Dni

202 7 1
                                    


Dni miały a ja nie czułam się ani odrobine lepiej. Nie chciałam też dopuścić do siebie myśli, że jeszcze dwa dni i będę  musiała wrócić do normalności. Szkoda tylko, że straciłam poczucie czym ta normalność jest. Czy moje normalne życie to studia, praca, nauka, znajomi? czy może Harry się nią stał, a teraz... Bez wątpienia nie było normalne nic co nas łączyło, co przeżyliśmy. Nie określiłabym tego tym słowem. Dlaczego? Ponieważ  było zbyt wyjątkowe, aby było normalne. On wbił się całym sobą w moją codzienność. Dziś jednak już go w niej nie było. Serce ukuło mnie na tą myśl, ponownie. Nie zliczę ile razy to zrobiło, nie wiem ile dłoni potrzeba aby zliczyć na palcach ilość wylanych łez, oraz jak dużo czasu poświeciłam na myśli o nim. Nawet jeśli wydawało mi się, że przez chwilę jestem „wolna" szybko zdawałam sobie z tego sprawę i już było po wszystkim, ponownie zasiadał na głównym czele mojego umysłu. Nie rozmawiałam z nim od ostatniego razu w Polce, nie widziałam go również, unikałam wszelkich mediów, radia, aby tylko nie natrafić na nic co byłoby z nim związane, bo nie wiem jak, albo czy w ogóle bym to przetrwała. 

Święta spędziłam w Londynie, udając, że potrafię nadal funkcjonować, mimo iż każda chwila była małym końcem świata, a myśli o Harrym tłukły się w głowie co sekundę. Nie umiałam wyplewić go ze swojego umysłu. Dzwonił każdego dnia coraz rzadziej, a przez ostatnie dwa dni nie dostałam od niego żadnego sygnału. Nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego, czy nie. Nic już nie wiedziałam, jedynie mogłam się uspakajać tym, że nie muszę odrzucać  połączeń, ale w głębi serca tylko tego pragnęłam. Jego imię na ekranie mojego telefonu-cios w serce i ulga bo to właśnie on go zadał. Przerażało mnie, jak bardzo byłam od niego uzależniona. Ja nie chciałam go przy sobie, ja tego potrzebowałam. Fizycznie odczuwałam jego brak.  Świadomość, że nie tylko go chce, pragnę, czy za nim tęsknie, ale to, że go potrzebuję dosłownie bolała.  Każdy mięsień był cięższy niż zwykle, dłonie zlodowaciałe od braku jego dłoni, a umysł parował od ilości wspomnień i niespełnionych oczekiwań. Moje ciało nie chciało funkcjonować jak dawniej kiedy tak długo było z dala od ciała Harrego, a umysł żądał ode mnie, abym przerwała milczenie. Tyle, że nie mogę tego zrobić. Nikt nie potrafił zalepić tej pustki. Minęły dwa tygodnie, a ja czułam jakby pustka zalewała mnie od zawsze. Szczerze nie wiedziałam, jak kiedyś udawało mi się uśmiechać i oddychać spokojnie. Nie mogłam pojąć, jak mógł mnie zabić, mimo to pozwalając mi żyć. Nie miałam sił na rozmowy, nie miałam sił na spotkania, na pracę, na rozrywkę. Ten tydzień połowicznie spędziłam w łóżku, zatapiając się w książkach, które dawały mi się chodź na chwilę oderwać. Mogłam przeżywać straty i smutki bohaterów, na moment zapominając o moich własnych. Drugą część dnia spacerowałam ze słuchawkami na uszach próbując opanować łzy. 

Nauczyła się nie płakać wśród ludzi, zatrzymywać ten cholerny, przepełniający mnie żal, kiedy wychodziłam z domu, a robiłam to teraz bardzo często. Nie miało znaczenia, czy padało, czy sypał śnieg,  było mroźno, czy ciepło. Dzień w dzień chodziłam na długie spacery, odprawiałam je niczym mantrę i to był jedyny punkt odniesienia do mojego dnia. Jedyne co potrafię potwierdzić, że rzeczywiście miało miejsce. Nie byłam bowiem pewna, czy przepłakany film w mieszkaniu był snem czy jawą, czy moje usilne próby powtarzania materiałów do egzaminów to prawda, czy może wymyśliłam to sobie, kiedy tak naprawdę siedziałam na parapecie wpatrzona w dal. Nic nie było pewne, ale ten stan pozwalał mi nie zwariować, bo tak naprawdę już  

Nie ekscytowało mnie nic, co powinno. Ani zaczęcie wymożonego stażu, ani nowy rok, ani powrót Mary. Wiedząc jak bardzo cieszyła się na swój wyjazd postanowiłam przemilczeć wszystko co się stało, więc czeka mnie jeszcze ponowne rozrywanie ran opowiadając jej o nim i o tym jak... jak mnie skrzywdził. Nie umiałam pogodzić się z tym jak to wszystko się potoczyło i czułam, że nigdy to się nie stanie. Nie rozumiałam wielu rzeczy, tego, czemu Ash tak szybko umiał się do mnie odezwać po tym gdy usłyszał, że byłam przyczyną ich końca. Zadzwonił do mnie w święta z życzeniami, upewniając mnie, że nie jest zły. Nie umiałam przyznać tego samego, bo byłam cholernie zła, jakby to co się wydarzyło było jego winą, a nie Harrego. Mimo to, jesteśmy w stałym kontakcie, bo jest zbyt dobrym człowiekiem, aby ktoś kto tak bezlitośnie nas skrzywdził mógł wpłynąć jeszcze na coś więcej w naszych życiach. Powoli uczyłam się zwalczać gniew jaki do niego żywiłam, wiedząc jaki bezpodstawny jest.

Z Sarą też wszystko wyjaśniłam, chodź nie było to łatwe. Musiałam kręcić wokoło tematu, co się wydarzyło. Nie miała pojęcia, że Asher jest homoseksualistą, bo sam nie był jeszcze gotów się przyznać. Ja dowiedziałam się przez przypadek. Cholerny „przypadek". To jeszcze bardziej mnie denerwowało. Jak Harry, wiedząc to, mógł posłużyć się zazdrością o dziewczynę w kłótni. Musiał wiedzieć, jak Ashowi było ciężko zrozumieć, przyznać i przyswoić to, że woli mężczyzn, a to że nadal nie powiedział swoim najbliższym tylko to udowadnia. Czyli w skrócie wszystko było do dupy. Musiałam przestać obserwować Harrego na instagramie, bo nie śmiałam nawet wyobrazić sobie, że zobaczę jego występ w sylwestra, na którym miałam być, na którym wszystko miało się zmienić, a nasz związek miał wejść na wyższy level. Teraz nie zostało już nic, a chciałabym jedyne aby moje ślady w tym śniegu nie były samotne, żeby obok pojawiły się jego. Nikogo innego, tylko jego. 

Kiedy tylko weszłam do mieszkania  zadzwonił telefon.

-Hej Mary

-Hej słońce, właśnie przyjechaliśmy, chcesz się spotkać? Muszę ci coś ważnego powiedzieć

Wydawała się bardzo czymś zaaferowana.

-Pewnie, mogę do was wpaść zaraz - odparłam z automatu

Fuck, będę musiała jej powiedzieć... Kiedyś trzeba.

-Super! To my już robimy obiad, mówię ci, padniesz jak się dowiesz. Najlepsze dni życia! - krzyknęła rozemocjonowana i się rozłączyła

A moje dni? Harry odebrał mi nie tylko serce, ale i radość życia. Modliłam się, aby jak najszybciej to minęło, żebym mogła stanąć na nogi, nie tylko egzystować, ale żyć. Nie potrafiłam jednak. Kiedy tylko myślałam, że już jest lepiej fala smutku zalewała mi duszę. Wspomnienia więziły mnie w każdej minucie dnia. Kiedy przeczesywałam  włosy dłonią, wracały do mnie momenty, kiedy to on leżąc na łóżku bawił się nimi. Lubił zaplatać mi niedbałe warkocze, lubił układać je na poduszce obok, bądź po prostu przeczesywać. Czułam, że potrzebuję tego do życia. Wtedy też od razu przed oczami stawał mi obraz, kiedy to on siedział na podłodze,  ja na łóżku, a nasze role się zamieniały. Tym razem to ja plotłam jemu warkocze, po których jeszcze bardziej kręciły mu się włosy. Pragnęłam znów zatopić w nich dłoń. A kiedy ktoś zniżał głos do szeptu, ja wręcz czułam jego oddech na uchu kiedy to szeptał mi do niego. I tak ze wszystkim, każdego cholernego dnia.

Głęboki oddech Lisa, teraz musisz wyjść do ludzi. 

I wyszłam.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz