Rozdział 46

111 10 2
                                    

Ranek nastał wyjątkowo szybko. Było mi smutno, kiedy okazało się, że nie będzie mi dane nawet pożegnać się z Lokim. Keira wyruszyła wcześniej, aby czekać na mnie w umówionym miejscu, tak więc przygotowania mijały mi w samotności. Zaplotłam warkocz z tyłu głowy i zawiązałam przygotowaną wcześniej chustę. Denerwowałam się czy nikt się nie zorientuje i będę mogła spokojnie zawrócić tak jak planowałam. W drodze na dziedziniec wyjrzałam jeszcze przez okno. W oddali zobaczyłam żołnierzy maszerujących Bifrostem. Czarne i zielone peleryny utwierdziły mnie w przekonaniu, że to nie są żołnierze Asgardu. Tak więc nie było już odwrotu, wojna której tak bardzo się obawiałam miała zacząć się w ciągu kilku godzin. Pospieszyłam na dziedziniec skąd miałam wyruszyć do twierdzy w górach.
- Czekaliśmy na ciebie, pani. - Powiedział jeden z mężczyzn, gdy tylko pojawiłam się na schodach pałacu. - Musimy jeszcze zabrać ostatnią grupę mieszkańców i ruszamy. - Oznajmił, miałam cichą nadzieję, że jednym z eskortujących moją grupę będzie Draug. Niestety nie znałam tych żołnierzy i nie wyglądali oni na chętnych do pogaduszek. Dostrzegłam dobrze mi znaną białą klacz i poklepałam ją po szyi. Wciąż trochę niepewnie wspięłam się na jej grzbiet. Zwierzę ruszyło otoczone żołnierzami. W mieście czekała na nas grupa około dwustu osób. Wszyscy byli bardzo dobrze zorganizowani, nie dostrzegłam żadnych oznak paniki. Każdy miał przy sobie niewielki bagaż mogący pomieścić tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kilkoro dzieci biegało dookoła, radośnie dokazując. Były zdecydowanie zbyt małe, że pojąć powagę sytuacji. Wykorzystałam chwilowy postój aby zsiąść z konia, mimo że nie minęło wiele czasu czułam jak zaczynają boleć mnie uda. Uznałam, że piesza wędrówka będzie dla mnie o wiele wygodniejsza. Starałam się zapamiętać każdy charakterystyczny punkt po drodze, jak kamień o unikalnym kształcie, czy samotne drzewo pełne intensywnie fioletowych kwiatów. Kiedy wejdziemy już do lasu o takie punkty będzie znacznie trudniej. Przystanęłam na kilka sekund aby napić się wody i w międzyczasie dostrzegłam młodą kobietę, która szła samotnie na końcu grupy. Patrzyła w ziemię, a wiatr targał jej jasne włosy we wszystkich kierunkach. Zaczekałam chwilę dłużej chcąc się z nią zrównać.
- Wszystko w porządku? Dlaczego jesteś zupełnie sama? - Zagadnęłam. Kobieta drgnęła i uniosła głowę. Na jej okrągłej buzi pojawił się nieśmiały uśmiech, a w słońcu dostrzegłam delikatne piegi na policzkach i nosie.
- Mój ukochany poszedł na wojnę, a nie mam nikogo poza nim. - Znów utkwiła spojrzenie w swoich butach.
- Musi być bardzo dzielny.
- Co mi po jego odwadze, kiedy będzie martwy? - Spojrzała na mnie z takim wyrzutem jakby to była moja wina. Potrafiłam zrozumieć jej ból, sama byłam w podobnej sytuacji.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało. - Powiedziałam i przez dłuższą chwilę szłyśmy w milczeniu. Obejrzałam się za siebie, niewyraźne kontury pałacu wciąż były widoczne na horyzoncie, kiedy wchodziliśmy na leśną ścieżkę.
- Skąd jesteś? - Zapytała kobieta, kopiąc przed sobą niewielki kamyk. - Nie widziałam cię nigdy w mieście.
- A znasz wszystkich mieszkańców?
- Prawie. - Odparła, a uśmiech na jej twarzy podpowiedział mi, że odczytała żartobliwy ton mojego pytania. - Sprzedaję tkaniny na rynku i czasami szyję. Wielu mieszkańców to moi stali klienci.
- Rzadko bywam w mieście. Za to miałam okazję zwiedzić pałacowe lochy.
Spojrzenie mojej rozmówczyni natychmiast stało się czujne. Zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół, marszcząc przy tym brwi.
- Co takiego zrobiłaś? - Była wyraźnie zdumiona i dzięki temu chociaż na chwilę zapomniała o swoich zmartwieniach.
- Powiedzmy, że nie zgadzałam się z Lokim w pewnych kwestiach.
Dostrzegłam szok na jej twarzy, który chwilę później przerodził się w zrozumienie.
- Oh, a więc to o tobie krążą te wszystkie plotki.
Już chciałam zapytać jakie plotki słyszała na mój temat, kiedy zorientowałam się, że jesteśmy w miejscu gdzie powinna czekać na mnie Keira. Pierwsze rozwidlenie dróg, jedna ścieżka biegnąca dalej na południe, druga zaś skręcająca na wschód.
- Wybacz na chwilę. - Zatrzymałam się, opierając dłonie na zgiętych kolanach. Postanowiłam spróbować zostać nieco bardziej w tyle, żeby Keira mogła zająć moje miejsce. Mijający mnie żołnierz, rzucił mi srogie spojrzenie.
- Nie czas na postój. Musisz iść dalej. - Prychnął niezadowolony. Moja towarzyszka trochę się przestraszyła i szybko dogoniła grupę.
- Potrzebuję tylko kilku sekund, zaraz was dogonię. - Wytłumaczyłam, mając nadzieję że tak jak reszta pójdzie dalej.
- Śmiertelnicy. - Pokręcił głową, zerkając na resztę. - Tylko się nie zgub. - Rzucił jeszcze, zanim zostawił mnie samą. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Sądziłam, że będą mnie pilnować na każdym kroku. Kiedy tylko się oddalił, Keira wyszła z pobliskich zarośli i bez słowa pobiegła za grupą. Wszystko musiało odbyć się sprawnie, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Zadowolona, że ta część planu przebiegła pomyślnie odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną do zamku.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz