Rozdział 24

206 18 6
                                    

- Dzień dobry - warknęłam w kierunku tej samej kobiety, która wówczas stała na recepcji - Zastałam Madeja?

- Słucham?

- Mówię nie wyraźnie? - uniosłam brwi - Pytam się czy zastałam Madeja.

- A kim pani jest?

- Może mi pani odpowiedzieć na pytanie?

- Mecenas Madej przebywa obecnie na urlopie - oznajmiła podejrzliwie.

- Na urlopie - prychnęłam - Cudownie. A kiedy wraca?

- Dowiem się w końcu z kim mam przyjemność?

- W takim razie proszę mu przekazać, że jest skończonym kretynem - uśmiechnęłam się złośliwie - A jeżeli myśli, że tak to zostawię to grubo się myli.

Bez słowa wyjaśnienia wyszłam z powrotem na zewnątrz. Skoro nie było go w pracy, prawdopodobnie był w innym miejscu, które jak najszybciej zamierzałam sprawdzić.

Po jakimś czasie znalazłam, a raczej znaleźliśmy się na jednym z nowocześniejszych warszawskich osiedli, na którym miałam okazję gościć zaledwie kilka razy. Emocje wzbierały we mnie z minuty na minutę, a swoje apogeum osiągnęły wówczas, kiedy stanęłam przed trójką.

- Otwieraj! - uderzyłam w drzwi - Otwieraj, słyszysz?!

- Łucja, spokojnie...

- Nie będę spokojna! - krzyknęłam - Otwieraj, ty gnido!

- Nie denerwuj się, bo...

- Jak mam się nie denerwować?!

- Przepraszam! - usłyszałam za sobą podniesiony głos starszego mężczyzny - Proszę nie hałasować!

- Przepraszam - odparłam trochę spokojniejsza - Ale mam pilną sprawę do Maćka Madeja, mieszka tutaj...

- Do kogo? - zdziwił się staruszek.

- Do Macieja Madeja... - powtórzyłam zdziwiona.

- Nikt taki tutaj nie mieszka - oznajmił - Musieliście państwo pomylić klatki.

- To niemożliwe...

- Pod tą trójką, o ile się orientuję, mieszka pan Materniak - uniósł brwi - A on wyjechał wczoraj do sanatorium w górach...

- Pan Materniak?

- Heniu!

- A jakże - pokiwał głową - Państwo wybaczą, siła wyższa... Idę, Irenko!

- Oczywiście...

Kompletnie zagubiona wyszłam na zewnątrz. Czułam się dokładnie tak, jakbym dostała z liścia. Czy to możliwe, żeby Madej okłamał mnie w tak istotnej sprawie?

Z całej siły uderzyłam w stojący naprzeciwko mnie słup.

- Nie wierzę!

- Łucja...

- Kurwa, no po prostu nie wierzę!

- Ej... - przyciągnął mnie do siebie, tym samym starając się uspokoić - Znajdziemy go, to tylko kwestia czasu.

- Kornel, ale ty nic nie rozumiesz! - jęknęłam - To już nie chodzi o te pieprzone zdjęcia, on mnie oszukał!

- Już - przytulił mnie do siebie, jedną ze swoich dłoni kładąc na mój brzuch - Pomyśl o malutkiej, ona wszystko czuje. Zawiozę cię do domu, hm?

- Ale Engler...

- Ale Engler na pewno zrozumie.

O pierwszej po południu dotarliśmy do mojego mieszkania. Od razu zaszyłam się pod swoim kocykiem, który ostatnio stał się dla mnie pewnego rodzaju schronieniem przed całym światem.

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz