Rozdział 22

128 9 0
                                    

Miotałam się po celi próbując zapanować nad nerwami. Do egzekucji zostało kilka godzin, a ja nie mogłam nic zrobić. Usiadłam na niewielkim łóżku, które było jedynym meblem tutaj i podciągnęłam kolana pod brodę. Starałam się wyciszyć umysł, poddawanie się emocjom w niczym mi teraz nie pomoże. Po dłuższej chwili zaczęłam się uważniej rozglądać, jednak nie było tutaj niczego co mogłoby mi pomóc w ucieczce. Nie było nawet żadnych drzwi. Jedynie białe ściany, podłoga i ta dziwna bariera. Podeszłam bliżej chcąc lepiej jej się przyjżeć. Zbliżyłam rękę i poczułam nieprzyjemne mrowienie w palcach, trochę tak jakby bariera była pod napięciem. Cofnęłam się, pamiętałam jak nieprzyjemne jest porażenie prądem. Postanowiłam poczekać, może przez te kilka godzin znajdę jakiś dobry moment na ucieczkę.

Avengers

Pomimo że Sif nie wróciła po Avengers tak jak obiecała, nie tracili oni nadziei. Wciąż szukali sposobu na odzyskanie wolności. Osłabieni po tygodniach spędzonych w zamknięciu. Bez dostępu do broni, nie mieli najmniejszych szans z oddziałem uzbrojonych żołnierzy. W środku nocy bohaterów obudziło ostre światło i głośne otwieranie drzwi celi.
- Wstawać! - Strażnicy podchodzili do każdego i boleśnie wykręcali ręce za plecy, zakładając ciężkie kajdany.
- Co się dzieje? Dokąd nas zabieracie?- Zapytał Stark, kiedy wszyscy zostali wyprowadzeni do niewielkiego korytarza.
- Pocieszę was, więcej nie zobaczycie tego miejsca.
- Co to ma znaczyć? - Barton ruszył w kierunku żołnierza, jednak dwóch innych natychmiast go zatrzymało.
Pierwszy raz od przegrania walki z Lokim, opuścili mury więzienia. Był środek nocy, mimo to mnóstwo ludzi nie spało. Grupa młodych mężczyzn stojąca nieopodal, spoglądała pogardliwie w kierunku żołnierzy. Nagle jeden nich podniósł ciężki kamień i rzucił nim trafiając w miejsce gdzie przed chwilą przechodzili. Chwilę później rozbiegli się i zniknęli w ciemnych alejkach.
- Znajdźcie go i przyprowadźcie do mnie. - Dwóch żołnierzy natychmiast podążyło za sprawcą całego zamieszania. Bohaterowie z niepokojem czekali na rozwój sytuacji. Mieli nadzieję, że nie uda im się znaleźć chłopaka. Niestety pomylili się. Z jednej z alejek wyłoniły się trzy postacie.
- Daruj mu to przecież jeszcze dzieciak. - Odezwał się Kapitan Ameryka, widząc przerażenie w brązowych oczach młodzieńca.
- Jak masz na imię, młodzieńcze? - Zwrócił się dowódca do schwytanego.
- John... - Wydukał, przerażony. Poprawił się jednak widząc, że żołnierz go nie usłyszał. - Mam na imię John, proszę pana.
- Powiedz mi zatem, John. Dlaczego rzuciłeś tym kamieniem?
- To miał być tylko głupi żart... Bardzo głupi żart... - Zaczął się pospiesznie tłumaczyć szukając wzrokiem wsparcia u innych osób. Coraz więcej ludzi patrzyło na rozgrywającą się scenę.
- Masz rację. Dlatego muszę mieć pewność, że więcej tego nie zrobisz.
Wyciągnął rękę a jeden z żołnierzy podał mu bicz.
- Nie! Błagam... Ja zrozumiałem... To naprawdę nie jest konieczne.
Błagania chłopaka nie robiły jednak żadnego wrażenia na oprawcy. Gestem nakazał przytrzymującym go mężczyzną, aby odwrócili chłopaka tyłem. Kapitan Ameryka podjął ostatnią próbę ocalenia młodzieńca od bolesnej kary.
- Ukarz mnie zamiast niego! Wezmę to na siebie!
- Zamknij się! - Żołnierz odwrócił się, pięścią uderzając Rogersa w szczękę. Chwilę później nocną ciszę przeszył świst bata i okrzyk bólu młodego mężczyzny, który osunął się na kolana.
- Zrozumcie wreszcie... - Zwrócił się do zgromadzonych ludzi. - Żadni bohaterowie wam nie pomogą!
Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Nikt nie chciał podzielić losu Johna, który pomimo że nikt go nie trzymał wciąż pozostawał na ziemi. Krew powoli ściekała po jego plecach.
- Ruszamy do Asgardu! - Zarządził żołnierz. Mimo że żadnemu z Avengers się to nie podobało, musieli zostawić chłopaka i podążyć za żołnierzami.

Sif

Sif wiedziała, że egzekucja Thora odbędzie się już za kilka godzin. Zamierzała ją udaremnić za wszelką cenę. Nawet jeżeli będzie musiała zabić Lokiego i Thor ją później znienawidzi. Nawet jeżeli zginie w trakcie tej próby, to właśnie dlatego trenowała całe swoje życie. Hogun sprawdzał właśnie broń jaką dysponowali, a Fandral gromadził ludzi, którzy mieli wyruszyć razem z nimi. Musieli uważnie dobierać wojowników. Mieli zaledwie cztery konie, a pieszo nie zdążą do pałacu przed świtem. Posiadanie Heimdala wśród sojuszników było ogromnym ułatwieniem. Wiedziała, że znajdzie on sposób na przekazanie Avengersom wiadomości od niej. Musieli jak najdłużej opóźniać egzekucję, żeby zdążyli przybyć z odsieczą. Dzięki pomocy Algrima, obozowego medyka rany na jej plecach już niemal całkowicie się zagoiły. Wciąż jednak dręczyły ją koszmary, jej umysł nie mógł odpocząć. Świadomość tego, że jej przyjaciel wciąż jest więziony, że przez tak długi czas znosi męki znacznie gorsze niż ona przez te kilka dni była dla niej nie do zniesienia.
- Sif, musimy ruszać. - Głos Fandrala wyrwał ją z zamyślenia. Wyszła ze swojego namiotu, już od kilku minut była gotowa. Czekała tylko na sygnał. Pod osłoną nocy wyruszyli w długą drogę do pałacu.

Avengers

Znaleźli się w krainie, o której do tej pory słyszeli tylko opowieści. W innych okolicznościach z pewnością byliby zachwyceni możliwością zobaczenia całkowicie innego świata. Teraz jednak musieli znaleźć sposób, żeby przeżyć. Stali w  okrągłym pomieszczeniu, zadaszonym złotą kopułą. Żołnierze, którzy ich eskortowali omawiali coś z tymi czekającymi na miejscu. Tylko wysoki, ciemnoskóry mężczyzna o złotych oczach nie brał udziału w dyskusji.
- Mam dla was wiadomość od Sif. - Powiedział do bohaterów na tyle cicho aby nikt inny go nie usłyszał. - Przybędzie ona dzisiaj, żeby nie dopuścić do egzekucji. Musicie jednak dać jej trochę czasu. Postarajcie się jakoś opóźnić egzekucję.
Oddalił się, kiedy żołnierze kończyli rozmowę. Chwilę później ruszyli długim mostem w stronę pałacu. Nad Asgardem właśnie wschodziło słońce. Byłby to piękny widok, gdyby nie obawa, że to może być ostatni wschód słońca jaki dany będzie zobaczyć Avengersom. Stark spojrzał na Bruca który szedł obok niego.
- Hulk nie ma ochoty wyjść i trochę porozrabiać? - Zapytał, na co jeden z żołnierzy odwrócił się w ich stronę.
- Myślisz, że nie próbowałem? - Starał się mówić cicho. - Podawali mi coś, co blokuje Hulka. Nie możemy na niego liczyć dopóki ten środek działa.
- Wy dwaj! Zamknąć się! - Tym razem ich rozmowa nie została zignorowana.
Szli więc dalej w milczeniu przez kolejne korytarze, aż do sali tronowej. Czuli na sobie spojrzenia wszystkich zebranych osób. Egzekucje przyciągały sporą widownię. Na przodzie sali ustawiono podwyższenie, na którym stał kat gotowy do wykonania wyroku. Wdowa szturchnęła Rogersa w ramię, głową wskazując na Thora.
- On stąd nie wyjdzie o własnych siłach. - Powiedziała, kiedy strażnicy rzucili ich na kolana tuż obok przyjaciela. Gromowładny nie reagował nawet na to co się dzieje. Wyglądał jakby się już poddał i stracił całą nadzieję.
- A gdzie jest Loki? - Zapytał Kapitan Ameryka, dyskretnie rozglądając się po sali.
- Może zaspał? - Nawet w tak niesprzyjających okolicznościach Stark znalazł powody do żartów.
- O wilku mowa. Zróbcie małe zamieszanie. - Wdowa cały czas uważnie obserwowała Lokiego. W jej głowie zrodził się trochę ryzykowny plan. Niewiele mieli jednak do stracenia. Steve szybko zareagował na jej prośbę. Podniósł się i kopnął stojącego za nim strażnika w kolano. Drugi żołnierz natychmiast zareagował i kiedy ruszył pomóc, Clint podstawił mu nogę powodując upadek. Wdowa korzystając z chwili chaosu, błyskawicznie przeniosła ręce skute za plecami przed siebie. Zabrała leżącemu żołnierzowi miecz. Ruszyła w stronę Lokiego, który nawet się nie obejrzał. Kiedy znalazła się tuż za jego plecami, wzięła zamach i kiedy spróbowała uderzyć broń odbiła się od magicznej tarczy z taką siłą, że wypadła kobiecie z rąk. Dopiero w tym momencie Loki się odwrócił, podniósł miecz z podłogi i skierował w stronę Wdowy.
- Tak bardzo chcesz zginąć jako pierwsza? - Przycisnął koniec miecza do gardła kobiety, aż strużka krwi spłynęła po jej szyi. Cofnęła się o krok, jednak ostrze wciąż wbijało się w jej ciało. W jej głowie plan przedstawiał się nieco lepiej. Gorączkowo myślała, jak wybrnąć z tej sytuacji, kiedy z pomocą przyszedł Barton.
- Zaczekaj! Nie zabijaj jej. - Zdążył zrobić kilka kroków do przodu zanim strażnik go zatrzymał.
- Chcesz się dla niej poświęcić? - Zadrwił Loki, wciąż jednak nie opuszczając broni. - Spokojnie wszyscy dzisiaj zginiecie.
- Nie o to mi chodziło... - Łucznik improwizował. Chciał jedynie ocalić Natashę. - Sądzisz, że kiedy nas zabijesz ludzie się poddadzą? Mylisz się, dasz im tylko kolejny powód do walki. Mam inny pomysł. Możemy ich przekonać, żeby się poddali... Nas posłuchają, jeżeli zobaczą, że się poddaliśmy zrobią to samo.
- Ciekawa teoria. Co jesteś gotów zrobić, żeby udowodnić swoją lojalność? - Loki doskonale wiedział, że bohaterowie próbują zyskać więcej czasu. Dobrze się bawił obserwując ich nieudolne próby.
- Cokolwiek zechcesz. - Barton miał nadzieję, że Sif nie wystawi ich tak jak wcześniej i zjawi się lada moment.
- Uważaj na słowa. Mogę chcieć bardzo wielu rzeczy agencie Barton. - Loki machnął ręką w jego stronę i kajdany zniknęły z nadgarstków łucznika. - Podejdź do kata.
- Nie rób tego Clint! - Zawołał Rogers, jeden ze strażników jednak zaraz go uciszył. Loki rozsiadł się na tronie czekając aż mężczyzna wykona polecenie.
- Weź topór. - Nakazał, kiedy tylko Barton znalazł się na podwyższeniu. Kat wyciągnął broń w jego stronę, oddając mu ją bez najmniejszego sprzeciwu po czym zeskoczył z podwyższenia i stanął między żołnierzami.
- Zaczynamy egzekucję. - Zarządził Loki. Wszyscy patrzyli w osłupieniu jak strażnicy prowadzą Thora na podwyższenie i kładą jego głowę na specjalnym kamieniu. - Czyń swoją powinność, mój nowy kacie.
Clint wpatrywał się przez chwilę w broń trzymaną w rękach. Zastanawiał się jak to rozegrać, żeby nikomu nie stała się krzywda. Wdowa pokręciła głową, dając mu znak, żeby niczego nie robił. Sif wciąż się nie pojawiła, zaraz sprawy zajdą za daleko. Podszedł do Thora starając się unikać jego spojrzenia. Loki przekrzywił głowę zaciekawiony. Na moment uwierzył, że ten śmiertelnik mógł mówić prawdę. Barton czuł jak jego ręce się trzęsą, kiedy unosi topór nad głowę...

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz