Rozdział 56

86 8 3
                                    

Kilka godzin, które dostałam to naprawdę niewiele czasu. Ruszyłam prosto do zamku uznając, że zacznę od tego kogo pierwszego napotkam. Przez dłuższy czas mojego błąkania się po zamku nie spotkałam nikogo, a pukanie do komnaty wydawało mi się bardzo nieodpowiednie. W końcu wpadłam na Keirę, która jak się okazało szukała mnie od dłuższego czasu.
- Oh, tu jesteś, pani. - Dałam jej kilka chwil na złapanie oddechu. Musiała się naprawdę porządnie nabiegać zanim na mnie trafiła.
- Wybacz, wyszłam tak wcześnie. Nawet nie pomyślałam, że będziesz mnie szukać.
- Martwiłam się. Wieczorem miałaś naprawdę fatalny nastrój.
- Jest mi znacznie lepiej. Dziękuję za twoją troskę. - Uśmiechnęłam się do niej, byłam naprawdę wdzięczna, że tak się o mnie martwi i jest obok zawsze, kiedy jej potrzebuję. - Widziałaś może po drodze, któregoś z Avengers?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Nazwa grupy faktycznie mogła nie być jej znana, ale szybko skojarzyła o kogo pytam.
- Hmm... Zdaje się, że widziałam te kobietę w wschodnim skrzydle. Cały czas spędza przy łóżku tego rannego.

Postanowiłam więc w pierwszej kolejności porozmawiać z Wdową. Ciężko było mi przewidzieć jak może przebiegać ta rozmowa. W drodze próbowałam ułożyć sobie w głowie co właściwie chcę powiedzieć, ale nie znając kogoś trudno przewidzieć jego zachowanie. 
Drzwi do komnaty były uchylone. Niepewnie weszłam do środka, pomieszczenie było jasne i przestronne. Na stole stało mnóstwo różnych, kolorowych płynów w szklanych butelkach. Zapewne leki używane przez medyków. Okno było uchylone, dzięki czemu w środku unosił się zapach świeżego powietrza. Natasha siedziała na krześle przy łóżku. Podeszłam bliżej, a ona natychmiast się odwróciła. Miałam wrażenie, że jej wzrok mógłby wypalić dziurę w moim brzuchu. Przełknęłam nerwowo ślinę, to nie będzie przyjemna rozmowa.
- Jak on się czuje? - Zapytałam, spoglądając na mężczyznę leżącego na łóżku. Był nieprzytomny, wszystkie rany zostały oczyszczone i opatrzone. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie przez co on przeszedł w ciągu ostatnich kilku tygodni.  
- Nie wybudzają go, aby oszczędzić mu cierpienia.
- Jest pod najlepsza opieką. - Powiedziałam, widząc jak złapała jego rękę, gładząc jej wierzch.
- Mogłaś coś zrobić... Mogłaś mu pomóc... Dlaczego tego nie zrobiłaś? - Słyszałam żal w jej głosie i doskonale ją rozumiałam.
- Gdybym tylko wiedziała, zrobiłabym wszystko żeby pomóc. - Przystawiłam sobie drugie krzesło i usiadłam obok. - Loki wiedział, że jestem przeciwna takim metodom. Nigdy nie wspominał przy mnie o sytuacji na Ziemi, a tym bardziej o więźniach. - Czułam, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku.
- Tony miał rację. Loki jest potworem i powinien zginąć za to co zrobił.
- Nie! - Krzyknęłam, czując narastającą panikę. - Thor i ja sądzimy, że jest inne rozwiązanie.
- Jakie to ma znaczenie? - Weszła mi w słowo, nie pozwalając dokończyć. - Cokolwiek to jest nie cofnie czasu. Dla wielu jest już za późno.
Wypuściłam ciężko powietrze z płuc, próbując zaakceptować pierwszą porażkę.

*****

Kolejnymi osobami na mojej liście byli doktor Banner i Stark. Znalazłam ich w bibliotece grających w szachy. Tym razem postanowiłam być bardziej bezpośrednia i od razu przejść do rzeczy.
- Mogę przeszkodzić? - Zapytałam, stając przy stoliku na którym namalowana była plansza do gry.
- A już sądziłem, że przyszłaś mnie dobić. - Mogłam spodziewać się kąśliwych uwag ze strony Starka. Zignorowałam to jednak i postanowiłam schować dumę do kieszeni.
- W sumie to przyszłam przeprosić. Wczoraj straciłam nad sobą panowanie czego żałuję. - Pomimo że Stark tylko prychnął, całkowicie lekceważąc moje jak najbardziej szczere przeprosiny czułam, że postąpiłam słusznie.
- No widzisz Tony, mówiłem ci, że dziewczyna nie jest taka zła. - Miałam wrażenie, że doktor Banner jest znacznie przyjaźniej nastawiony niż pozostali. - Co cię do nas sprowadza?
- To przecież oczywiste. Przyszła nas przekonać do swojego niedorzecznego pomysłu.
- Ja chętnie wysłucham co ma do powiedzenia.
Uśmiechnęłam się, wdzięczna, że chociaż jedna osoba wykazała się odrobiną życzliwości i nie osądziła mnie z góry. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam zacząć od początku.
- Wbrew temu co niektórzy sądzą, nie próbuje uniknąć konsekwencji. - Spojrzałam znacząco na Starka, który uparcie wpatrywał się w szachownice, zastanawiając nad kolejnym ruchem. - Doskonale wiem co zrobiłam, ale próbowałam tylko chronić tych których kochałam, tak jak niektórzy z was. - Doskonale wiedzieli do której sytuacji nawiązałam. Poddali walkę z Lokim tylko po to aby chronić jedną kobietę.  - Wiem, że Loki jest niebezpieczny. - Kontynuowałam. - Przekonałam się o tym na własnej skórze, ale mimo to zdecydowałam się na propozycję, która może zagwarantować pokój i przerwać dalszy rozlew krwi. Czy naprawdę fakt, że go kocham tak bardzo tutaj przeszkadza?
- To nie miłość słonko tylko syndrom Sztokholmski. - Zacisnęłam pięści, słysząc kolejną lekceważącą uwagę ze strony Starka.
- Karząc mnie stracicie przyjaciela i członka drużyny. - Zdecydowałam się na ostatni argument jaki przyszedł mi do głowy. - Jeżeli zabijecie Lokiego, ktoś będzie musiał objąć władze w Asgardzie. Jedyną osobą jaka zostanie będzie Thor. Z pewnością wam podziękuje, że musiał zabić brata.
-

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz