Jak możesz?

202 9 2
                                    

-Co on tu robi?

Wzrok Asha ponownie zwrócił się ku mnie, a jego wyraz mroził krew w żyłach. Teraz to on był przerażony i miałam wrażenie, że to mnie chce za to obwinić.

-Ja, on, Harry - dukałam nie wiedząc, co się właściwie dzieje

Wpatrywał się we mnie, jakby błagając o uwolnienie  z tej sytuacji. Byłam pewna, że mój wzrok prosi o to samo. Nie umiałam mu odpowiedzieć, ani go wybawić, więc wziął głęboki oddech, kiwnął głową, jakby coś pojął i zmieniając ponownie wyraz twarzy z przerażonego na zły zwrócił się do mojego chłopaka, powoli, jakby próbując za wcześnie nie wybuchnąć.

-Jej też chcesz zmarnować życie? - gniew i cierpienie przesiąkały jego struny głosowe -Czy może nadal się bawisz w kotka i myszkę ze mną?!

Na te słowa Harry zrobił dwa kroki, po czym zatrzymał się jakby rażony.

-Nawet się nie waż - syknął, mierząc Asha ostrzegawczym spojrzeniem

-Mało ci zabawek, co? - jad w głosie przeszył pomieszczenie na wskroś -Skąd wy się...

Mój chłopak jedynie pokręcił głowa, a jego twarz przestała być groźna, teraz wyglądał jakby chciał być zły, ale nie mógł. 

Wpatrywali się w siebie, rozmawiając bez słów. Tyle, że Ash wydawał się pogubiony, jakby nie umiał odnaleźć się w tej sytuacji. Jego twarz odzwierciedlała to co czułam i myślałam. Zapewne wyglądaliśmy jak odbicia lustrzane, tyle, że ja wpatrywałam się w niego, a on w Harrego.

Po chwili zwrócił się ponownie do mnie i swoimi szklanymi oczami szukał potwierdzenia w moich. Tyle, że ja znów nie wiedziałam, jakiego potwierdzenia szukał.  Skąd znał Harrego i co miały znaczyć kolejne zabawki? Nie umiałam jednak się odezwać, nie wiedziałam po której stronie barykady mam być i o co walczyć.

-Jesteśmy razem - powiedział twardo Harry

Ash kiwnął zdegustowany głową w grymasie bólu. Ogrom żalu z jakim się we mnie wpatrywał sprawił, że poczułam się winna, mimo, że nie znałam powodu.

-Wiedziałaś? - szepnął smutno, ale mój wzrok nakierował go na moją niewiedze.

Nie pytał o związek, pytał o coś o czym wciąż nie miałam pojęcia. Czułam jak moje serce uderza o płuca, chcąc się wyrwać. Nie wiedziałam co się dzieje, ale czułam, że nie czeka mnie nic dobrego. Świat zaczął wirować, a po plecach rozproszył się nieprzyjemny dreszcz. 

Ciało Asha poruszało się tak szybko, że nie zdążyłam zarejestrować ruchów, szybciej dotarły do mnie dźwięki szamotaniny.

-Ty chuju! Jak możesz tak żyć! - Mimo, że to Ash rzucił się na Harrego, to ten stał teraz w ofensywie. Trzymał go mocno za nadgarstki, kiedy drugi szarpał się z całych sił. Jego rozpaczliwe ruchy były jednak niewystarczające, aby się wyrwać.

-Czy ty w ogóle masz jakieś sumienie?! Tyle ile przez ciebie przeszedłem! Nie mogłeś sobie odpuścić, przynajmniej raz? Znów chcesz kogoś zranić? Jak możesz, jak możesz, KURWA JAK MOŻESZ! - jego krzyk zamienił się we wrzask

Wyrwało mnie to z amoku, szybko znalazłam się przy mężczyznach, oniemiała sytuacją, próbowałam uspokoić Asha, chociaż szczerze się go bałam. Był jak w manii.

-Ash! - próbowałam go przekrzyczeć -Ash, uspokój się proszę!

-Jak kurwa śmiesz! - nadal krzyczał -Wszystko niszczysz! - wręcz płakał

-Wszystko mi odbierasz! - szarpał się -Taki jest twój plan?! Obierać mi wszystko, ranić??? Ty chory...

Jego twarz na przemian tryskała złością i pochłaniana była przez ogrom żalu. Nie dał się tak szybko uspokoić, targało w nim tyle emocji, że czułam je wręcz namacalnie. To one tu były, jego ciało było jedynie ich nośnikiem. To nie Ash, to jego emocje przemawiały.

-Proszę, uspokój się!  - jęknęłam płaczliwie, nie wiedząc co robić 

Spojrzał na mnie, jakby wyrwany z hipnozy.

-Oh Lisa... - szepnął, a mi zabrało dech

Moje imię w jego ustach brzmiało jak wyrok. Nie wiedziałam jaki, nie wiedziałam nawet,  czy jestem gotowa się  dowiedzieć. Przerastała mnie ta sytuacja, mimo iż nie miałam pojęcia czego dotyczy. Odwróciłam się do Harrego szukając w jego spojrzeniu ukojenia, wyjaśnienia, ale zastałam jedynie rezygnację. Jakby nie miał wyjścia. 

-Powiedz jej - syknął do mojego chłopaka

-Ja... - zaczął, ale nie umiał dokończyć

-Powiedz jej kurwa! - lekko szarpnął się z mojego uścisku

-Przepraszam... - jego wzrok naprawdę przepraszał, nie tylko mnie, ale i Asha. 

Chociaż nie wiedziałam za co, czułam jednak, że przeprosiny nie wystarczą, kiedy dokończy zdanie.

Stałam tak czekając na wyrok. I choć całe moje jestestwo chciało być gdzieś indziej, byłam tutaj. W moim mieszkaniu, gdzie zawsze czułam się bezpieczna, na przeciwko mężczyzny którego kochałam. Teraz to było pomieszczenie oczekiwania na klęskę, a on był jej wyrocznią. Musiał zadać cios, cięższy od mojego serca, czułam to całą sobą. Nie wiem czy chciałam bardziej usłyszeć prawdę, czy wybiec z pokoju i nigdy do niego nie wracać. Na szali postawiłam swoją miłość do niego, a on zamierzał teraz zabrać to wszystko, zmieść i wyrzucić. Nie chciałam w to wierzyć, ale to jak na mnie patrzył właśnie to zwiastowało. Wzrok miałam skupiony, mimo, że obraz w głowie się rozmywał. Widziałam jak szuka słów, wertuję wewnętrzny słownik, aby wypowiedzieć coś, co mnie skrzywdzi. Miotał się ze sobą postawiony pod ścianą. Przygotowywanie się na taki cios jest wykańczające, zapewne łatwiej jest po prostu usłyszeć rzecz, a potem przeżywać. Nie na odwrót. 

Topniałam i paliłam się jednocześnie, targana chęcią cofnięcia czasu do chwili, kiedy wszystko było dobrze, a usłyszeniem tego co ma mi do powiedzenia. Złość, żal i agresja jaką Ash zareagował na sam widok mojego chłopaka była dla mnie zabójcza. Ash jakiego poznałam zawszę był łagodny i wyrozumiały, a to mój chłopak wzbudził w nim wszystkie te najgorsze emocję. Harry, co ty zrobiłeś, do cholery? Chciałam wiedzieć i nie chciałam. Nie wiem czy przeklinam, czy zaklinam te milczące sekundy. Dosłownie milczące, bo moje usta  nie wiedział co mówić, a jego nie były jeszcze gotowe  na chodź jedno słowo. Moje serce też nie było gotowe.

Widziałam też kątem oka Asha, który stał trochę za mną, jakbym miała być jego osłoną przed mężczyzną stojącym w osamotnieniu. Czyli graliśmy do jednej bramki, która nadal pozostawała dla mnie znakiem zapytania. Rósł on z każdą sekundą, ale to Harry trzymał igłę i tylko on mógł przebić bańkę tajemnicy. Wiedział to i cierpiał z tego powodu, a ja nic nie mogłam poradzić na to, że jego wyraz twarzy również łamał mi serce, powoli, po kawałeczku. Chciałam go pocieszyć, ale to ja w tym momencie byłam poszkodowana, ja potrzebowałam pocieszenia, a mimo to... Czemu kochałam go tak bardzo, że chciałam zatamować jego żal swoimi ranami? Gdy marzyłam o takiej miłości, nie to miałam na myśli. Nie poświęcanie się dla siebie i krzywdzenie w tym samym momencie. Nie tego chciałam dla siebie. Nie tego chciałam dla nas. 

Modliłam się, aby to co powie nie przekreśliło wszystkiego co do tej pory nas spotkało. Tego uczucia, tych chwil, spojrzeń w oczy, dotyków, szeptów, rozmów, pocałunków... Karciłam się za to jak bardzo próbuję w to uwierzyć.

Niesamowite, jak w pięć minut może zmienić się perspektywa. Jeszcze niedawno jego dłonie gładziły moje ciało, teraz zaciskał je w pięści w bólu świadomości sytuacji jakiej się znalazł. Biurko, które za nim stało osamotnione, jeszcze przed chwilą trzymało mój ciężar, kiedy się całowaliśmy. Pokój wypełniony pożądaniem, teraz wiał rozpaczą. Moja wdzięczność za jego pojawienie się  w moim życiu teraz popadała w zwątpienie. On wiedział, że będzie mi trudno wybaczyć, o ile to zrobię. Usłyszałam to w jego oddechu, który wziął, przed zaczęciem zdania. 

-Lisa, ja... - zaczął i się zawahał -Zepsułem wszystko, zanim... zanim to się w ogóle zaczęło...

One Night Chance // H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz