Otwarte ramiona

401 13 0
                                    


-A jeśli cię właśnie porywam? - Ruszyliśmy powoli wytaczając się na ulice.

-To szczerze współczuje wyboru ofiary, za dużo ze mnie nie będziesz miał. - Sama zdziwiłam się jaki spokój panował w moim głosie.

Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, na co moje cholerne serce, oczywiście, postanowiło zareagować.

-Dobra to zawracam. - Powiedział, jednak nie wykonał żadnego ruchu kierownicą, który mógłby o tym świadczyć.

-A mimo to nadal jedziesz prosto.

-Bo to jednokierunkowa.- Jego uśmiech powalał mnie za każdym razem.

-Myślę, że jazda pod prąd i tak jest bardziej humanitarna, niż porwanie niewinnego człowieka.

-Jesteś aż tak pewna swojej niewinności? - Ściszył lekko głos i spojrzał prosto w moje oczy spod przymkniętych powiek.

-Jak niczego w życiu -  Odniosłam wrażenie, że już nie mówimy o tym samym.

-To ciekawe - Szepnął.

Zwróciłam się całym ciałem w jego stronę i spojrzałam tak, jakby jego słowa mnie uraziły. On jednak od razu załapał ironie  i tylko pokręcił głową z tym cholernie cudownym uśmiechem wymalowanym na twarzy.Nic już nie powiedziałam. Nie mogłam za to utrzymać myśli na wodzy. Będąc przy nim, otulona jego zapachem, odczuwająca ciepło jego ciała znajdującego się tuż obok mnie. Dłonie Harrego były jak przekleństwo. Te cudowne dłonie zaciskające się na kierownicy tak jak to robiły na moim udzie...

-Masz jutro coś ważnego do zrobienia? - Zapytał.

Mój wzrok od razu poszybował z powrotem na ulice. Mam nadzieję, że nie zarejestrował jak wpatruję się w jego palce.

-Tak właściwie to nie, ten weekend przeznaczam tylko na relaks.

W odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Nie rozmawialiśmy za dużo jadąc, ale nie była to krępujące milczenie. Z nim nawet w ciszy było mi dobrze. Melodia sączyła się z głośników radia, a my przemierzaliśmy spokojny Londyn. Nie bardzo wiedziałam już gdzie jestem, bo w tę stronę miasta jeździłam naprawdę rzadko. Zatrzymaliśmy się przy dosyć wysokim budynku, który wyglądał trochę jak firma Jaca i Jo.

-Poczekaj - Rzekł i wysiadł z auta. 

Zdziwiłam się, że nie poszedł do budynku tylko okrążył maskę i znalazł się przy moich drzwiach. Otworzył  je i wskazał ręką abym wysiadła. 

-Naprawdę? - Zaśmiałam się na ten gest dżentelmeństwa, zarazem czując coraz większą sympatie do tego człowieka.

Ruszyłam za Harrym w stronę budynku, jednak ominęliśmy główne wejście i zaszliśmy do tyłu, gdzie znajdowały się metalowe drzwi z napisem „droga ewakuacyjna". Chłopak wyjął klucz z kieszeni i je otworzył.

-Możemy tu w ogóle być? - Zapytałam niepewnie.

Odwrócił się i spojrzał na mnie z półuśmiechem. Nie wiem czy bardziej mi się to podobało, czy podniecało. Uczucia znów płatały figle.

-Tak, po prostu za długo zajęło by wchodzenie głównym wejściem. - Ruszył do windy towarowej -Alarmy i te sprawy. - Dodał w gwoli wyjaśnienia.

Znów znaleźliśmy się w windzie, cóż za zabawny zbieg okoliczności. Wtedy jeszcze miałam złudzenia, że Harry może mnie pragnąc tak samo jak ja jego. Teraz wiem, że mogę liczyć na przyjaźń. Tylko przyjaźń.

Zatrzymaliśmy się na ostatnim piętrze, musieliśmy iść wąskim korytarzykiem na końcu którego widniały ogromne metalowe drzwi. Kolejny szczęk kluczy w dłoniach chłopaka. Poczułam powiew powietrza, które jeszcze niedawno smagało nasze twarze na ziemi. Wpatrywałam się w jego sylwetkę, nawet kiedy stał do mnie tyłem nie mogłam opanować myśli. Jego postura była tak niepoprawnie męska, zarazem miała w sobie pewną delikatność i drapieżność. Dopiero kiedy zniknęła z mojego pola widzenia zorientowałam się, co widniało po drugiej stronie drzwi. Moje nogi same przekroczyły próg i znalazłam się na ogromym tarasie. Moje oczy próbowały ogarnąć cały widok jaki rozpościerał się za barierkami, ale było to niemożliwe. Niebo raziło wręcz kaskadą gwiazd. Cały Londyn komponował się z nim, również migocząc światłami, jednak nie kłóciły się ze sobą, każde z nich znało swoje miejsce i jakby podawało sobie dłoń w zgodzie na lini gdzie przenikały między sobą. Można by powiedzieć, że jest miasto jest  niebem na ziemi a niebo iluzją metropolii. Tamiza która znajdowała się praktycznie pod budynkiem odbijała obydwa światy łącząc je na swojej spokojnej tafli wody. Wyznaczała szlak przez miasto, prowadzący przez kilometry wgłąb, tworząc niesamowity obraz. Mimo ilości światła, na tarasie panował półmrok.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz