Rozdział 25

200 19 16
                                    

- Cześć - uśmiechnęłam się, zauważając chłopaka siedzącego na ławce niedaleko Wisły.

- Dzień dobry - podniósł się z miejsca - Od razu chciałbym panią przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie...

- Daj spokój - przerwałam mu.

- Właściwie to nie wiem od czego zacząć...

- Najlepiej od samego początku.

- Madej to kawał sukinsyna - wzruszył ramionami - Co tu więcej mówić...

- Skąd go znasz? - zapytałam.

- Chyba powinienem pierwszy zadać pani to pytanie...

- Poznałam go zupełnie przypadkowo - zaczęłam, bez zbędnych protestów - Wpadliśmy na siebie na ulicy. Pierwsze spotkanie wyszło w sumie z mojej inicjatywy i skończyło się...

- W łóżku - uzupełnił.

- No... tak - westchnęłam lekko skrępowana.

- Typowe - prychnął - Śmiało, niech pani mówi dalej.

- Trochę mi głupio przed tobą...

- To może ja dokończę - zaproponował - Widywaliście się najczęściej u pani w domu, Madej naciskał na seks, a gdy pani zaszła w ciążę stwierdził, że to nie jest jego problem, hm?

- Co? - skrzywiłam się - Skąd ty to wszystko wiesz?

- Bo go doskonale znam. Z moją mamą było dokładnie tak samo.

- Z twoją mamą?

- Mhm - przytaknął - To przez niego nie żyje.

- Jak to nie żyje...?

- Końcem ubiegłego roku popełniła samobójstwo - jego jak dotąd spokojny głos niespodziewanie załamał się pod wpływem tych kilku słów.

- Ale... jak to...? - wyjąkałam.

- Moja mama spotykała się z Madejem przez dwa lata. Poznała go jak skończyłem gimnazjum, uznała że jestem już wystarczająco duży, aby ona mogła zająć się własnym życiem...

- No i...?

- Od początku mnie nie lubił - kontynuował - W sumie z wzajemnością. Początkowo było nawet spoko, ale ja szybko zorientowałem się, co to za typ. Odradzałem go mamie, no ale ona była w niego ślepo zapatrzona.

- Mhm...?

- Zależało mu tylko na seksie - kpiąco pokręcił głową - Ale matka tego nie widziała. A może nie chciała widzieć...
Z czasem zaczął urządzać jej awantury o nic, obwiniać o całe zło na tym świecie, znikał na kilka dni i nie dawał znaku życia...

- Znam to...

- Aż szydło wyszło z worka - wypuścił powietrze z płuc - Wprawdzie po dwóch latach, ale wyszło.

- Co masz na myśli?

- To pani jeszcze nie wie?

- A powinnam o czymś wiedzieć? - uniosłam brwi.

- Przecież on ma żonę - wyrzucił - Dobrze ustawioną babkę, z masą kasy na koncie i w ciągłych rozjazdach...

- Że co? - otworzyłam szerzej oczy - Jaką żonę?

- Nie wiem jak się nazywa, z tego co mi wiadomo, nie wzięła po nim nazwiska...

- Nie - pokręciłam głową, czując jak mój oddech gwałtownie przyśpiesza - Nie...

- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się nastolatek.

- Ała! - syknęłam, łapiąc się w okolicy podbrzusza.

- Proszę usiąść - nakazał, tym samym sadzając mnie na pobliskiej ławce.

- Zaraz mi przejdzie, mów dalej... - zamknęłam oczy, jednocześnie starając się unormować swój niespokojny oddech.

- Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł...

- Mów.

- Moja mama odkryła to w sumie przypadkowo - wzruszył ramionami - A potem już poleciało. Madej wyśmiał ją, po prostu potraktował jak zwykłą rzecz, rzucił w kąt, a ona kompletnie się załamała...

- Mhm?

- Po kilku miesiącach od ich rozstania zdiagnozowali u niej depresję, a dalej to chyba już sama pani wie...

- Przykro mi - położyłam mu dłoń na ramieniu, równocześnie czując, jak uciążliwy ból powoli ustępuje - Nie miałam o niczym pojęcia...

- Chciałem panią przed nim ostrzec - przyznał - Ale w takiej sytuacji nie wiem, czy cokolwiek pomogłem... - spojrzał na mój brzuch.

- Pomogłeś - oznajmiłam- I to bardzo dużo.

- Od tamtej pory mieszkam z babcią. Babcia po śmierci mamy przeszła zawał i od tamtej pory ma problemy z sercem...

- A twój ojciec?

- Nie znam swojego ojca...

- To... to jak wy sobie dajecie radę?

- Jakoś dajemy. Utrzymujemy się z emerytury babci, ja w weekendy pracuję... Nie żyjemy może w luksusach, ale ważne, że mamy co zjeść, gdzie spać czy za co zapłacić rachunki...

- Słuchaj, Janek - powiedziałam przyciszonym głosem i sięgnęłam dłonią do swojego portfela - Masz tutaj sto złotych. Kup sobie i babci jakąś porządną kolację.

- Ja nie mogę tego przyjąć...

- Możesz, oczywiście, że możesz - uśmiechnęłam się blado - A ja muszę to wszystko sobie jakoś poukładać.

- Na pewno?

- Mhm... Dziękuję ci. Jesteś super chłopakiem.

Przygnębiona wróciłam do domu. Chyba jeszcze nie do końca docierało do mnie to wszystko, co przed momentem usłyszałam. Od wypowiedzenia przez nastolatka tego jednego konkretnego zdania nie mogłam opanować łez, które z każdą kolejną minutą coraz bardziej cisnęły mi się do oczu.
Od samego początku byłam tą drugą.

- Łucja! - usłyszałam - No gdzieś ty była? Dzwoniłem do ciebie chyba ze sto razy! Pizza już dawno wystygnęła!

- Daj mi spokój - wyszeptałam cicho ze spuszczoną głową, usilnie próbując ukryć przed nim moje łzy.

- Ej... - zdziwił się - Co się stało?

- Nic - odburknęłam i weszłam do mieszkania, kładąc się z powrotem pod swój koc. Nie musiałam nawet oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że wszedł zaraz za mną.

- Ej... - powtórzył, na co odwróciłam się tyłem do niego.

- Kornel, zostaw mnie w spokoju.

- Łucja, co się stało? - dociekał - Przecież wiesz, że możesz mi zaufać...

- Chcę zostać sama - warknęłam - Czego nie rozumiesz?

- Martwię się o ciebie...

- Zupełnie niepotrzebnie.

- Mam inne wrażenie.

- Proszę cię, wyjdź - nakazałam.

- Ale Łucja...

- Wynoś się! - krzyknęłam - Przestań w końcu wpieprzać się w moje życie! Zajmij się sobą, bo ta twoja zasrana troska wcale mi nie pomaga!

Nie musiałam powtarzać dwa razy. Młody mężczyzna wyszedł trzaskając drzwiami, a ja rozpadłam się na dobre. Dałam upust wszystkich swoim emocjom w głośnym płaczu, który można było usłyszeć chyba na drugim końcu osiedla...

***

Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? Jak myślicie, co Łucja powinna zrobić?🤔❤

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz