Rozdział 62

243 12 21
                                    

- Olgierd?

- Cześć, Kornel. - Zdezorientowany mężczyzna podniósł się na równe nogi i wyciągając rękę w kierunku tamtego, został odepchnięty do tyłu.

- Kornel!

- Co to miało znaczyć? - Warknął.

- Słucham?

- Co słuchasz? - Kontynuował, a patrząc w jego oczy widziałam tylko narastającą złość, której nie znałam tak dobrze. - Dobrze słyszysz, tylko ja chyba źle widzę.

- Uspokój się, musiałeś coś źle zrozumieć.

- Ja wszystko dobrze zrozumiałem, to tobie chyba coś się pomyliło. - Chyba z zamiarem uderzenia Mazura, Zieliński przydusił go do ściany, jednak jego zamiary zostały dość szybko udaremnione.

- Uspokój się! - Powtórzył tamten, sprawnie krępując mu ruchy. - My tylko rozmawialiśmy!

- Rozmawialiście?!

- Uspokój się, słyszysz!

- Puść mnie!

- Puszczę cię jak się uspokoisz! - Starszy mężczyzna w końcu odpuścił, odchodząc do tyłu.

- Co ty wyprawiasz? - Wyrzuciłam z żalem w kierunku Kornela. - Masz go przeprosić, w tej chwili!

- No chyba żartujesz?

- Teraz jesteś o mnie zazdrosny? - Powiedziałam łamiącym głosem. - A gdzie byłeś przez ostatni miesiąc?

- Łucja...

- Przeproś go, ale już!

- Łucja, daj spokój. - Olgierd położył dłoń na moim ramieniu, która natychmiast została strącona, jednak nie przeze mnie.

- Nie wtrącaj się!

- Człowieku, ogarnij się! - Zawołał coraz bardziej wzburzony Mazur. - Nie widzisz, że ona przez ciebie płacze?

- Przeze mnie?!

- Zachowujesz się jak ostatni idiota!

- Tylko że to nie ja zabieram się za cudze kobiety...

- Dość tego! - Krzyknęłam. - Mam tego dość, słyszysz?! Ja już tak dłużej nie wytrzymam, to koniec!

- Łucja...

- Nie! I tak znosiłam to za długo! Ja już nie mogę tak żyć, nie jestem twoją własnością! Masz do mnie pretensje, a sam co robisz?

- No co ja takiego robię? No oświeć mnie.

- Rzecz w tym, że ja nie wiem co ty robisz! Ale wiesz co? Chyba nawet nie chcę wiedzieć! To koniec!

- Tak? - Oczy mężczyzny gwałtownie podeszły łzami i widząc jak szuka czegoś w kieszeni marynarki, odsunęłam się do tyłu. - I bardzo dobrze! Mam gdzieś to wszystko!

I wyszedł, trzaskając drzwiami.

Wbiłam wzrok w pierścionek, który zgubiwszy swoje pudełeczko leżał na podłodze.

Cały czas leżał.

(...)

Wytarłam twarz o rękaw koszuli i słysząc dziwny hałas na korytarzu naciągnęłam na siebie głębiej kołdrę.

- Ł-Łucja, kochanie... - Usłyszałam za sobą ten łamiący głos i tylko prychnęłam pod nosem.

- Kochanie... - Mężczyzna podszedł bliżej łóżka i patrząc na moją bladą twarz, uklęknął przede mną, wyciągając ku mnie dłoń.

- Zostaw mnie. - Warknęłam.

- Możemy porozmawiać...?

- Chyba nie jesteś w stanie.

- J-jestem. Ja.. ja musiałem to wszystko przemyśleć...

- Aha. - Pokiwałam głową. - Upijając się? Bardzo dojrzałe zachowanie.

- Nie jestem pi-pijany...

- Zobacz. - Wskazałam na zegarek, wskazujący kilka minut po trzeciej w nocy. - Jest środek nocy. Daj mi spokój.

- Łucja, ja nie chciałem... - Przetarł swoją twarz i oparł się o ścianę, kontynuując. - Przepraszam...

- Nie bądź śmieszny. - Prychnęłam.

- Przecież wiesz, że ja cię ko-kocham...

- Jesteś żałosny, Kornel.

Wyszłam, nie mając siły na dalsze dyskusje, do których może i byłabym skłonna w innych okolicznościach. Ale to, co zrobił teraz przekreśliło możliwość ich zaistnienia. A na pewno dzisiaj.

Następnego dnia wstałam przed południem. Siedziałam w kuchni, popijając czarną kawę i rozmyślając nad tym wszystkim. Nad tym, co wydarzyło się wczoraj i przez ostatni czas.

Nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna, początkowo nawet nie zauważając mojej obecności. Wyciągnął z szafki kilka tabletek i popił je wodą.

- Łucja... - Odezwał się, w końcu kierując swój wzrok w moim kierunku. - Już wstałaś...

- Jest po dwunastej. - Powiedziałam bez emocji.

- Mhm... - Mruknął pod nosem i zajął miejsce naprzeciwko mnie na krześle. - Możemy porozmawiać?

- O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać?

- Przepraszam...

- Za co? Za to, że wróciłeś wczoraj pod wpływem w środku nocy czy za to, że urządziłeś mi taką scenę zazdrości przy Olgierdzie?

- Łucja...

- A może za to, że masz mnie gdzieś i całymi dniami cię nie ma?

- Łucja, to nie tak...

- A jak? Może powiesz mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi? Nie widzisz, że już jakiś czas temu zaczęło się między nami psuć, że z każdym dniem oddalamy się od siebie coraz bardziej? No tak, właściwie jak ma być, skoro ty wolisz iść gdzieś z właściwie obcą kobietą albo iść się upić niewiadomo w czyim towarzystwie... Tylko jednego tu nie rozumiem. Co to ma oznaczać? - Wskazałam palcem na pudełeczko z pierścionkiem, które wczoraj tak skrupulatnie oglądałam.

- To wszystko nie tak miało wyglądać. - Westchnął ze spuszczoną głową. - Przepraszam...

- Tyle?

- Bałem się, że to nie wyjdzie. Że stwierdzisz, że to za szybko albo że nie chcesz się wiązać, a ja... Łucja, kocham cię i chciałem... chcę żebyś została moją żoną. Chcę stworzyć z tobą prawdziwy dom, prawdziwą rodzinę...

- Czekaj, bo czegoś tu chyba nie rozumiem. - Przerwałam mu. - Mam rozumieć, że z miłości mnie okłamywałeś?

- Nie. - Pokręcił głową. - Marzena pomagała mi w wyborze pierścionka i w zorganizowaniu jakoś tego naszego wyjazdu... Łucja, jeśli dałem ci kiedykolwiek powód do zazdrości to przepraszam. Jesteś ostatnią osobą, którą chciałem skrzywdzić...

- Nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć. - Wzruszyłam ramionami. - Kornel, ja wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale... Wiesz jak ja się czułam przez ten ostatni czas, kiedy znikałeś na całe dnie? Ja nigdy nie miałam rodziny i...

Urwałam, czując jak moje gardło zaciska się do tego stopnia, że nie jestem już w stanie nic więcej powiedzieć. Wstałam z miejsca i chcąc po prostu stąd uciec ruszyłam do drzwi.

- Kochanie, poczekaj... - Złapał mnie za rękę, którą natychmiast wyrwałam.

- Teraz ja muszę to wszystko przemyśleć. Nie wiem czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens...

Wszystkie wątpliwości, które miałam na początku naszej znajomości wróciły.
I do tego ze zdwojoną siłą...

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz