Rozdział 33

110 8 0
                                    

Zostałam nagle wyrwana z głębokiego snu. Zanim zupełnie się obudziłam, dwóch mężczyzn wywlekło mnie na korytarz. Starałam się uważnie rozglądać, szukając ewentualnej drogi ucieczki, ale wszystko wyglądało tak samo. Jedynie betonowe, odrapane ściany, brak okien sugerował, że znajdujemy się pod ziemią. Kiedy dotarliśmy do drzwi, jeden z mężczyzn musiał na chwilę mnie puścić, żeby wyjąć kartę dostępu. Nie zamierzałam zmarnować takiej szansy. Skoczyłam, wyrywając się drugiemu, na suficie dostrzegłam czujkę przeciwpożarową, którą udało mi się uszkodzić. Rozległo się ogłuszające wycie alarmu, a chwilę później z sufitu trysnęła woda. Zabrałam kartę, która upadła na podłogę, pchnęłam ciężkie drzwi i zaczęłam biec przed siebie. To miejsce zdawało się być ogromnym labiryntem, każdy korytarz prowadził do kolejnego, a każde drzwi okazywały się ślepą uliczką. Zauważyłam, że pomimo wysiłku nie odczuwam zmęczenia, jakiekolwiek działanie miały te bransolety nie blokowały moich zdolności. Spróbowałam użyć pazurów, aby je zniszczyć ale zmarnowałam tylko czas. Zobaczyłam dwóch mężczyzn idących z naprzeciwka. Nie podobały mi się elektryczne pałki, które trzymali w rękach. Skoczyłam na jednego, pazurami celując w gardło. Odsunął się przewidując mój ruch. Drugi natychmiast zamachnął się pałką, przykucnęłam i kopnęłam go w kolano. Wyprostowałam się tracąc z oczu jednego z przeciwników. Szybko tego pożałowałam, wyciągnął nóż, którym głęboko ranił mnie w ramię. Syknęłam z bólu, ale wiedziałam, że rana zaraz się zagoi. Bransoleta na moim nadgarstku zapiszczała, nie miałam pojęcia co to oznacza. Zablokowałam kolejny cios, a pazury drugiej ręki wbiłam w brzuch mężczyzny. Wydał z siebie zduszony jęk, czułam jak mój gniew narasta. Podniosłam go bez większego wysiłku i cisnęłam w drugiego napastnika, sprawiając, że obaj się przewrócili. Mój instynkt podpowiadał, że powinnam teraz ich obu dobić, ale nie chciałam tego robić. Usłyszałam powolne klaskanie za sobą i odwróciłam się gotowa do dalszej walki.
- Czekam na wielki finał. - Rozpoznałam tego samego mężczyznę, który odwiedził mnie w celi. - Wiem, że tego chcesz. Zabij ich! - Podszedł bliżej w jednej ręce trzymając pistolet, a w drugiej niewielki pilot.
- Nie! - Krzyknęłam rzucając się na niego. Zauważyłam tylko, jak naciska guzik na pilocie i padłam na ziemię rażona prądem z bransolet.
- Niesamowite! Ładunek elektryczny, który właśnie przyjęłaś jest zbliżony do linii wysokiego napięcia. Każdy normalny człowiek by się usmażył, a ciebie to tylko paraliżuje na kilka minut. - Pochylił się nade mną, pistoletem odgarniając włosy z mojej twarzy. Spróbowałam wytrącić mu broń, ale był szybszy.
- Skoro ty nie chcesz ich dobić, sam to zrobię. - Podszedł do nadal leżących mężczyzn i chwilę później usłyszałam dwa strzały.
- Mordując własnych ludzi nie zdziałasz zbyt wiele. - Starałam się udawać niewzruszoną tym co właśnie zaszło.
- Oh nie, to nie moi ludzie. - Powiedział wskazując palcem na dwa ciała  - To eksperymenty takie jak ty.- Złapał mnie za włosy i postawił na nogi, pomimo że moje ciało wciąż się trzęsło. -  Lekcja pierwsza, odmowa zabicia kogoś, wcale nie oznacza uratowania mu życia.
- Rumlov! Wzywają cię. - Pchnął mnie w stronę tych, którzy właśnie przyszli.
- Odprowadźcie ją. - Rozkazał mijając nas. Nie rozumiałam co tu się właśnie wydarzyło. Czy to wszystko było celowe? Pozwolili mi na ucieczkę, żebym trafiła na tych mężczyzn? Miałam wrażenie, że ten cały Rumlov wszystko zaplanował.

Asgard

Loki przyglądał się symbolowi, który znalazł w dłoni żołnierza. Zastanawiał się czy Amy miała wrogów o których mu nie wspomniała. Nigdy nie chciała zbyt wiele mówić o swojej przeszłości. Pamiętał jak znalazł ją na podłodze całą we krwi, żartowała, że to jakiś dawny znajomy, ale nie powiedziała nic więcej. Podejrzewał, że może to być symbol jakiegoś ruchu oporu w Midgardzie, ale żaden z żołnierzy go nie rozpoznał. Udał się w stronę więzienia, trzymanie przy życiu jednego z Avengers okazywało się niezwykle pomocne.
- Za mną! - Rzucił do dwóch strażników, którzy bez słowa za nim podążyli. Dotarli do więzienia, kiedy uzdrowiciel zamierzał właśnie podać Bartonowi środki przeciwbólowe.
- Zaczekaj. - Powstrzymał go Loki.
- To tylko coś na uśmierzenie bólu, panie. - Wyjaśnił medyk, pokazując buteleczkę przeźroczystego płynu.
- Wiem, oddaj mi to. - Mężczyzna niechętnie wykonał polecenie, zagryzając zęby. Najchętniej powiedziałby co sądzi o takich metodach, ale bezpieczniej było się nie odzywać. - Rozpoznajesz to? - Zwrócił się do Hawkeyea, ten oczywiście natychmiast rozpoznał symbol Hydry, nie miał jednak zamiaru kolejny raz pomagać Lokiemu. Zastanawiało go jednak, co takiego zrobili, że wzbudzili jego zainteresowanie.
- Pierwszy raz widzę na oczy. - Odpowiedział, siadając pod ścianą. Zdawał sobie sprawę, że okazuje tym całkowity brak szacunku, jednak po wszystkim co przeszedł, Loki niewiele mógł mu jeszcze zrobić.
- Jesteś pewien? - Dał Bartonowi dłuższą chwilę na odpowiedź ten jednak uparcie milczał. - Masz rodzinę w Midgardzie, prawda? Żona, dzieci, szkoda byłoby gdyby spotkało ich coś złego.
Hawkeye zacisnął dłonie w pięści.
- Nie mieszaj ich do tego! - Ogarnęło go poczucie bezsilności. Nie mógł nic zrobić z tej celi, do tej pory Tarcza również zapewniała im bezpieczeństwo. Teraz jednak byli zdani na siebie.
- Nie zamierzam, ale trwa wojna. Żołnierze mogą przypadkiem znaleźć coś co łączy twoją rodzinę z buntownikami, sądzę, że doskonale wiesz co się wtedy stanie.
- Dlaczego interesuje cię Hydra? - W głosie Bartona dało się słyszeć zwątpienie. Każdy kolejny dzień spędzony w zamknięciu, gdzie towarzyszyły mu tylko strach i niepewność był trudniejszy do zniesienia.
- Mają coś co należy do mnie. - Loki przekazał jednemu z żołnierzy trzymane środki przeciwbólowe. - Pokażesz teraz moim ludziom na mapie wszystkie miejsca, w których ta Hydra się ukrywała. Powiesz im wszystko co wiesz. Jeżeli zasłużysz to dostaniesz leki.
Barton nie stawiał oporu, czując kajdany zaciskające się na jego nadgarstkach. Zaledwie przez kilka sekund, kiedy Loki się odwrócił przyszło mu do głowy, aby wyrwać miecz jednemu z żołnierzy i zanim ktokolwiek zareaguje przebić go bronią. Rozsądek był jednak silniejszy, w obecnym stanie nie zrobiłby tego wystarczająco szybko, a konsekwencje takiej próby mogłyby być straszne.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz