Wnioski

253 11 0
                                    

Znalazłam się w potrzasku, rozrywana między dwoma mężczyznami. W knajpie zrobiło się nieprzyjemnie cicho i miałam wrażenie, że wszystko oczy skupiają się na mnie. Byliśmy, jak czterej jeźdźcy Apokalipsy - Ja, Harry, kelner i cisza.

-Puść ją - głos był nie do rozpoznania, przepełniała go gorycz

Jak posąg z kamienia zatrzymany w biegu, nie poruszył się ani o milimetr, nie odwrócił głowy.

-Ta laleczka nigdzie stąd nie pójdzie, ty zresztą też. Kierownik już tu jedzie - pewność w głosie kelnera wywołała ciarki na moim ciele

Nie dość, że zakradliśmy się na zaplecze, to jeszcze wyrządziłam cielesną szkodę temu człowiekowi. To logiczne, że nas nie puści. Przecież ja go najprościej mówiąc znokautowałam. Jasna cholera! A co jeśli mają na zapleczu kamery? Że też wcześniej na to nie wpadłam. Wizja, jak menadżer ogląda nas ukrytych między produktami do mycia szyb a kelnerem spokojnie układającym towar, jak bacznie przygląda się kiedy dochodzę, sprawiła że zrobiło mi się niedobrze. Byliśmy w totalnej dupie.

Sekundy ciągnęły się godzinami, a żadna osoba ze zgromadzonych nie ruszyła się o milimetr. Cisza wręcz ogłuszała. Narastająca beznadzieja zaczęła przejmować nade mną kontrolę. Nie byłam gotowa zmierzyć się z konsekwencjami tego co się stało.

Z transu wybudził na trzask tłuczonego szkła. Wszyscy jak jedna matka zwrócili się w stronę dziewczyny lamentującej nad rozlanym piwem. Te kilka sekunda odwrócenia uwagi poskutkowało, Harry szarpnął mnie i w końcu wydostaliśmy się z pomieszczenia. Adrenalina nadal buzowała w żyłach, kiedy biegłam za chłopakiem, w głowie wciąż ścigana przez kelnera. Wsunęliśmy się szybko na siedzenia auta zaparkowanego na tyłach lokalu. Mieliśmy wypływających ludzi z baru wpadając w śliski zakręt. Dopiero po kilku minutach drogi złapałam oddech. Nie wiem, czy wcześniej w ogóle oddychałam.

Cała ta sytuacja wydawała się wręcz komiczna. Z ironią roześmiałam się na głos. Harry skierował na mnie zdziwione spojrzenie.

-To było chore - powiedziałam przez śmiech

-I takie śmieszne? - pokpiewał

-No nie, byliśmy w dupie... - nieco się opanowałam -Ale posłuchaj jak to brzmi. Zostalibyśmy przyłapani przez to, że powaliłam typa drzwiami, żeby móc złapać cię za rękę i w amoku mojego szczęścia nawet tego nie zarejestrowałam.

Uśmiechnął się delikatnie.

-Żeby złapać mnie za rękę?

-Nie chciałam, abyś pomyślał, że się ciebie wstydzę. Ciebie, albo naszej relacji - tym razem po moim wesołym tonie nie było już śladu

-Lisa, poważnie? Przecież ja tak nie myślę - pokręcił głową

-Ale to jak wyszedłeś bez słowa... sama nie wiem. Chciałabym móc bez obaw się z tobą pokazywać, ale - przełknęłam głośno ślinę -Przeraża mnie to

Chwilę milczał, mieląc myśli w głowie. Miał ściągnięte brwi i w skupieniu lustrował drogę. Nie wiedziałam czy jest zły za te słowa, czy próbuje je przetrawić

-Mnie też - odpowiedział cicho

Uniosłam brwi

-Cholernie mnie to przeraża- złapał głębszy oddech -Nawet nie wiesz jak bardzo. Dlatego nie naciskam. Nie ranisz mnie ukrywając nas dwoje przed światem. Nawet tak nie myśl, a tym bardziej nie pozwól, aby te myśli zaprowadziły cię do pochopnych czynów. Gdyby nie to rozbite szkło...

-To była Mary - szepnęłam

-Hm? - spojrzał na mnie z ukosa

-Ta dziewczyna, która zbiła butelkę

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz