Rozdział 2

568 26 0
                                    

Obudziłam się jeszcze przed świtem, w pokoju było całkowicie ciemno. Widziałam tylko słabe światło księżyca, wpadające przez uchylone okno. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale przypomniał mi się się symbol na mojej ręce. Wciąż tam był, a przez chwilę miałam nadzieję że to co się wydarzyło to tylko koszmarny sen. Poszłam do łazienki, przemyć twarz zimną wodą. Spróbowałam też usunąć niechciany tatuaż, ale mimo długiego szorowania wodą z mydłem pozostał nietknięty. Wróciłam do pokoju, zrobiłam zdjęcie symbolu telefonem i wrzuciłam w wyszukiwarkę. Po kilkudziesięciu minutach, zdenerwowana rzuciłam telefon na łóżko. Same bzdury i odniesienia do mitologii. Przerysowałam symbol na kartkę, mając nadzieję że ktoś pomoże mi go zidentyfikować. Postanowiłam wyjść, bardzo lubiłam chodzić jeszcze przed wschodem słońca, było wtedy tak cicho i spokojnie. Po dwudziestu minutach spokojnego marszu doszłam do miasta. Przechodząc koło piekarni, poczułam zapach świeżo pieczonego chleba, mój żołądek od razu dał o sobie znać. Zignorowałam to, nie chciałam jeszcze wracać. Nagle poczułam jak ktoś wciąga mnie w uliczkę między budynkami.
- Zastanowiłaś się, nad moją propozycją? - Od razu rozpoznałam ten głos, chciałam się wyrwać, ale nie dałam rady.
- Nie pracuję dla ludzi którzy napadają mnie na ulicy.- Byłam zła, że dałam się zaskoczyć.
- Chyba nie chcesz żeby ludzie poznali o was prawdę.
- Nic o nas nie wiesz. Nie ty pierwszy mi grozisz i pewnie nie ostatni.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje. - Nie podobało mi się jak pewny siebie jest. Postanowiłam dać mu nauczkę.

-Czyżby? - Moje oczy zalśniły na złotawy odcień. Liczyłam że element zaskoczenia pozwoli mi się uwolnić. Jednak na moim przeciwniku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Dziwne, większość ludzi nie jest przyzwyczajona do takiego widoku.

-Twoje dziecinne sztuczki nie robią na mnie wrażenia. Doskonale wiem kim jesteś i co potrafisz. Radzę ci współpracować, a nikomu nie stanie się krzywda.

Skąd mógł wiedzieć, niemożliwe żeby nas obserwował. Musiał dostrzec moją konsternacje, ponieważ na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Ja jednak nie pozwolę się zastraszyć

-Nikt nie będzie mi groził. -Wycedziłam wściekła wbijając mu pazury w bok. Moje oczy zalśniły po raz kolejny. Byłam gotowa do walki. Mimo całej siły jaką włożyłam w ten cios on nawet nie drgnął. Chciałam spróbować ponownie, ale poczułam jak jego dłoń zaciska się na mojej szyi. Kiedy ja nie mogłam nic zrobić. Tak jakby moje ciało nie należało dłużej do mnie. Czułam wszystkie kończyny, ale nie mogłam nimi poruszyć. Moje stopy nie dotykały już ziemi. Dusiłam się i jednocześnie nie mogłam się bronić. Zaczął ogarniać mnie strach, był tak silny że nie potrafiłam zebrać myśli. Jeszcze nigdy tak się nie bałam. Puścił mnie dopiero, kiedy zaczęłam tracić przytomność. Upadłam na ziemię odzyskując kontrolę nad własnym ciałem. Zaczęłam kaszleć próbując złapać powietrze. Każdy wdech sprawiał że płuca paliły żywym ogniem. 

- Czym... Czym ty jesteś? - Nie potrafiłam zwalczyć tego okropnego uczucia strachu. Czułam się bezbronna jak dziecko.

-Podejmij zlecenie, albo pozwolę ci patrzeć jak twoi przyjaciele umierają w męczarniach.

Nie miałam wyboru. Musiałam zrobić to czego chciał. Opanowałam drżenie mięśni i wstałam. Nie mogę pozwolić żeby strach całkowicie mną zawładnął.

-Co i od kogo mam ukraść? - Zapytałam, starając się żeby mój głos brzmiał pewnie.

                                                                        ****

Wróciłam do domu całkowicie roztrzęsiona. Wciąż czułam ucisk na gardle. Zobaczyłam Leo siedzącego w salonie. 

-Cholera, co ci się stało? - Zapytał podchodząc i obejmując mnie ramieniem. - Wszystko w porządku? 

Wtuliłam się w niego chłonąc jego spokój. Razem usiedliśmy na kanapie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. To co czułam w tej alejce nie było naturalne. Tak jakby ktoś igrał z moim umysłem. Do tego ta niesamowita siła, trzymał mnie bez najmniejszego wysiłku, a przecież udało mi się go zranić.

-Amy? Amy?! Słyszysz mnie?! - Głos Leo wyrwał mnie z zamyślenia. Powoli starając się niczego nie pominąć opowiedziałam mu co się wydarzyło. Łącznie z wydarzeniami z wczoraj. Pokazałam też symbol na moim przedramieniu. Widziałam jak jego oczy błyszczą na czerwono. Wiem że czuje się za nas odpowiedzialny ale nie mogłam pozwolić żeby zrobił coś głupiego. 

- Leo, proszę. Obiecaj że nie będziesz go szukał. On cię zabije, a my wszyscy cię potrzebujemy.

- Nie martw się nie zrobię tego, ale chcę żebyś porzuciła to zlecenie. Spójrz co znalazłem. - Pokazał mi artykuł w swoim telefonie. W tym momencie już wiedziałam skąd go znam.

                                                                  "Atak z kosmosu"  

                                           Cały świat od kilku dni żyje ostatnimi wydarzeniami.

                                            Nowy York stał się celem ataku przybyszów z kosmosu.

                                             Miasto obroniła tajemnicza grupa bohaterów pod nazwą Avengers

                                              Więcej szczegółów w pełnym artykule.

Teraz to co wcześniej przeczytałam, miało sens. Dlatego po wrzuceniu zdjęcia w wyszukiwarkę odsyłało mnie do mitologii.
- Już za późno. Nie dał mi wyboru. Musiałam się zgodzić, żeby was chronić. Potrzebuję twojej pomocy.-Spojrzałam mu w oczy wiedząc że nie będzie chciał o tym rozmawiać, ale nie miałam wyboru. - Muszę włamać się do agencji o nazwie Tarcza, wiem że to dla ciebie trudne, ale każdy szczegół jest dla mnie ważny.

- Nie, to samobójstwo. Nie możesz tam iść. - Stanowczo zaprotestował. Wiedziałam że to przez wydarzenia z przeszłości, ale musiałam wiedzieć czego się spodziewać.

- Proszę, muszę wiedzieć. - Nalegałam.

- To było dawno temu. Byliśmy młodzi i głupi. Miałem 16 lat a mój brat zaledwie 14. Rywalizowaliśmy praktycznie o wszystko. Kto jest silniejszy, kto lepiej kradnie. Oboje byliśmy początkujący, ale każdy chciał się wykazać. Pewnego dnia rzuciłem mu wyzwanie. Usłyszałem o tej agencji. podobno jest to najlepiej strzeżone miejsce na ziemi. Założyliśmy się że nie da rady przynieść mi dokumentów stamtąd. Mój brat był bardzo ambitny, od razu zabrał się do pracy. Jednak nie miał dosyć doświadczenia. Nie sprawdził wszystkiego. Gdybym wtedy wiedział jak to się skończy...- Głos Leo załamał się. Ukrył twarz w dłoniach. Nadal bardzo to przeżywał.

- Co tam się stało? - Złapałam go za rękę chcąc okazać mu wsparcie.

- Nie wiem. Cokolwiek się tam wydarzyło, nigdy nie wrócił. I to moja wina.

- Nie wiedziałeś. Nie mogłeś przewidzieć że tak się to skończy. - Próbowałam go pocieszyć, chociaż wiedziałam że żadne słowa nie ukoją jego bólu. Mimo wszystko będę musiała podjąć to ryzyko. Porozmawiam jeszcze z Corey, jeżeli ktoś ma się czegoś dowiedzieć to tylko ona.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz