Nieznajomy

192 10 1
                                    


-Lisa, to ty? - zapytał nieznajomy

Nie, nie nieznajomy. Znałam ten głos, nie słyszałam go bardzo długo, ale znałam i to bardzo dobrze.

-Zapomniałaś już gdzie mieszkasz? - zaśmiał się, ale widząc moją minę zmienił ton wypowiedzi -Wszystko w porządku? Coś się stało? - wyczułam lekką panikę w głowie

Pokiwałam nieznacznie głową, nie mogąc nic powiedzieć. To było dla mnie tak wiele i to, że w tym momencie zjawił się akurat on. Strach i przerażenie minęły, ale niewątpliwie dalej odczuwałam ich skutki w trzęsących się dłoniach i nierównym oddechu. Przymknęłam powieki zaciągając się głęboko zimnym powietrzem, powoli odzyskiwałam siły do poruszania się. Byłam tak wdzięczna, że moje ciemne myśli nie miały potwierdzenia w prawdziwym życiu. Co ja sobie myślałam przychodząc tu, sama, w nocy? 

-Zawieść cię do domu?

Zbliżył się jeszcze bardziej i dopiero teraz zobaczyłam jego rysy twarzy. To był mój Kuba, tylko bardziej dojrzały. Nie zmienił się mocno, nadal piegi zdobiły jego nos i policzki, co zauważyłam od razu mimo wątłego światła. Zauważyłam je, bo kiedyś szalałam na ich punkcie. Ciemne włosy były nieco dłuższe, opadały po dwóch stornach czoła co, przy tak męskiej twarzy, nadawało mu chłopięcego uroku. Miałam wrażenie, że urósł, a już napewno zmieniła mu się postura. Nie był już tym samym chudym chłopcem z którym chodziłam za rękę jako nastolatka. Mój były wymężniał pod każdym względem, dlatego na początku go nie poznałam, widząc jedynie obrys ciała. Zapamiętałam go inaczej.

Pokręciłam głową, przypominając sobie, że zadał mi pytanie.

Przekroczył ostatnie dzielące nas milimetry i wahając się usiadł obok.

-Mógłbym ci potowarzyszyć, ale - rozejrzał się -Trochę tu upiornie - zwrócił się w moją stronę -Jeśli nie do domu, zawieść cię gdzieś indziej? Nie powinnaś siedzieć tu sama, to znaczy, nie o tej porze

Jego łagodny ton koił moje nerwy, jeszcze przed chwilą nastawione na najgorsze. Nie pytał czemu płacze, znałam go na tyle, że wiedziałam, iż nie zapyta póki ja nie wyrażę na to chęci. Zawsze czekał na zezwolenie do wchodzenia w smutki i żale drugiej osoby, szanując jego sposób odczuwania emocji. Niesamowite, mówił do mnie tak, jakbyśmy rozmawiali najdawniej wczoraj, a nie kilka lat temu. Głos, mimo iż mężniejszy nadal był specyficznie zachrypnięty. 

Pociągnęłam nosem i zaśmiałam się ironicznie.

-Nie wiem gdzie - wyznałam, a po moim śmiechu  już nie było śladu -Moi rodzice... - zaczęłam, ale to zdanie nie chciało mi przejść przez gardło -Nie chce jechać do domu

Westchnął.

-Jeśli chcesz, możemy pojechać do mnie. Jesteś napewno zmęczona i przemarźnięta. Prześpisz się, a jutro zadecydujesz co chcesz zrobić

Jego propozycja była naprawdę kusząca, chciałam znaleść się w ciepłym miejscu, ale nie chciałam widzieć się z jego mamą. To była cudowna kobieta, ale wiem, że jej troska, byłaby dziś dla mnie zabójcza. 

-Dziękuję, ale nie chce robić kłopotu tobie i mamie - odpowiedziałam rezygnując tym samym z łóżka do spania

-Co ty opowiadasz, nie jesteś żadnym kłopotem - odparł -Ale jeśli cię to pocieszy, mojej mamy i Kini nie ma, już pojechały do dziadków.

Rzucił od niechcenia, wzruszając ramionami. Tak, jakby nic się nie zmieniło, jakbyśmy nadal byli nastolatkami, którzy tylko czekają na moment, aż jego mama i młodsza siostra, jak co roku, wyjadą do dziadków kilka dni przed wigilią i wrócą dopiero w dzień świąt razem z nimi. Cieszyliśmy się na te dwa dni wolności, jakby były wszystkim, czego było nam trzeba. Właściwie tak też było, nie mieliśmy większych zmartwień i pragnień, chcieliśmy tylko chwili dla siebie. Tamten czas wydawał się taki prosty i beztroski. 

Mimo wszystko nadal się wahałam, Kuba wyczuł to w moim milczeniu.

-No nie mów, że chcesz tu siedzieć całą noc - wstał podając mi zachęcająco rękę -I tak ci nie uwierzę - uśmiechnął się pobłażliwie

Chwyciłam jego dłoń i podniosłam się powoli, ona również była inna niż ostatnio. Puścił mnie przodem i chwycił walizkę, całe szczęście, bo pewnie bym ją tu zostawiła. Po kolei zostawiałam rzeczy w miejscach w których dziś byłam. Tu walizkę, u rodziców torbę, a w Londynie... serce. Tam zostało moje pokruszone, marne serce.

Ciepło uderzyło w policzki, gdy tylko wsiadłam do auta. Skostniałe dłonie przyłożyłam do wywietrzników zachłannie chwytając gorący nawiew. 

-Jeśli chcesz mogę dziś spać u Maćka, pewnie jest w domu - powiedział ruszając z miejsca

Zawsze szanowałam go za jego umiejętność postawienia się w czyjeś sytuacji. Mimo naszej przeszłości, albo w tym przypadku, dzięki niej, traktował mnie z szacunkiem.

-Nie ma takiej potrzeby - odparłam, powoli odrzucając milczenie

-Napewno? - spojrzał na mnie przez sekundę, odrywając oczy od drogi

-Napewno - odparłam -I tak wiele już dla mnie robisz, dziękuję

-Nawet tak nie myśl - szturchnął mnie -Mam nadzieję, że nie zapomniałaś, że zawsze możesz się do mnie zwrócić, gdyby coś.

I tak po prostu, mimo wzajemnego milczenia przez te wszystkie lata znów jesteśmy sobie bliscy. Nigdy tak naprawdę nie przestaliśmy. Kuba zawsze był w mojej głowie i w sercu i na zawsze w nim pozostanie. Wiem to, bo go kochałam, był moją pierwszą miłością, a o tych w szczególności się nie zapomina. Nie było dramatu, toksycznej relacji, ani żalu do siebie nawzajem, więc nie mieliśmy powodu, aby się nie lubić. Kącik ust uniósł mi się nieznacznie na tą myśl. Teraz naprawdę potrzebuję obok życzliwej osoby, a tutaj mam pewność. Przez całą drogę nie wspomniał o moim stanie, myślę, że ustalił moje źródło smutku - rodzice. Może i lepiej, aby nie wiedział, że jednak głównym powodem jest  złamane serce...

Dom był taki, jakim go zapamiętałam. Mały, przesycony drewnem i starymi ramami. Zawsze miałam wrażenie, że jestem w górskim domku, kiedy tylko przestępowałam przez próg. Miał swój osobliwy klimat, domowe ciepło i spokój. To miejsce kiedyś było moim drugim domem, a dziś po tylu latach znów wita mnie, aby dać ciepło i schronienie.

-Jesteś głodna? - zapytał Kuba wnosząc do pomieszczenia jednocześnie moją walizkę, jak i ogromną torbę z zakupami. Naprawdę się wyćwiczył. 

Od tego pytania zaburczało mi w brzuchu, nie miałam w ustach nic od śniadania.

-Tak, w zasadzie to tak - odparłam próbując odebrać zakupy, ale szybko mnie wyminął. 

-Ja się tym zajmę, ty idź się przebierz w coś suchego, jak chcesz możesz wziąć gorący prysznic, napewno dobrze ci zrobi, a ja zajmę się jedzeniem - jego słowa dochodziły z kuchni, kiedy ja nadal stałam w przedpokoju 

-Ale...

-Bez dyskusji - odparł, a ja wiedziałam, że z nim nie ma się co kłócić.

Nawet jeśli, moje siły na sprzeczki słowne były wyczerpane do cna. Wręcz wzięłam kredyt na kłótnię. Wspięłam się po schodach mijając pokój jego młodszej siostry, sypialnie rodziców i jego pokój docierając do łazienki na końcu korytarza. Każdy krok emanował w wspomnienia, ale dziś nie miałam siły, aby  próbować je zobrazować.

-Pamiętasz, gdzie są ręczniki? - krzyknął z dołu -Półka pod zlewem na...

-Lewo - odkrzyknęłam, udowadniając, że pamiętam.

Miał racje, rzeczywiście gorąca woda spływająca po ciele rozluźniała moje napięte mięśnie. Czułam każdy najmniejszy fragment  i nie wiedziałam już, czy faktycznie boli mnie ze zmęczenia, czy mój ból emocjonalny wyszedł poza swoje ramy. Zmyłam resztki tuszu, którego znaczna większość nie była już na rzęsach, ale na policzkach. Zadziwiające, że zdołał mnie poznać w tym stanie, bo ja sama miałabym z tym trudność. Oprócz wszędobylskiego tuszu miałam podkrążone oczy, a same gałki zaczerwienione, jakby to nie łzy były tego przyczyną a narkotyki. Przebrałam się w gruby sweter i dresy, związałam włosy i ruszyłam na dół. Każdy krok wbijał mi szpilki w uda, a każda myśl wbijała mi szpilki w serce. Mimo to czułąm cholerna wdzięczność, że Kuba akurat tamtędy przejeżdżał, nie wiem co by się ze mną działo przez cała noc.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz