Rozdział 35

247 18 11
                                    

Podsumowując, wyjazd Kornela wyszedł mi na dobre. Przynajmniej w kwestii pracy. Co najdziwniejsze, Engler wykazał się wyjątkową łaskawością i koniec końców pozwolił mi wrócić na swoje stanowisko.

Siedziałam w pobliskiej kawiarni już kolejną godzinę i ciągle nie mogłam uwierzyć w to, czego wciąż dowiadywałam się z każdym następnym słowem Lewickiej. To wszystko wydawało mi się być tak abstrakcyjne i nierealne, w sumie lepsze niż najlepsza komedia.

- Nie wierzę... - odezwała się w końcu kobieta.

- Ja też nie.

- Podejrzewałam, że może mieć kogoś na boku, ale chyba sama nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli - westchnęła - Jestem menadżerką w sieci hoteli, dlatego ciągle nie ma mnie w Warszawie... Ile to trwało?

- Plus, minus pół roku - oznajmiłam.

- Jak ja mogłam być taka ślepa?

- Mogę zapytać cię o to samo.

- Myślałam, że go znam - kontynuowała - W życiu nie powiedziałabym, że mój Maciek jest zdolny posunąć się do czegoś takiego... - jej wzrok ponownie skierował się na mój brzuch - Co... co teraz z wami będzie?

- A co ma być? - zdziwiłam się.

- Zostałaś sama w ciąży...

- Jedyne czego ja od niego jeszcze chcę to alimenty - prychnęłam - Nie życzę sobie, żeby miał jakikolwiek kontakt z moim dzieckiem. Nie po tym, jak mnie potraktował.

- Jasne, rozumiem cię - stwierdziła, dopijając swoje czarne espresso - Słuchaj... byłaby taka możliwość, żebyś... zeznawała na moją korzyść w sądzie?

- W sądzie? - powtórzyłam.

- Nasze małżeństwo już od dawna nie istnieje - wzruszyła ramionami - Próbowałam w tym jakoś trwać ze względu na Marcelka... Ale teraz przyszedł czas zawalczyć o siebie. Mogę na ciebie liczyć?

- Mhm - odpowiedziałam bez zastanowienia.

- Rozwód w tej całej sytuacji to będzie chyba jedyne słuszne wyjście - odparła, na co ja przytaknęłam - Od dawna oprócz Marcela nic nas już nie łączy...

- Długo byliście ze sobą?

- Masz na myśli, ile lat nie zauważałam jego zdrad? - pokręciła głową - No, w sierpniu byłoby dwanaście. Ale nie będzie.

- Podziwiam cię...

- Marcelek idzie od września do szkoły i myślę, że jest na tyle mądrym chłopcem, że zrozumie...

- Na pewno...

- Jakby nie patrzeć nasze dzieci będą dla siebie przyrodnim rodzeństwem...
Mój synek zawsze chciał mieć młodszą siostrzyczkę.

Posłałam jej blady uśmiech i głęboko westchnęłam. Zamieszałam łyżeczką w herbacie, jednocześnie zmieniając pozycję siedzącą na krześle. Dochodziła godzina dwudziesta i powoli czułam jak malutka zaczyna wariować. Położyłam dłoń na swoim brzuchu i delikatnie go pogładziłam.

- Kopie? - wyrzuciła Lewicka.

- Mhm - przytaknęłam - Słuchaj... nie obrazisz się, jeśli już pójdę? Jestem padnięta...

- Jasne, rozumiem - oznajmiła - Odwieźć cię?

- Nie, jestem samochodem.

- No to w takim razie do zobaczenia - podniosła się na równe nogi i podała mi rękę, którą uścisnęłam - Zdzwonimy się.

- Oczywiście - uśmiechnęłam się i zabierając wszystkie swoje rzeczy, po kilku chwilach wyszłam na zewnątrz.

Kolejne dni mijały mi bez zbędnych niespodzianek. Czułam ogromny żal do Kornela, który przez ten cały czas nie zadzwonił do mnie ani razu. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak łatwo o mnie zapomniał.

Po następnym nudnym dniu za biurkiem w Interpolu wróciłam do domu. Na dworze było okropnie gorąco i jedynym, o czym teraz marzyłam był zimny prysznic. Dość szybko spełniłam swoją zachciankę, bo po trzydziestu minutach chodziłam już w luźnej letniej sukience, która w przeciwieństwie do strasznie ciasnych jeansów, w ogóle nie uciskała mojego ciążowego brzuszka.

- No i co, Lilcia? - uśmiechnęłam się, siadając na sofie - Tak lepiej, hm?

Raptownie usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na smarfon, na którego wyświetlaczu ku mojemu zdziwieniu spostrzegłam numer Kornela. Zawahałam się. W końcu po co miałam od niego odbierać? Nagle przypomniał sobie o mnie po tygodniu? Zanim zdążyłam przesunąć którąś z słuchawek, specyficzny dźwięk dzwonka ustał.

- No i cudownie - powiedziałam pod nosem - Siedz tam gdzie siedzisz i daj mi święty spokój...

Po kilku minutach bezczynnego wpatrywania się w sufit sytuacja się powtórzyła. Zdenerwowana odruchowo podniosłam się na nogi i chwyciłam za swój telefon, automatycznie przeciągając zieloną strzałkę.

- Czego chcesz?

- Łucja? - po drugiej stronie odezwał się znajomy mi ostatnio kobiecy głos.

- Marzena? - zdziwiłam się - Boże, przepraszam cię bardzo, ale spodziewałam się kogoś innego...

- Nie szkodzi. Słuchaj, wniosłam papiery rozwodowe.

- Tak szybko?

- Nie mam na co czekać.

- A jak Maciek na to zareagował?

- A jak myślisz? - westchnęła.

- Mogę się tylko domyślać...

Niespodziewanie do moich uszu doszedł dźwięk pukania do drzwi. Przymarszczyłam brwi, wchodząc do przedpokoju.

- Oddzwonię do ciebie. Ktoś właśnie dobija się do mnie do mieszkania...

- Jasne, dzwoń w wolnej chwili. Na razie.

Odłożyłam telefon na szafkę i bez zastanowienia przekręciłam klucz w drzwiach. Nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa, gdy poczułam silne uderzenie w głowę, po którym zobaczyłam mroczki przed oczami i upadłam na podłogę...

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz