Rozdział 52

227 13 13
                                    

Rano obudziły mnie delikatne pocałunki składane na moim ramieniu. Uśmiechnięta dotknęłam jego szorstkiego policzka, co prawie że od razu spotkało się z odzewem ze strony mężczyzny. Złapał za moją dłoń, którą po dokładnym obcałowaniu koniec końców wypuścił.

- Dzień dobry...

- Cześć. - Uśmiechnęłam się zaspana, kładąc się na jego ciepłym torsie i jeszcze chociaż na momencik przymykając oczy. - Która godzina?

- Dochodzi dziewiąta.

- Mhm... - Mruknęłam. - Ale nie musimy jeszcze wstawać...

- Chyba nie. - Zachichotał.

- Muszę iść zobaczyć do Lileczki...

- Byłem u niej niedawno.

- I co? - Ziewnęłam.

- Śpi.

- Ale to niestety nie potrwa zbyt długo...
Kochanie?

- Hm?

- Pamiętasz, że zaprosiliśmy dzisiaj Marzenę?

- No nieee. - Jęknął niezadowolony. - Łucja...

- No przecież sam zaproponowałeś, żeby przyszła...

- Bo chciała mi cię zabrać...

- Na kilka godzin?

- No właśnie. - Powiedział z przekonaniem, kątem oka spoglądając w moim kierunku. - Ona chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, na co mnie naraża...

- Tak? - Uniosłam brwi. - A ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, na co mnie naraziłeś. Nie mam na nic siły...

- No to trzeba było spać. - Rozłożył bezradnie ręce, na co spotkał się z moim złowrogim spojrzeniem.

- No to trzeba było mi dać. - Mruknęłam pod nosem.

- No to trzeba było mnie nie prowokować.

- Tak?

- Tak.

- Wiesz co? - Na samą myśl tego, co właśnie wpadło mi do głowy prychnęłam śmiechem. - To może ja przeniosę się do pokoju dla gości, a ty będziesz grzać miejsce dla mamy, jak znowu wpadnie z miłą wizytą...

- Tylko spróbuj!

- A co mi zrobisz?

- Wolisz nie wiedzieć... - Niespodziewanie położył mnie pod sobą na pościeli i zbliżył się do mnie na taką odległość, że odruchowo zamknęłam oczy. Jednak zamiast poczuć jego usta na swoich ustach, usłyszałam - Za karę robisz śniadanie...

Całe popołudnie minęło nam dość spokojnie. Skupiliśmy się na zorganizowaniu domu pod odwiedziny Marzeny i koniec końców zdecydowaliśmy się na odwiedzenie pobliskiej cukierni w celu zakupienia jakichkolwiek słodkości. Razem z Lilą czekałyśmy na Kornela przed sklepem, gdy zza moich pleców dobiegł znajomy głos:

- Łucja!

- Marzena? - Zdziwiłam się. - A co ty tutaj robisz?

- Jakie miłe przywitanie. - Zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek, co w końcu odwzajemniłam. - No chyba do was idę, hm?

- A gdzie zgubiłaś Marcelka?

- Wybłagałam moją mamę, żeby z nim została. - Oznajmiła. - Nie chciałam ciągać go po moich znajomych...

- Mogłaś go wziąć, to żaden problem.

- Może następnym razem. A co tam u was? - Zapytała, zerkając do wnętrza wózka. - Jaka ona jest już duża!

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz