Otworzyłam oczy i od razu popatrzyłam na zegarek. Była ledwie szósta. Biorąc pod uwagę fakt, że miałam wolne mogłam spać ile wlezie, ale w końcu zdecydowałam się wstać. Zegar biologiczny?
Zorientowałam się, że pomieszczenie, w którym spałam było moją sypialnią. Zaspana narzuciłam na siebie szlafrok i po wykonaniu wszystkich rutynowych czynności w końcu zdecydowałam się zjeść śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni zastałam talerz z kanapkami.
"Jesteś zdecydowanie za ciężka. Jedz coś"
Uśmiechnięta pokręciłam głową i bez zastanowienia zjadłam przygotowany przez niego posiłek. Usiadłam na sofie i przez kolejną godzinę skakałam z kanału na kanał. Dzień bez pracy wcale nie był dla mnie nagrodą, wręcz przeciwnie - oznaczał samotność.
Od: Kornel
Smakowało? ;)Do: Kornel
Nie lubię rzodkiewki.Od: Kornel
Na przyszłość będę pamiętał ;)Do: Kornel
Nie zapędzaj się, młody.Po dziesiątej wyszłam z domu. Po drodze zahaczyłam jeszcze o sklep z zabawkami i niebawem byłam w szpitalu.
Korytarzem doszłam do ósemki.
- Łucja!
- Cześć, skarbie - roześmiałam się - Obiecałam, więc jestem. Mam dla ciebie prezent.
- Jaki plezent? - zapytała zaciekawiona.
- Wspominałaś ostatnio, że lubisz Kopciuszka - zaczęłam i wyciągnęłam zza pleców opakowanie z lalką w środku, wręczając je dziewczynce - Podoba ci się?
- Tak! - zawołała, po czym rzuciła mi się na szyję - Jesteś najlepsa na świecie!
- Marysiu, bo mnie udusisz! - pogładziłam ją po plecach.
Ta w odpowiedzi powoli oderwała się ode mnie i siadając z powrotem na łóżku zaczęła odpakowywać zabawkę.
- Kochanie, a powiedz mi... pan doktor mówił ci do kiedy będziesz musiała tu leżeć?
- Pani Zosia posła z nim polozmawiać.
- Pani Zosia?
- Pani z domu dziecka - wyjaśniła.
- A, no tak... - odparłam zmieszana.
- Nie chcę tam wlacać - westchnęła, a na jej małej buzi momentalnie zagościł smutek - Chciałabym mieć prawdziwą mamusię...
Spojrzałam na nią ze współczuciem i choć doskonale wiedziałam co czuje, nie potrafiłam jej pocieszyć. Wiedziałam, że w takiej sytuacji żadne puste słowa nie będą w stanie jej pocieszyć.
- Taką jak ty - uzupełniła, spoglądając na mnie kątem oka.
- Myszko... - uśmiechnęłam się smutno, po czym niewiele myśląc wzięłam ją na kolana.
- A kim pani jest? - usłyszałam za sobą.
Zanim zdążyłam obrócić się do tyłu i zidentyfikować osobę zadającą owe pytanie, moją odpowiedź uprzedziła dziewczynka.
- To jest Łucja.
- Dzień dobry, Łucja Wilk - zaczęłam zmieszana, a mój wzrok od razu z lekarza przeniósł się na kobietę stojącą za nim - Ja jestem z policji...
- Łusia? - zdziwiła się siwowłosa - To ty czy na stare lata mam omamy?
Zdezorientowana Marysia zeszła z moich kolan i patrząc raz na mnie, a raz na swoją domniemaną wychowawczynię zaczęła przysłuchiwać się naszej rozmowie. Wstałam z krzesła i stanęłam przed starszą kobietą, na której twarzy pojawił się uśmiech, ale i odniosłam wrażenie, że wzruszenie.
- Dziecko... - powiedziała, po czym położyła mi dłoń na policzku i mocno objęła.
(...)
Stanęłyśmy przed domem dziecka. Tym domem dziecka. Mimo, że wcale nie wspominałam go źle wolałam unikać tego miejsca. Przywoływało do mnie wspomnienia, dlaczego tak właściwie znalazłam się w tym miejscu.
- Musis jus iść? - zapytała smutna.
- Marysiu... - uklęknęłam przy niej - Niestety, muszę. Ale nie martw się. W poniedziałek przyjdziecie razem z panią Zosią do mnie na komendę.
- Na pewno?
- Na pewno - pocałowałam ją w czółko - Trzymaj się, kochanie.
- Pa... - wyszeptała zrezygnowana.
Niebawem razem z jedną z młodych opiekunek weszła do środka budynku. W milczeniu obserwowałam ją tak długo, dopóki całkowicie nie zniknęła z mojego pola widzenia.
Mój wzrok przeniósł się na kobietę przede mną.
- Skarbie, jak sobie radzisz?
- No chyba dobrze - wzruszyłam ramionami - Opowiadałam pani... pracuję w Interpolu, całkiem nieźle zarabiam, mam własne mieszkanie na Woli...
- Wiesz, że nie o to pytam - wtrąciła.
- No... a jak mam sobie radzić? Nie utrzymuję z tym człowiekiem żadnych kontaktów.
- Dalej siedzi?
- Mhm - przytaknęłam.
Zapadła cisza, która zdawała się być uciążliwa zarówno dla mnie jak i dla niej. W końcu nieznacznie przybliżyła się do mnie i ponownie objęła. Tak, jak pamiętałam.
- Dostaję od niego masy listów - wyrzuciłam w końcu - A ostatnio wyszedł na przepustkę i czekał pod moim mieszkaniem.
- Kochanie, ale nic ci nie zrobił?
- Nie - oznajmiłam - Przepraszał mnie.
- Boże, Boże... - pokręciła głową, głaszcząc mnie po włosach - Następnym razem jak broń Boże go zobaczysz to natychmiast dzwoń na policję.
- Dobrze - uśmiechnęłam się blado - Proszę się o mnie nie martwić. Dam sobie radę.
- Łusia, a ty mieszkasz sama?
- Tak...
- Wiem, że może nie powinnnam, ale... - zmieniła temat - Mieszkasz czy jesteś?
- I mieszkam i jestem - przyznałam, wbijając wzrok w chodnik - Potomstwa też nie mam - uprzedziłam jej kolejne pytanie - Wie pani... chociaż minęło tyle lat, ja nadal nie potrafię nikomu zaufać...
- Nie miałaś nikogo?
- Miałam - westchnęłam - Ale co z tego?
- Wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz - stwierdziła - Widocznie nie spotkałaś jeszcze osoby, która zasługiwałaby na ciebie w stu procentach.
Nie chciałam dłużej kontynuować tej rozmowy. Jej próby pocieszania mnie działały zupełnie w odwrotną stronę.
Około godziny piętnastej byłam z powrotem w domu. Położyłam się pod koc, a po mojej twarzy mimowolnie zaczęły spływać łzy. I choć nie czułam kompletnie nic, nie potrafiłam ich powstrzymać.
***
Witam w kolejnym rozdziale😊 Jak wrażenia? Jak myślicie - o czym Łucja rozmawiała z wychowawczynią Marysi?
CZYTASZ
Łucja Wilk - Sound Of Silence
FanficPo przejściu z warszawskiego wydziału kryminalnego do Interpolu, życie Łucji w końcu zaczyna się układać. Kobieta jest zdecydowaną indywidualistką, która w pełni realizuje się zawodowo i niepotrzebuje do tego celu niczego ani nikogo. Nie chce wchodz...