Rozdział 60

277 12 4
                                    

Mimo, że ta noc nie należała do najłatwiejszych musiałam wstać. Co nie zmienia faktu, że zaspałam. Uwinęłam się w niecałą godzinę i mogłam bić sobie brawa, kiedy kilka minut po jedenastej wybiegłam z domu.

- Cześć. - Wsiadłam do auta, jednocześnie całując kobietę w policzek. - Długo czekałaś?

- Cześć. - Uśmiechnęła się. - Nie. Ale że ty spóźniona? To do ciebie niepodobne. 

- A daj spokój...

- Ciężka noc? - Uniosła brwi.

- Ciężka noc... - Westchnęłam.

- Chyba muszę pomówić z Kornelem, żeby dał ci czasem odsapnąć... - Zachichotała.

- Co? - Zdziwiłam się. - A, nie. Nie pod tym względem ciężka.

- A pod jakim?

- Jedź, bo zaraz będą korki. - Zmieniłam temat. - Później ci opowiem.

- Tam gdzie zawsze?

- Tam gdzie zawsze. - Potwierdziłam.

(...)

Siedziałam tu już dobrą godzinę. Mój humor ze względu na wczorajsze wydarzenia nie należał do najlepszych,  w przeciwieństwie do Marzeny. Była podejrzanie szczęśliwa. Z naciskiem na słowo podejrzliwie.

- A co tam u ciebie?

- U mnie... - Zaczęła. - U mnie chyba zmiany...

- To znaczy? - Zdziwiłam się.

- No słuchaj... - Westchnęła.

- No?

- Bo ja chyba się zakochałam. - Wyrzuciła na jednym oddechu.

- Co? - Odpowiedziałam zaskoczona. - No proszę. Opowiadaj.

- Nie wiem od czego zacząć... - Zakryła swoją twarz dłońmi.

- Najlepiej od początku.

- No to tak...

- Chyba faktycznie się zakochałaś. - Roześmiałam się, obserwując jej reakcje na moje pytania.

- To on. - Podsunęła mi pod nos swój telefon, na którego wyświetlaczu zobaczyłam profil mężczyzny na jednym z portali społecznościowych.

- No, niezły. - Uznałam. - Bruno Wilson. Skąd ty go wytrzasnęłaś?

- Poznaliśmy się na urodzinach mojego dobrego znajomego. - Wyjaśniła. - Dobrze nam się rozmawiało, więc wymieniliśmy się numerami telefonów. Następnego dnia zadzwonił i zaprosił mnie na kolację. No i od tamtego czasu spotkaliśmy się kilka razy...

- Ale on chyba nie jest Polakiem?

- Amerykaninem polskiego pochodzenia. - Poprawiła mnie. - Ale niedawno wrócił do Warszawy z Chicago. No i słuchaj... jest lekarzem.

- No nie wierzę. - Zachichotałam. - Ty to wiesz jak się ustawić. Ale to coś poważnego?

- Nie wiem, ale mam taką nadzieję. - Westchnęła. - Nawet nie wiesz jaki jest dobry w łóżku...

- Marzena! - Prychnęłam śmiechem. - Tak szybko?

- Tak wyszło. - Wzruszyła ramionami. - Łucja, to jest cholerny ideał, rozumiesz? 

- To kiedy go poznam? - Uniosłam brwi.

- Może nawet dzisiaj...

- Tak?

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz