Kwestia przypadku

469 14 0
                                    


       Budynek firmy Jaca i Jo znajdował się kilka przecznic od uczelni. Ogromny przeszklony gmach robił wrażenie, zdziwiłam się, że wcześniej go nie zauważyłam. Wchodząc do holu głównego zostałam zatrzymana przez ochronę.

-Proszę o pokazanie karty - Powiedział rosły mężczyzna groźnym tonem.

-Karty? - Zdziwiłam się, Sara nie wspominała, że aby odebrać swój telefon będę musiała walczyć z „Arnoldem", takie imię widniało na jego plakietce. - Przyszłam odebrać telefon. Jo miała mi go tutaj podrzucić - Wyjaśniłam szybko, przyjmując postawę osoby która jest świadoma swoich praw, chociaż tak naprawdę już widziałam oczami wyobraźni jak zostaje wyproszona na zewnątrz.

-Pani godność? - Zerknął na firmowy tablet.

-Lisa Anderson.

-Proszę chwilę zaczekać, dzisiaj nie jest pani pierwszą osoba która przyszła po zagubiony przedmiot- uśmiechną się sarkastycznie i odszedł, wciąż jednak mając na mnie oko.

Co to miało znaczyć, że ktoś już się zgłaszał po mój telefon? Może jednak Sara sama chciała mi go podrzucić? Chociaż wtedy by mi o tym powiedziała. Lisa debilu przecież nie masz telefonu, jakby ci miała to powiedzieć? Może ja coś sobie ubzdurałam i inaczej się jednak umówiłyśmy? Jak ja nie lubię niejasnych sytuacji. Jeśli odprawią mnie stąd bez mojej zguby wyjdę na wariatkę, która chce się wkraść do szanowanej firmy. Tylko po co ktokolwiek chciałby się tutaj zakraść? W jakim celu? Żeby ukraść darmową kawę którą można zrobić w ekspresie, stojącym pod ścianą, czy może te apetyczne babeczki? W zasadzie dla bezdomnego to dobry deal, ale ja nie wyglądam na bezdomną, na litość boską. Chociaż obrazy które wieńczą ściany wyglądają na drogie, to już bardziej opłacalny biznes. Ukraść jeden obraz i mieć spokój do końca życia.

-Piętro 8, drzwi na końcu korytarza po lewej- Wyrwał mnie z zamyślenia Arnold.

-Dziękuje - odpowiedziałam z ulgą w głosie, odrywając wzrok od dzieła.

Czy już mogę sobie pogratulować, że nie zbłaźniłam się jednak przed moim nowym kolegą ochroniarzem?

Winda otworzyła się na 8 piętrze a mi zaparło dech w piersiach. Rodzeństwo miało rozmach. Korytarz który wyglądał raczej jak ogromny pokój pokryty był czarnym marmurem a wszystkie drzwi były z mlecznego szkła. Widziałam, że w każdym gabinecie były okna od góry do dołu, ponieważ mijałam jeden, w którym drzwi były uchylone. Zatrzymałam się na sekundę, aby zobaczyć na co owe okna wychodzą, kiedy ktoś szybko przeszedł przez gabinet. Na tyle szybko, że zdążyłam zauważyć tylko dłoń. Dłoń na której były sygnety. Moje serce zamarło. Chyba już do reszty zgłupiałam, czy teraz każda dłoń mężczyzny, która ma ozdobę tego typu będzie mi przypominać o Harrym? O tym jak chłód tych sygnetów wyznaczał drogę wzdłuż uda zaraz po gorącym dotyku jego palców.

-Przecież ci mówię, że jej nie znam -Zza drzwi dobiegł zduszony szept

Kurwa, kurwa, kurwa. Nie. Moje nogi same zaczęły prowadzić mnie tyłem w stronę windy. Instynkt ucieczki na który nie miałam wpływu. Moje serce, moje myśli, wszystko, tylko nie nogi, zatrzymały swoją prace. Byłam pewna. Ten głos brzmiał zupełnie jak głos, który usłyszała w łazience na imprezie. Seksowny, męski głos Harrego.

-Czy ty jesteś poważny? Nikt nie może się o tym dowiedzieć- odpowiedział ostrym głosem inny mężczyzna, czym wmurował mnie w ziemie.

Co ja mam zrobić? Uciekać? Schować się? Winda zdążyła już pojechać. Czemu akurat na tym piętrze nie było tłumów? Co to za firma w której zamiast mnóstwa pracowników jest Harry Styles? Gdzie panie sekretarki i kręcący się praktykanci? Jakby na chwilę odzyskałam trzeźwy umysł i powoli, aby nie towarzyszył temu żaden dźwięk cofnęłam się i nacisnęłam przycisk windy. Spojrzałam na wyświetlacz *piętro 34* . Kurwa. Miałam wrażenie, że moje serce jest słyszalne w całym Londynie. Nie zdziwię się jeśli w wiadomościach powiedzą o dziwnych mikrotrzęsieniach ziemi, spokojnie to tylko moje serce, wali jak szalone. *Piętro 18* Wdech, wydech Lisa, jeszcze chwilka. W końcu usłyszałam zbawczy dźwięk przybyłej windy i w tej też chwili wszystko jakby potoczyło się 10 razy szybciej. Uchylone drzwi otworzyły się na oścież, a z gabinetu zamaszystym krokiem wyszedł Harry. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć, wiec jak najszybciej wsiadłam do windy czując jak zmiękły moje kolana. Za mną wsiadł on. Kiedy staną koło mnie, czułam wręcz na swoim ciele promieniującą od niego złość. Powoli zaczęłam unosić wzrok, próbując nie zachwycać się każdym skrawkiem jego ciała, które już miałam przyjemność pieścić. Kiedy dotarłam do jego idealnie zarysowanej szczęki, prześlizgnęłam się na usta. Te usta, które skradły mi tyle oddechów pamiętnej nocy. Stał do mnie bokiem więc mogłam podziwiać jego profil. Motyle w moim brzuchu szalały od samego patrzenia na tą gniewną twarz. Nagle winda się zatrzymała.

-Wysiada pani? -Zapytał łagodnie, co kłóciło się z jego wyrazem twarzy.

-Y tak, nie, znaczy tak - zaczęłam się jąkać. 

Z tego wszystkiego nie nacisnęłam w windzie guzika, więc zaczęłam udawać ze z całą pewnością wybieram się na piętro 20.

Jednak za długo pozostawałam w windzie, twarz Harrego zwróciła się w moją stronę i kiedy nasze oczy się spotkały wyparowałam z tego świata. Nie byłam już w windzie, nie byłam nawet w Londynie. Znalazłam się w raju. Nie byłam tam jednak długo, bo w jego oczach nastrój zmienił się płynnie, gniew złagodniał, na jego miejsce pojawiło się pytanie i finalnie zrozumienie. 

Poznał mnie. 

Kurwa.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz