Życie z minuty na minutę

254 9 0
                                    

-Będę musiała z nim pogadać, wiem - westchnęłam

-Ty to masz szczęście, albo żaden, albo dwa na raz - Mary pokręciła głową -Wiem, że Harry ci zawrócił w głowie kompletnie, ale Ash to serio spoko chłopak.

-Wiem, tylko, że widzę go jedynie jako kumpla - wzruszyłam ramionami

-Myślisz, że gdybyś poznała go przed Harrym byłaby szansa?

-Przecież poznałam go przed, ale mimo wszystko wątpię. Nie czuje przy nim tego, co czuje przy Harrym - zamyśliłam się chwilę -Myślisz, że on naprawdę czegoś oczekuje?

-Tak to trochę wygląda 

Nie chciałam stracić tej relacji, wciąż podtrzymywana nadzieją, że mamy takie samo podejście. Jedynie szczera rozmowa może to wyjaśnić, ale oczywiście i na to muszę zaczekać. Ash wyjechał na konferencję i nie ma go nadal w mieście. Moje życie ostatnio nieco sobie ze mnie kpi z tymi wyjazdami bliskich osób. Albo próbuję przyzwyczaić. Niepewna sytuacja z Ashem nie wpływała na mnie tak znacząco, jak ta którą dzieliłam z Harrym, więc myśl o odciąganiu tego w czasie nie była już tak zatrważająca. Powoli będę układać moje życie. Teraz nic nie stoi już na szali, nie muszę się bać. Mogę odsapnąć. Zależy mi na nim, ale jeśli zdecyduję, że nie chce naszej znajomości tylko na takim poziomie jakim jest teraz, trudno. Będzie mi ogromnie przykro, ale sama wiem jak to jest próbować udawać. Nic z tego dobrego nie wynika, człowiek się męczy i miota się między myślami. A i tak to nic nie zmieni, żadne starania. Zanim jeszcze wyjaśniliśmy wszytko z Harrym, nie chciałam przyznawać przed sobą, że widzę czego chce Ash. Jest w tym ociągły, czeka na mój ruch. Daje mi ostatnie słowo, a moim ostatnim słowem będzie tylko przyjaźń. Nie wiem czemu tak długo z tym zwlekałam. Egoizm nie pozwolił mi stracić nagle dwóch mężczyzn ze swojego życia, więc przy jednym udawałam, że nic nie czuje, zaś u drugiego ignorowałam jego uczucia. Nie jestem z tego dumna, brzmi to wręcz groteskowo. Teraz sytuacja się wyklarowała i całe szczęście z Ashem nic się nie rozwinęło na tyle, aby mięć zbytnie wyrzuty sumienia.

Po przegadaniu kilku godzin zostałam w sama. Miałam do nadrobienia mnóstwo rzeczy na studia i zaległe projekty do pracy. Wyjazd nie wpisywał się w mój kalendarz, więc obowiązki się nawarstwiły. Musiałam poświęcić najbliższy wieczór, jak nie noc, aby jutro z czystym sumieniem udać się na uczelnie. W duchu czułam, że odległość Harrego mi w tym pomaga, gdyby tu był, nie mogłabym się skupić. Niezliczoną ilość razy zaglądałam w telefon w oczekiwaniu na wiadomość, ale oprócz potwierdzenia, że doleciał cały i zdrowy nic więcej nie dostałam. Jego również pochłoną wir pracy. Tydzień i go zobaczę. Tydzień męki i obowiązków. Wewnętrzny upór stwierdził, że uda mi się nadrobić zaległą prace i jeszcze wybić z projektami do przodu, żeby w czasie pobytu Harrego w Londynie nie musieć się tym zamartwiać. Otworzyłam laptopa obok stawiając kubek kawy. Powiew świeżego, deszczowego wiatru orzeźwiał umysł. Mogłam działać.

Nie przypuszczałam, że przyjdzie mi się zapoznać z określeniem „życie z minuty na minutę" A jednak. Teraz kiedy wypełniały je obowiązki, nauka, spotkania ze znajomymi leciały dość szybko, zatopiona w tych czynnościach łatwiej trawiłam czas. Kiedy rozmawialiśmy z Harrym, nawet chwilę, chciałam aby minuty jednak zwolniły, żebym dłużej mogła nasłuchiwać jego głosu, zarazem gdzieś w głębi i tak modliłam się o szybki ich bieg, bo to on skracał czas do naszego spotkania. Nie mieliśmy planów, chcieliśmy się poprostu sobą cieszyć. Wiedziałam, że zniknę prawie na tydzień z życia moich znajomych, bo narazie nie chce aby ktoś jeszcze wiedział z kim się związałam. Teraz codziennie wyłapuje wolne chwilę aby spotkać się na kawę, spacer, czy drinka. Ciekawie obserwuję się tych ludzi, którzy są ci bliscy, a ich życia są stałe. Wiesz co u nich, wiesz jaki mniej więcej mają plan dnia, z kim są, lub z kim właśnie się rozstali. Oni myślą tak samo, że tyle samo wiedzą o mnie, jednak filary na których opierał się mój świat uległy zmianie. Wszystkie przesunęły się łaskawie, aby zrobić miejsce temu pod nazwą "miłość". Głównie ona towarzyszyła mi w myślach, emocjach. Kierowała zachowaniem. Mocno trzymała moją rzeczywistość.  Teraz jednak miałam swój sekret, który wcale nie chciałam, aby nim był, nie wstydziłam się, ale tak zadecydowaliśmy, dla naszego komfortu psychicznego. Relacja jest świerza, obydowje wiemy jak wiele może się zmienić w sekundę, wiec dalejmy sobie na to czas. Ani nie wyznaczamy terminów, ani nawet się nie nastawiamy. Postanowiliśmy poznać siebie nawzajem ze swoimi znajomymi, kiedy zwyczajnie będziemy czuć, że to ten czas. Nie potrzebowaliśmy godzin, aby dojść do tego wniosku, to  przyszło naturalnie. Ja opowiadałam mu o moich znajomych których danego dnia widziałam, tak samo on. Poznawaliśmy ich nie znając twarzy, byli tylko charakterami w odmętach świata drugiej osoby. Kiedyś przypasujemy im twarze i sylwetki.

Kiedy już wszystko wyżej wymienione się kończy, a ja zostaję sama z moimi myślami to po prostu niedowierzam. Leże wymęczona na łóżku, mimo to nie mogąc zasnąć. Kręcę głową po raz setny i śmieję się w duchu. Nie może być to prawda. Obraz Harrego w głowie wydaje się jak wyśniony, więc jak mam wierzyć, że niedługo go ujrze. To naprawdę mój Harry. Momenty niedowierzania łapią mnie też w ciągu dnia. Kiedy nagły podmuch wiatru przyniesie ze sobą woń Grecji, kiedy usłyszę w kawiarni piosenkę która towarzyszyła nam w podróży. Przenoszę się wtedy do tamtych chwil, dopiero szturchnięcie przez jakiegoś towarzysza sprowadza mnie na ziemie. A ja jedynie chciałabym, aby to dłoń Harrego mnie dotknęła, bo on nie sprowadziłby mnie na ziemie, a wręcz uniósł jeszcze wyżej.

Nie potrzebowałam promieni słońca, ani irytującego alarmu aby obudzić się w poniedziałkowy poranek. To stres wymieszany z ekscytacją, mój dzisiejszy budzik. Jak w amoku wyszykowałam się na uczelnie, zmieniając ubranie ponad trzy razy. Makijaż, delikatny, wykonałam nadwyraz starannie, jak nigdy. Moje serce szalało, podrywało się do lotów a mój umysł musiał utrzymywać go w ryzach. Jeszcze chwila, jeszcze kilka godzin.

-Wyglądasz jakbyś wygrała milion na loterii, zęby ci powypadają jak się będziesz tak szczerzyć - podsumowała Mary po pierwszych zajęciach

-Sorry, ale jaram się jak pojebana - przyznałam szczerze

-Tylko żebyście teraz na tydzień nie zniknęli - uśmiechnieła się do siebie

-Czemu mielibyśmy zniknąć?

-Żeby się sobą nacieszyć... wiesz może pan piosenkarz będzie się chciał tobą zaopiekować, nadrobić stracony czas, posmyrać tu i tam, cimciri...

Przestała dopiero kiedy ze śmiechem walnęłam ją w ramie. Nie ma to jak wsparcie przyjaciół

-Hej laski, idziemy dziś do Barsa po zajęciach, lecicie z nami? - nawet nie zanotowałam, kiedy Kristin podeszła do naszego stolika, była to wysoka przysadzista brunetka, zawsze uśmiechnięta, ale za to niezwykle bojowa. Jedna z naszej paczki znajomych.

-Ja przyjdę, ale Lisa będzie - odchrząknęła -Nieco zajęta - mówiąc to wykonała kolisty ruch nad podbrzuszem

Ponownie moja dłoń walnęła w jej ramie.

-Zajęta? - Kristin mówiąc to wsunęła się na wolne krzesło -Czyżby z tym chłopakiem z urodzin? - wyczekująco uniosła brew

-Co? - palnęłam po czym zrozumiałam co ma na myśli -AA nie, my się tylko przyjaźnimy 

"mam nadzieję" dodałam już w myślach.

Mary szybko pochwyciła inny temat, abym nie musiała gubić się w zeznaniach. Wiedziała, że kiedy zdecyduję się tym podzielić to to zrobię, bez jej pomocy, jednak lubiła czasem zapędzić mnie w kozi róg. Nie przeszkadzało mi to, taki był właśnie jej urok. Przysłuchiwałam się rozmowie dziewczyn dotyczącej egzaminu który właśnie pisałyśmy. Jednak każda sekunda oddalała mnie od ich głosów, a zabierała do kilku godzin w przód, kiedy to już będę w jego ramionach. Opatulona jego zapachem. 

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz