A potem ich usta się spotkały.

1.1K 54 57
                                    

Cole siedział przy stole w jadalni, spisując rzeczy, które miałby w idealnym świecie dla swojego projektu i Billy'ego.  Zresztą i tak nie potrzebował pomocy Billy'ego w języku angielskim.  To nie tak, że Billy był naprawdę dobry w czymkolwiek innym niż byciem palantem.  Był dużym, grubym łobuzem bez osobowości.  Jedyną cechą Billy'ego była bycie podłym i nic na świecie nie mogło zmienić zdania Cole'a na ten temat.  Z drugiej strony każdy może czasami być podły.  Nawet Moody mógł być wredny chociaż był jednym z najmilszych facetów, jakich Cole kiedykolwiek spotkał.  Im więcej Cole o tym myślał, tym bardziej zaczął żałować, że wyrzucił Billy'ego z siebie.  I tak nie było żadnego powodu, dla którego go kopnął.  Billy go nie męczył, nie robił nic złego, kiedy zszedł z sypialni Ani, aby uzyskać pomoc.  W rzeczywistości był dobrą osobą, pomagając Ani i wszystkim, choć twierdził, że jej nienawidzi.  Cole odłożył ołówek i westchnął z niepokojem w żołądku.  Zmarszczył brwi i wpatrywał się w drewniany stół, a jego myśli wirowały.  Dlaczego tak często myślał o Billy'm?  To nie tak, że nawet chciał o nim myśleć.  Jeśli już, Cole chciał na dobre stracić Billy'ego.  Ale wtedy głos zza niego przemówił, przerywając jego intruzom myśli. 

„Jak myślisz, co robią Gilbert i Ania na ich randce?”  - zapytała Maryla. 
„Och, mam nadzieję, że się nie zawstydzi”. 

„Nie w-”  Przerwał go pukanie do drzwi.  To pewnie Ania już wraca z randki.  Gilbert prawdopodobnie powiedział jej coś, co ją zdenerwowało. 

„Wróciła już?”  - zapytał Cole, jego nos drżał ze zmieszania. 

„Gilbert prawdopodobnie odetchnął w jej kierunku, a ona się wściekła” - skomentował, chichocząc z Marylą. 

To prawda, Ania wściekła się na prawie wszystko, co zrobił Gilbert.

Cole wstał od stołu, pozostawiając otwarty notatnik.  Podszedł do drzwi, nawet nie zauważając, że ma tylko skarpetki.  Był jedną z niewielu osób, które nie nosiły butów w domu.  To był zbyt wielki wysiłek.  Kiedy blondyn w końcu otworzył drzwi, jego oczy spotkały się ze znanymi ciemnobrązowymi oczami.  Jego pierwszym instynktem było zamknięcie drzwi na twarzy Billy'ego, ale nie zrobił tego.  Cole tylko wpatrywał się w ciszę, a niezręczność była wystarczająco głośna, by stłumić uszy każdego z chłopców. 

„Hej,” powiedział Billy pierwszy.  Jego głos nie był dokładnie chrapliwy, ale nie brzmiał tak, jakby był na wysypisku śmieci.  Jeśli już, to brzmiał całkiem normalnie, biorąc pod uwagę ich okoliczności.  Sposób, w jaki Billy stał, świadczył raczej o tym, że był smutny niż jego głos.  Był lekko zgarbiony, a ręce skrzyżowane.  Kiedy Cole jeszcze bardziej zauważył postawę Billy'ego, zauważył książkę pod pachami.  Czy poważnie wrócił, aby pomóc w projekcie?  Był głupcem że go to obchodziło.

"Co chcesz?"  Cole wyszedł na zewnątrz i zamknął drzwi, żeby Maryla ich nie słyszała.  Nie chciał, żeby usłyszała, jak dwóch nastoletnich chłopców kłóci się o głupi szkolny projekt.  Nie wspominając o tym, że z pewnością wpadłby w kłopoty, gdyby nawet usłyszała, jak znów walczy z kimś, zwłaszcza z Billy Andrewsem. 

Kiedy Billy nie odpowiedział, Cole prychnął i puścił klamkę.  Położył dłoń na biodrze, a druga spoczywała u jego boku. 

„Jeśli jesteś tutaj, aby pomóc w języku angielskim, kończę to teraz i nie potrzebuję żadnej pomocy”.  Spojrzał Andrewsa w górę i w dół, z niesmakiem na twarzy. 

Billy westchnął i spojrzał na swoje stopy.  Wzruszył ramionami, trzymając książkę bliżej piersi. 

„Masz rację”, odpowiedział cicho Cole'owi.  Włożył jedną rękę do kieszeni i spojrzał na wyższego chłopca. 

I am NOT a Gilbert Blythe fan- Tłumaczenie PlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz