- Każcie więc katu ostrzyć topór.
Zerwałam się z miejsca, odwracając w stronę Lokiego. On chyba nie mówił poważnie. Zignorowałam wszelkie zakazy i podeszłam do niego.
- Loki! - Nie po to biegałam przez cały dzień i przekonywałam Avengers, żeby on teraz wszystko zepsuł w sekundę. - Co to ma...
W tym momencie poczułam jego usta na swoich. Pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia, moje mięśnie się rozluźniły. Z każdym pocałunkiem, wciąż pragnęłam więcej. Przez kilka cudownych sekund nic nie miało znaczenia. Cofnęłam się o krok, czując rumieńce pojawiające się na moich policzkach. Wszyscy na nas patrzyli przez co poczułam się skrępowana.
- Myślałem o tym od kiedy tu wszedłem. - Powiedział Loki nie odrywając wzroku od moich ust.
- Jesteś niepoważny! - Oparłam ręce na biodrach i starałam się brzmieć jak najbardziej poważnie.
- Też tego chciałaś. - Stwierdził zaczepnie. - Widziałem jak walczyłaś ze sobą, żeby na mnie nie spojrzeć.
Nie mogłam temu zaprzeczyć. Świadomość, że byliśmy w tym samym pomieszczeniu, a ja nie mogłam nawet na niego spojrzeć była istną torturą.
- Wystarczy. - Thor pokręcił głową, przecierając oczy. - Zabierzcie go. - Nakazał strażnikom, którzy natychmiast wyprowadzili Lokiego.
Okazało się jednak, że to nie koniec dzisiejszego zebrania. Pozostało ustalić dokładne warunki jakie będą obowiązywały po naszym ślubie. Każdy miał jakieś wątpliwości i całkowicie różne pomysły na zapewnienie Ziemi bezpieczeństwa. Odpłynęłam na chwilę myślami i nie słuchałam o czym rozmawiają pozostali. Zastanawiałam się nad wszystkim co mnie do tej pory spotkało. Byłam jeszcze bardzo młoda, w ciągu kilku najbliższych tygodni miałam wziąć ślub, od którego tak wiele będzie zależeć. Nie byłam pewna czy podołam odpowiedzialności jaka na mnie spadnie.
- Spójrzcie na nią! - Słowa Starka wyrwały mnie z zamyślenia. - Loki zabije ją najdalej kilka dni po ślubie.
- Nie zrobi tego. - Zaprotestował Thor. - Jeżeli by spróbował sam zginie.
- Midgard jest bezpieczny na conajmniej kilkadziesiąt lat. - Wtrącił starszy mężczyzna siedzący obok mnie.
- Mam pytanie. - Powiedziałam, podnosząc rękę i zerkając na Thora. Wszyscy spojrzeli w moją stronę, szybko opuściłam dłoń, kiedy zauważyłam, że zachowuję się jak w szkole. - Kiedy Loki prosił mnie o rękę powiedział coś czego nie zrozumiałam. - Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć jak dokładnie brzmiały jego słowa. Nie wiedziałam czy to ważne, ale nie chciałam niczego ukrywać. - Powiedział, że odda mi część swojego życia. Co to może oznaczać?
Na chwilę zapadła cisza, Thor zmierzył mnie badawczym spojrzeniem zanim zapytał.
- Jesteś pewna, że właśnie tak powiedział? - Odniosłam wrażenie, że każdy mieszkający w Asgardzie doskonale wiedział o co chodzi. Przytaknęłam tylko, licząc na wyjaśnienia.
- Porozmawiamy o tym później. - Thor natychmiast uciął rozmowę.
- Ale... - Próbowałam się jeszcze czegoś dowiedzieć.
- Później. - Westchnęłam, opadając zrezygnowana na krześle.
- Thor, jeżeli nie jesteśmy już tutaj potrzebni. Uważam, że czas abyśmy powrócili na Ziemię. - Odezwał się Kapitan Ameryka.
- Co z Bartonem? - Zapytała Wdowa. Wyraźnie nie chciała zostawiać przyjaciela. Cały czas w Asgardzie spędziła przy jego łóżku.
- Zostanie tutaj dopóki jego stan się nie poprawi. Obecnie podróż mogłaby go zabić.
- Osobiście dopilnuje, żeby miał wszystko czego potrzebuje. - Zaoferowałam, widząc że wciąż nie jest przekonana. Natasha jednak nawet na mnie nie spojrzała. Bruce za to skinął pokrzepiająco głową w moją stronę. Na tym mój udział w tej naradzie się zakończył.*****
Minęło kolejnych kilka dni, Avengers tak jak powiedzieli wrócili na Ziemię. Ja tak jak obiecałam codziennie zaglądałam do rannego łucznika. Skupiłam się też bardziej na własnym zdrowiu, które przez ostatni czas mocno zaniedbałam. Kilka razy odwiedziłam uzdrowiciela, żeby upewnić się, że dziecku nic się nie stało. Sama byłam całkowicie zdrowa, oprócz psychicznego wyczerpania. Pozwoliłam sobie więc na całkowity relaks i bardzo dużo czasu spędzałam w bibliotece pochłaniając kolejne książki. Keira zaproponowała też, że w wolnych chwilach pomoże mi opanować tutejszy język. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej nauczycielki. Keira była niesamowicie cierpliwa, a dzięki przyjaznej atmosferze szybko przyswajałam wiedzę. Śmiech towarzyszył nam niemal nieustannie przez co raz zostałyśmy wyproszone z biblioteki. Przeprosiłyśmy i udałyśmy się do mojej komnaty w celu kontynuowania nauki. Oczywiście, kiedy tylko zostałyśmy same, Keira natychmiast zapomniała o nauce.
- Oh, wciąż nie mogę w to uwierzyć! - Szczebiotała radośnie. - Naprawdę niedługo zostaniesz królową Asgardu!
- Przypominasz mi o tym każdego dnia. - Odparłam z uśmiechem, którym maskowałam moje wewnętrzne rozterki. Kochałam Lokiego i chciałam spędzić z nim resztę życia tego byłam całkowicie pewna. Natomiast przytłaczała mnie perspektywa nowych obowiązków, które na mnie spadną. Obawiałam się, że ludzie nie zaakceptują mojego pochodzenia przez co stanę się ciężarem. Do tego cały czas miałam w głowie słowa tej kobiety, bogini śmierci. Dlaczego dziecko, które nosiłam miało przeznaczone umrzeć zanim otworzy oczy? Czułam potrzebę komuś się zwierzyć, ale nie znalazłam odpowiedniej osoby. Keira była zbyt niewinna i chociaż znalazłabym u niej pełne wsparcie nie mogłaby mi pomóc. Thor z pewnością mógłby powiedzieć mi coś więcej, ale nie znaliśmy się aż tak dobrze, abym chciała mu się zwierzać. Miał też wystarczająco dużo własnych problemów i obarczanie go jeszcze moimi nie byłoby w porządku. Gdybym tylko mogła zobaczyć się z Lokim chociaż na chwilę. Tak wiele rzeczy chciałam mu powiedzieć i dzięki temu z pewnością byłabym spokojniejsza.
- Amy? Słuchasz mnie? - Keira pomachała mi dłonią przed twarzą.
- Tak tak, co mówiłaś?
- Pytałam czy byłaś już u wiedźm? - Powtórzyła, patrząc na mnie wyczekująco, a ja nadal nie rozumiałam o czym do mnie mówi.
- Jakich wiedźm? - Zamrugałam kilka razy, zastanawiając się jak duża część jej monologu mnie ominęła.
- Nikt ci nie powiedział? Przyszła panna młoda zawsze się do nich udaje. W Midgardzie tak nie robicie? - Wydała się wyraźnie zaskoczona moją reakcją.
- Nie, a po co mam iść do tych wiedźm? - Nazwa wiedźmy nie kojarzyła mi się dobrze i chyba wcale nie miałam ochoty na pogaduszki z kimś kogo tak nazywano.
- Każda rozmowa wygląda inaczej i jest objęta ścisłą tajemnicą. Tak więc nie powiem ci nic więcej.
Coraz mniej podobał mi się ten pomysł, ale nie zamierzałam tego mówić. Z tego co zrozumiałam był to ważny aspekt przygotowań i nie chciałam nikogo urazić.
- Gdzie więc znajdę te wiedźmy?
- Mogę cię zaprowadzić. To niedaleko.*****
Udałyśmy się więc do niewielkiej chatki tuż poza miastem. Mój niepokój narastał z każdym krokiem, pomimo zapewnień Keiry, że to tylko krótka rozmowa. Domek nie wyróżniał się niczym szczególnym i patrząc z zewnątrz nigdy nie pomyślałabym, że w środku mogą mieszkać wiedźmy. Weszłam po stopniach i zastukałam kołatką w kształcie głowy czegoś co przypominało gryfa. Nie dostałam żadnej odpowiedzi, natomiast drzwi same otworzyły się, skrzypiąc cicho, jakby od dawna nikt ich nie otwierał. Przypomniały mi się wszystkie obejrzane horrory i wiedziałam, że wejście do miejsca gdzie drzwi same się otwierają to fatalny pomysł. Wnętrze było bardzo słabo oświetlone zaledwie kilkoma świecami. W oknach rozwieszono ciemne zasłony, ograniczając do minimum światło z zewnątrz. Ciężki zapach ziół unoszący się w powietrzu sprawiał, że niewielkie pomieszczenie było strasznie duszne. Zrobiłam kilka niepewnych kroków naprzód i usłyszałam jak drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
- Jest tu ktoś? - Zapytałam i dopiero wtedy dostrzegłam trzy kobiety stojące w głębi pomieszczenia. Wszystkie miały długie szare szaty z wyhawtowanym drzewem na piersi.
- Witaj. - Odezwała się najmłodsza z kobiet, stojąca najbardziej po lewej stronie. Jej głos był delikatny i przyjemny dla ucha.
- Czekałyśmy na ciebie. - Dodała nieco starsza, głaszcząc kruka siedzącego na jej ramieniu. W tym czasie najstarsza z kobiet, nieco przygarbiona, podeszła do mnie. Okrążyła mnie kilkukrotnie, dokładnie mi się przyglądając. Poczułam się strasznie nieswojo. Nagle złapała moją dłoń i zaczęła oglądać pod każdym kątem, aż jej wzrok zatrzymał się na znaku węża na nadgarstku. Dotknęła symbolu opuszkami palców, które szybko cofnęła. Syknęła z bólu jakby moja skóra ją parzyła.
- Co się stało? - Te kobiety były naprawdę dziwne. - Przyszłam tu tylko...
- Wiemy kim jesteś! - Przerwała mi najstarsza wiedźma. - Midgardka krwią zbrukana!
- Kłamcy ukochana.
- Przez samą śmierć ścigana.
- Za dziecko, które istnieć nie ma prawa.
Wiedźmy mówiły na przemian, jakby każda dokańczała myśl poprzedniej. Całość brzmiała jak jakiś bardzo niepokojący wiersz. Miałam dosyć tego miejsca, zaczęłam powoli wycofywać się w stronę drzwi. Nagle kruk na ramieniu jednej z wiedźm zakrakał przeraźliwie machając przy tym skrzydłami. Dlaczego ja się dałam na to namówić?
- To ja już pójdę. - Powiedziałam, sięgając ręką za siebie w poszukiwaniu klamki. Drzwi okazały się jednak zamknięte.
- Czego ode mnie chcecie?
- My tylko ostrzegamy. - Miałam wrażenie, że najmłodsza z wiedźm próbuje mnie uspokoić. - Prędzej czy później śmierć upomni się o to co zostało jej odebrane.
Drzwi za mną ponownie się otworzyły. Szybko wyszłam na zewnątrz, chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tych upiornych kobiet.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.