Nashville. Poznam swoich biologicznych rodziców. A co z ciotką i wujkiem? Cóż sądzą, że wyjechałam aby pozałatwiać, wszystkie sprawy ze studiami. Mam do nich żal, że mnie okłamali, ale chce się upewnić, chce wiedzieć czy oni w ogóle mnie chcieli.

Po hali rozbrzmiał głos kobiety, który informował, że za raz zacznie się odprawa. Ruszyłam pewnym krokiem w tamtą stronę.

Po kilkunastu minutach, byłam już po drugiej stronie. Ludzie przeprowadzający rewizję, byli naprawdę dokładnie. Najpierw położyłam swoją walizkę na taśmie, a następnie przeszłam przez bramki.

......

Siedziałam przy oknie. Prawie wszystkie miejsca były zapełnione. Obok mnie zajmowała miejsce starsza kobieta. W głośniku rozbrzmiał głos pilota, który poinformował, że za kilka minut rozpoczniemy lot oraz poprosił o zapięcie pasów. Zgodnie z jego prośbą, zapięłam pas, a w tym momencie silnik zaczął pracować. Z sekundy na sekundę stawał się głośniejszy. Spojrzałam za okno. To był mój Nowy Orlean. Miejsce w którym przeżyłam swoje życie. Poznałam Vanesse, moją najlepszą przyjaciółkę. Sebastiana – mojego przyjaciela. Max'a – mojego wroga, przyjaciela i mojego chłopaka. Który stał się miłością mojego życia. A teraz? Wyjeżdżam. Zostawiam dom. Może nie na zawsze, ale to nie zmienia faktu, że tak jest. Uciekam? Nie. Ja po prostu chce poznać swoich rodziców. Chociaż, może to jest pewien rodzaj ucieczki od problemów.

.......

Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, ale obudziła mnie dopiero kobieta, która siedziała obok. Coś do mnie powiedziała, ale jej nie zrozumiałam.

- Hmmm? – mruknęłam poprawiając się na fotelu – przepraszam – zarumieniłam się, kiedy dotarło do mnie, że nie powinnam tak zwracać się do starszej osoby – nie słyszałam co pani do mnie powiedziała.

- Nic nie szkodzi dziecko – uśmiechnęła się - pani Stewardessa pyta czy nie mamy ochoty na coś do picia – pokazała ręką na szczupłą, młodą blondynkę.

- Poproszę kawę – uśmiechnęłam się do kobiety, po chwili trzymałam w ręce kubek z gorącym napojem – dziękuję – powiedziałam.

Spojrzałam na kobietę siedzącą obok.

- Dziękuję – powiedziałam upijając łyk swojego latte.

- Nie ma za co dziecko – uśmiechnęła się.

Dopiero teraz jej się przyjrzałam, wyglądała na góra 40 lat? Na jej twarzy widać było drobne zmarszczki, ale nie wydaje mi się, żeby to była oznaka zmęczenia. Kiedy się uśmiechała koło oczu robiły jej się kurze łapki. Miała tak głęboko zielone oczy. Zupełnie jak ja. Była zadbana.

- Przypominasz mi moją córkę – powiedziała podnosząc na mnie wzrok znad książki – ma równie zielone oczy co ty, masz nawet zadarty nos jak ona i jesteś niezwykle piękną młodą kobietą.

Zarumieniłam się.

- Dziękuję – spuściłam głowę.

- Ależ nie ma za co – powiedziała śmiejąc się – ciekawa jestem co tak młodą dziewczynę ciągnie do Nashville, pewnie lubisz podróżować.

- Tak jakby, ostatnio dużo podróżuje, ale głównie po szpitalach – uśmiechnęłam się.

- Problemy ze zdrowiem? – zapytała jakby zmartwiona.

- Nie zupełnie – westchnęłam – lecę spotkać się z rodzicami – powiedziałam w końcu.

- W takich momentach naszego życia najlepiej być z rodziną.

- Mhm – mruknęłam odwracając wzrok, zapadła cisza, ale po chwili ją przerwałam – przepraszam za moje pytanie, ale mogę wiedzieć ile ma pani lat?

Kobieta się zaśmiała.

- 58 – powiedziała.

- Serio? – otworzyłam oczy.

- Naprawdę – powiedziała rozbawiona.

- Nie wygląda pani – odparłam kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Jestem Lucy – powiedziała podając mi rękę – właśnie lecę do swojej córki do szpitala.

- Agatha – odparłam ściskając jej dłoń.

****

- Max to bez sensu - powiedział Sebastian.

- Seba ja muszę z nią pogadać - zacząłem szukać kluczyków.

- Max nie jedź - powtórzył mój przyjaciel.

- Muszę, ty też byś to zrobił gdyby chodziło o moją siostrę, nie mogę tego tak zostawić - ignorowałem jego spojrzenie - ja naprawdę się zakochałem i czuję, że to ta jedyna.

- Max, cholera posłuchaj Sebastiana i nie jedź, już jest za późno.

- Na co jest za późno?! - wrzasnąłem - na nic nie jest za późno.

- Ona wyjechała - powiedziała moja siostra, a ja dopiero teraz na nią spojrzałem, trzymała w rękach smycz. Spojrzałem pod jej nogi, na ziemi siedziała Bejb.

- Co?! – poczułem jak ziemia usuwa mi się spod nóg – Jak? Gdzie? Dlaczego?

- Wyjechała dzisiaj – powiedziała Van – przykro mi.

Osunąłem się na kanapę i skuliłem się w kłębek. Co ja mam teraz zrobić? Nic mi nie powiedziała. Czy to oznacza koniec? Po pokoju rozniósł się szloch. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to do mnie należy ten szloch.

- Co jest, stary?

- Nic - rzuciłem w odpowiedzi chowając twarz w dłonie, muszę się wziąć w garść - zwyczajnie mi jej brakuje. Tych jej dziwnie pięknych, zielonych oczu, jej oburzonego głosu, gdy na chwilę położyłem głowę na jej kolanach bądź się z nią droczyłem. Brak mi jej uśmiechu. - zerwałem się na równe nogi. - Cholera, to naprawdę najpiękniejszy widok, jaki w życiu widziałem. Brak mi jej oddechu, szybszego bicia jej serca i ciepła.

Zapanowała cisza. Po chwili odezwał się Sebastian.

- Będzie dobrze. Kiedyś w końcu musi być dobrze.

- Kiedyś, słowo klucz.- westchnąłem, podniosłem się z sofy, wziąłem smycz do ręki, zapiąłem ją do obroży Bejb i wyszedłem.


//Bubbles ;3

It's not my storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz