Głęboka woda

185 8 0
                                    

Powinnam się cieszyć, powinnam wstać dwie godziny przed budzikiem i stresować się tym co nadchodzi, czyli pierwszym dniem stażu. Dawna Lisa by tak zareagowała, ale teraz, cóż. Ledwo zwlekałem się z łózka po czwartym budziku i cholera, nie radziłam sobie nawet z wybraniem odpowiedniego stroju. Strasznie dużo siły pochłaniały zwykle czynności kiedy byłam odłączona od źródła energii. W moim przypadku stał się nim Harry, a teraz bez niego ciężko mi się funkcjonowało. Nadal nie wierzyłam, że to wszystko miało miejsce i rzeczywiście musze się uczyć żyć od nowa. Nie tak jak kiedyś, bo moja normalność została bezpowrotnie zmieniona. Po prostu musiałam zaznajamiać się ze wszystkim na powrót. Nigdy wcześniej moje serce nie pompowało krwi kiedy było złamane. Z każdym uderzeniem przelewała się z połowy do połowy gorąca krew nasączona żalem, niczym lawa parząca moje płuca tak bardzo, że nie mogłam oddychać. A potem przychodził smutek, mrożąc mi krwiobieg bo serce wylało oceaniczny błękit. I byłam tą wodą, tym ogniem. Paliłam się i gasłam, z goryczy i z rozpaczy. Ciężko mi było oddychać, chociaż nie istniałam dla świata.  A świat, jedyny, który miał dla mnie znaczenie, wbił mi nóż w plecy. Mój świat odszedł, jak miałabym chcieć teraz istnieć?

Wszystkie te uczucia były cholernie męczące. Tak samo jak ciągłe myśli. Gdzie jest? Co robi? Czy choć raz dziś o mnie pomyślał? Cierpi tak jak ja, czy jest mu lepiej? Chce, żeby było mu lepiej, chociaż powinnam chcieć aby cierpiał. 

Te wszystkie myśli krążyły po mojej głowie nawet, kiedy przekroczyłam próg budynku ... Czemu nie przepełnia mnie ekscytacja, czemu nie uśmiecham się jak głupi do sera? Tak uczyniłabym jeszcze kilka miesięcy temu. Harry, co ty mi zrobiłeś?

-Pani Anderson? - pulchna brunetka, obstawiam, że niewiele starsza, przywitała mnie uprzejmie. Wiedziała, od razu, kim jestem i po co tu przyszłam.

-Zapraszam za mną

Wyrwana ze swojego świata, szybko poprawiłam luźną marynarkę i ruszyłam za jej stukającymi obcasami próbując nie kręcić głową. Co jak co, ale budynek był niesamowity.

-Pan Willson już na panią czeka, zapraszam -wskazała mi drzwi z napisem "manager główny rekrutujący" i odeszła zostawiając za sobą zapach kwiatowych perfum.

Wzięłam głębszy wdech, odepchnęłam myśli o Harrym i weszłam pewnym krokiem do środka. Nawet się uśmiechnęłam.

-Dzień dobry - przywitałam się kiedy tylko wzrok starszego mężczyzny ulokował się na mojej twarzy

-Witaj - zerknął na teczkę leżącą na biurku -Liso

Uśmiechnęłam się na potwierdzenie, że to o mnie chodzi. Siedział rozłożony na fotelu przez krótką  chwilę. Miałam wrażenie, że nieco długo przyglądał się moim nogom, które wyłaniały się spod swetrowej sukienki. Po czym klasnął w dłonie  i zamaszyście wstał.

-Nie ma czasu na bezsensowne rozmowy wstępne, więc, od razu, pokaże ci twoje stanowisko i zaczniesz pracę -odsłonił równe białe zęby -Pasuje? - mrugnął

-Tak, pewnie - odparłam i powędrowałam za nim, jak się okazało dwa pietra wyżej do jednego, większego, pomieszczenia gdzie było na oko 10 takich samych stanowisk.

-Ludzie - krzyknął zwracając tym samym uwagę obecnych w pomieszczeniu -To Lisa, nowa stażystka, zajmijcie się nią, stanowisko nr 4 - ponownie klasnął w dłonie I wyszedł energicznie z pomieszczenia

Przez chwile wpatrywali się we mnie jak w zwierzynę która zagraża ich stadzie, ale to wrażenie trwało na tyle krótko, że zupełnie je zignorowałam. Łysy chłopak znajdujący się najbliżej mnie wstał i podszedł się przywitać.

-Otis, siema - wyciągnął dłoń do uścisku -to Beth, Alice, John, Alec, Jason, Olia i Pyley

Wszyscy mi pomachali, ale zaraz wrócili do pracy.

-To twoje biurko -  wskazał dłonią na dębowy blat na końcu pomieszczenia -Zaraz powinna przyjść Ana i wszystko Ci wytłumaczyć, narazie możesz siąść i się rozgościć, niestety mamy na głowie zajebiście ważny projekt i każda sekunda się liczy. Wiesz jak jest - uśmiechnął się szybo i wrócił żwawym krokiem do swojego biurka. 

Moje stanowisko znajdowało się przy ścianie  z dużym oknem  z którego widok rozciągał się na Tamizę. Musieli mieć naprawdę coś ważnego, skoro nie dochodził do mnie żaden dźwięk rozmów, szeptów, śmiechu. Nic, jedynie dźwięk przewracanych kartek, klikania myszek komputerowych i jęki niezadowolenia.

Wyciągnęłam wszystko to ze sobą miałam. Laptop, tablet na którym często tworzyłam koncepty i notatnik. Biurko spokojnie pomieściło to wszystko, dodatkowo, prawdopodobnie tak jak dla każdego w tym pokoju przypadał mi komputer firmowy, który, niewątpliwie, nie grzeszył skromnością. Chwila ciszy pozwoliła mi spokojnie rozejrzeć się po przestrzeni w jakiej przyjdzie mi pracować. Mimo wielu osób w jednym pomieszczeniu, nie było to odczuwalne. Biurka oddzielone były od siebie wysokimi regałami z materiałami do pracy i roślinami, które pasowały do całego wystroju. Duża ilość okien, rośliny, pufy, obrazy, to wszystko sprawiało, że przestrzeń biurowa wcale na taką wyglądała. Było tu naprawdę przytulnie. Przejechałam dłonią po drewnie i wzięłam głęboki wdech- tego chciałam. Wydech był juz lżejszy. Było trochę lepiej. 

Po niedługim oczekiwaniu przyszła po mnie owa Ana. Była to równie młoda kobieta o dużych niebieskich oczach. Ubrana w długą jedwabną spódnice i top. Szczerze, jej wiek nie zwiastowałby takiego stroju, ale prawda była taka, że figurę miała niesamowitą i odkryty brzuch niezwykle dodawał jej kobiecości. Czyli firma nie miała wymagań co do strojów, całe szczęście. 

 Oprowadziła mnie po kilku gabinetach i ważnych przestrzeniach w firmie, takich jak pokój wspólny, kuchnia czy strefa relaksu. Chodząc za nią nie dowierzałam, że rzeczywiście przyjdzie mi tu odbywać praktyki. W firmie w której nie jeden dobry projektant chciałby pracować. Całe nasze piętro było utrzymane w podobnym stylu - eklektycznym. Kolory,  drewno i zieleń. 

-Dobrze - usiadłyśmy we wspólnej przestrzeni pracowników, wokoło krążyli ludzie rozmawiając przez telefon, bądź siedzieli trzymając w dłoniach książki -Powiedz mi jakie projekty robiłaś do tej pory, przejrzałam twoje portfolio, które było dość dobre, ale zapewne masz coś nowego od tamtego czasu? - nie mogłam odgadnąć jaki ma akcent

-Zgadza się - zaczęłam i podzieliłam się z nią wszystkim co od tamtej pory udało mi się zdziałać.

Było tego mnóstwo, ponieważ przez te dni samotności zrobiłam więcej niż przez cały miesiąc. Teraz miałam się czym pochwalić. Przynajmniej tyle... 

-Przejrzałam, jakie projekty czekają u nas na realizację, nie chcę ci jeszcze dawać nic od nowych klientów - zmarszczyła usta -Starałam się również dobrać zadanie tak, aby pasowało do twojego stylu działania, więc wybrała to 

Sięgnęła po teczkę leżącą między nami

-Nasi stali klienci, chcą to bez konkretnego terminu, ale oczywiście ja ci go zlecę. 

Podała mi kartkę i od razu zaczęłam czytać to, co się na niej znajdowało. Komplet projektów dotyczących wprowadzania nowych produktów na rynek, projekt strony internetowej i całego interfejsu. Podniosłam wzrok nieco zdziwiona

-Wiem, wiem - kobieta od razu podchwyciła mój wzrok -Nie ma tu nic z organizacji, ale narazie żadne zlecenie  nie jest z tym związane, żadne, które będziemy w stanie ci zlecić. Jednak sytuacja jest na tyle dynamiczna, że kiedy poradzisz sobie z tym - wskazała palcem na kartkę - Będzie już czekał cały komplet organizacyjno-projektowy. Widziałam twoje projekty 2d i były bardzo dobre, więc myślę, że z tym sobie poradzisz - uniosła brwi w oczekiwaniu na potwierdzenie

-Tak, oczywiście, że tak - przyznałam, uśmiechając się

-Dobrze, resztę wyślę ci mailem i w sumie - wstała -To możesz zaczynać 

Podała mi dłoń i po lekkim uścisku zniknęła w kuchni. 

Zasadniczo niewskakiwanie od razu na głęboką wodę to dobry początek. Ostatnio, kiedy zrobiłam inaczej... utonęłam w szmaragdowym morzu.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz