Szmaragdowy pryzmat

215 12 1
                                    

Jego łagodny oddech odbijający się od moich włosów, powoli, z każdą sekundą budził mnie do życia. Dosłownie i w przenośni. Leżeliśmy dokładnie w tej pozycji w której zasnęliśmy, jego ramie  opadało na mnie w bezwładzie, czułam jego ciężar, ale ten ciężar odciążał moją dusze. Wyplątałam się z tej ciepłej przestrzeni, mimo iż mogłabym w niej tonąc cały poranek. Szybko sprawdziłam telefon, nie zastając żadnych wiadomości od Asha. Zablokowałam komórkę i odłożyłam na parapet, o który oparłam się  pośladkami. Idealne miejsce do podziwiania  Harrego między bielą pościeli. 

Jego włosy lały się po poduszce kręcąc uroczo na końcach, ich ciemny brąz kontrastował z jasnym posłaniem. Pół twarzy wciągnięta w poduszkę, druga tak łagodna i pogodna. Oddychał spokojnie przez nieznacznie uchylone usta. Zniknęły wczorajsze worki pod oczami i ogólne zmęczenie z twarzy. Ponownie musiałam się zastanowić ile tak naprawdę ma lat, bo wyglądał tak niewinnie, jakby na świecie był od wczoraj. Nawet ostre kości żuchwy wydawały się łagodniejsze niż zwykle.

Spłynęłam wzrokiem niżej i moim oczom ukazało się jego silne ramię, które jeszcze niedawno leżało na mnie. Całe pokryte tatuażami, co dodawało pazura. Niektóre przemyślane, niektóre były tylko bazgrołami, ale pasowały do niego tak, jakby się w nich urodził. Nie znam go w wersji "czystej skóry" ale to wcale nie zmienia faktu, że po prostu do niego pasują, bez nich wyglądałby... łyso. Pasowały do jego ciała i osobowości. Może myślałam tak przez pryzmat moich tatuaży, bo sama gdy spoglądam w lustro i próbuję sobie przypomnieć jak wyglądałam bez nich też wydaję się... no łysa. Lisa, ale nie ta prawdziwa, jakaś jej marna podróba. Nie umiem tego lepiej ująć. To jest coś co nas dopełnia.

Skończyłam skanować gdyż jego  dłoń znajdowała się pod poduszką, a reszta ciała kryła się pod kołdrą. Chociaż wcale nie musiałam patrzeć na nie teraz aby wiedzieć, jak cudowne jest.  Uśmiechnęłam się sama do siebie jakby na potwierdzenie i jak najciszej potrafiłam wyszłam z mieszkania po śniadanie. Było mroźnie, śnieg nadal padał grubymi płatami. W tym roku był niesamowicie łaskawy, bo sięgając pamięcią nie umiałam sobie przypomnieć kiedy ostatnio tyle go było w Londynie. Wiedziałam jak jest zimno, ale i tak przeceniłam swoje możliwości, narzucając jedynie płaszcz na piżamę. Odległość od kawiarni okazała się zbawienna, wpadłam do środka w akompaniamencie dzwoneczka przy drzwiach i odrazu uderzył mnie zapach świeżych wypieków połączonych z wonią kawy. Ekspedientka, która pracowała tu od kiedy pamiętam  przywitała mnie uśmiechem pytając czy podać to  co zawszę. 

-Tak, dzięki - odparłam z automatu i dopiero po chwili dotarło do mnie kto czeka w mieszkaniu -To znaczy tak, ale poprosiłabym jeszcze americano i bajgla z - zawiesiłam się, bo przecież zawsze biorąc to samo, nie znałam innych opcji. Rzuciłam okiem na menu -Z bekonem i jajkiem

Może miałam świra, a może rzeczywiście wymieniłyśmy z dziewczyną porozumiewawczy uśmieszek, kiedy odebrałam pakunek. "W końcu podwójny zestaw, coś się święci" mówił jej wzrok, jeśli w istocie nie byłam wariatką. Opuściłam ciepłe pomieszczenie i uśmiechając się jak głupi do sera mijałam piękny obraz zimowego miasta. Było mi tak lekko. Gdyby nie przyjechał, gdyby dalej zachowywał taką postawę moje święta byłyby... Nie chce nawet się zastanawiać.

W mieszkaniu, również jak najciszej przełożyłam jedzenie na talerze i mimo, iż nie chciałam budzić Harrego, jeszcze bardziej nie chciałam marnować tego dnia. Postawiłam tackę w pustym miejscu na łóżku i obeszłam je aby być po jego stronie. Pogłaskałam chłopaka po aksamitnych włosach i to sprawiło, że naglę coś zaskoczyło. Coś co wiedziałam już od jakiegoś czasu, ale próbowałam ukryć sama przed sobą. Może to aksamit jego loków miał koneksje z moim sercem, a może zwyczajnie pozwoliłam to sobie zrozumieć. Kocham go.

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz