Tragikomedia

188 12 2
                                    

Był tak blisko, czułam jak walczy ze sobą. Oparł czoło na moim. Całe moje ciało krzyczało do Harrego. Albo do kogoś nad nami, aby sprawił, żeby Kuba zamienił się w Harrego. Moje serce znało tego chłopaka, pamiętało jeszcze, ledwo, ale jednak, smak ust. Wszystko było znane, spokojne, bezpieczne. Jeden ruch i ponownie bym zatopiła się w tym spokoju. Ale ja nie chciałam spokoju. Chciałam Harrego. Chciałam jego malinowych ust. Jego włosów muskających moją twarz. Jego dołeczków w policzkach wywołanych moimi słowami. Jego dłoni na moim ciele. Jego pragnęłam, jego ramion, jego ciała, jego serca... I to było najgorsze uczucie na świecie, bo mój zdrowy rozsądek wiedział, że to co zrobił było... niewybaczalne. Ale alkohol zabrał zdrowy rozsądek bardzo daleko. 

-Kuba - tym razem ja szepnęłam, czułam, że zaraz mnie pocałuję.

Pokręciłam głową.

-Ja go kocham - zamknęłam oczy chcąc zniknąć.

Nie mogłam bowiem nawet marzyć, aby pojawić się obok osoby koło której być chciałam. Jedyne rozwiązanie to zniknąć.

Kuby reakcja na te słowa sprawiła, że przez moment nie wiedziałam co się dzieje. Przytulił mnie mocno i trzymał, dopóki nie zrozumiałam, że i ja mogę się wtulić w niego. I mimo, że wcześniej myślałam, że nie mam sił wybuchnęłam płaczem. Ramiona trzęsły mi się od spazmów. Bujałam się pod wpływem ruchów Kuby, jakby chciał mnie ululać. Miękkość jego ciała, przyjmowała mój rozszalały oddech. Oddech... Nie wiedziałam już, czy potrafię oddychać. Wdech, wydech... To tak wiele. Moja miłość przepadła. Nawet nie zaistaniała, a już musiałam ją żegnać. Tak bardzo pochłoną mnie płacz i otchłań smutku, że nie zarejestrowałam tego, kiedy odpłynęłam w sen.

Kiedy  otworzyłam oczy na dworze świtało, a ja leżałam w, nieco małym, łóżku siostry Kuby. Mocniej okryłam się kołdrą, dawała ciepło, którego moje ciało nie przyjmowało. Czułam tylko chłód który opanował moje myśli. Wschodzące słońce tworzyło malowidła na niebie, które dziś były blade. Nie miały dla mnie kolorów. Wpatrywałam się w tą bladość minutę, dwie, albo cały dzień. Nie wiem, kiedy ponownie odpłynęłam.

Lekkie pukanie do drzwi wyrwało mnie ze snu, zadrżałam, ale nie miałam siły odpowiedzieć. Mruknęłam.

-Śpisz? - zapytał uchylając drzwi

Pokręciłam głową. Kuba wkroczył do pokoju z parującym napojem w dużym kubku.

-Nie wiedziałem czy pijasz kawę przed śniadaniem, więc zrobiłem kakao, ale jak jednak chcesz kawę to możemy się podmienić bo sobie zrobiłem. Americano.

Jego uśmiech zbladł kiedy zobaczył, że mimo przespanej nocy wyglądam jakbym nie spała kilka dni. Nie musiałam szukać potwierdzenia w lustrze, czułam jak opuchnięte mam oczy, zapewne czerwone.

-Kakao będzie ok - podniosłam się i oparłam o zagłówek

Przy nogach zrobiłam miejsce, aby mógł usiąść, co też uczynił. Patetyczny obraz chorej i jej opiekuna.

-Jesteś głodna?

Pokręciłam głową

-Słuchaj, przepraszam za wczoraj, nie chciałem cie przestraszyć i ogólnie słabo się zachowałem, ale alkohol dodał mi odwagi i tak jakoś. Niefajnie wyszło.

-Jest okej - próbowałam wymusić uśmiech, ale zapewne jedynie się skrzywiłam

Jego oczy wcale nie wyglądały jakby żałował, ale nie miałam siły teraz tego analizować. Chciałabym zanurzyć się w kołdrze na całą wieczność, chodź wiedziałam, że nie mogę. 

-Podwieziesz mnie do domu? - zapytałam, zanim zdążyłam się rozmyślić

-Pewnie, kiedy?

-Jakoś za godzinę, spróbuję się ogarnąć.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz