Rozdział 45

97 9 2
                                    

Mój plan był bardzo prosty. Miałam tylko nadzieję, że Keira zgodzi się wziąć w nim udział, ponieważ była niezbędnym elementem. Nie łudziłam się nawet, że przekonanie jej będzie prostym zadaniem. Zwłaszcza, że tak bardzo obawiała się Lokiego, a mój plan zakładał oszukanie go.
Zaczęłam przygotowania od przeszukania szafy. Potrzebowałam dwóch identycznych strojów, najlepiej wygodnych. Podejrzewałam, że znów zostanę zmuszona do jazdy konno co wcale mi się nie podobało. Wśród wszystkich ubrań znalazłam zaledwie dwie pary skórzanych spodni: jedne brązowe, a drugie czarne. Odpadały, potrzebowałam jak najbardziej podobnych do siebie rzeczy. Wyjęłam kilka zestawów sukienek i ułożyłam parami na łóżku. Na podłodze zaś leżała cała sterta ubrań, które nie przeszły wstępnej selekcji z rozmaitych powodów.
- Co. Tu. Się. Stało? - Loki popatrzył na otwartą szafę następnie na stertę ubrań leżących na podłodze a następnie na mnie. Musiałam szybko znaleźć w głowie jakieś racjonalne wytłumaczenie tego bałaganu.
- Loki! - Wykrzyknęłam radośnie, szczerząc się jak głupia. - Nie powinieneś tego widzieć. - Wymamrotałam pod nosem sądząc, że nie usłyszy. Usłyszał, jak tak dalej pójdzie wygadam przypadkiem cały plan. 
- Gdybym wiedział, że wchodząc tu przypomnę sobie ten koszmarny tydzień, wysłałbym po ciebie posłańca. - Potrząsnął głową jakby faktycznie chciał pozbyć się jakieś nieprzyjemnej myśli. Zaintrygowało mnie to i bardzo chciałam poznać tę straszną historię.
- Teraz musisz powiedzieć mi więcej. - Wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę foteli przy kominku. Miałam przy okazji pretekst, żeby nie tłumaczyć co tak naprawdę robiłam.
- Powiedzmy, że nie wszystkie pomysły naszej matki okazywały się całkowicie przemyślane.
Usiadłam na jednym z foteli podciągając kolana pod brodę. Loki westchnął i usiadł naprzeciwko, wiedząc że nie dam mu spokoju jeżeli nie dokończy. Praktycznie nie opowiadał mi o swoim życiu, a tym bardziej o dzieciństwie. Byłam więc podwójnie podekscytowana.
- Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że nigdy się z Thorem nie dogadywaliśmy. Naszej matce  nie podobały się nasze ciągłe kłótnie. Podczas jednego z posiłków dla żartu zamieniłem warzywa na talerzu Thora w robaki.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moje usta, kiedy tego słuchałam.
- Też uznałem to wtedy za niezwykle zabawne. - Skomentował Loki, widząc moją reakcję po czym kontynuował. - Nasza matka była jednak innego zdania. Uznała, że będziemy dzielić jedną komnatę tak długo, aż przestaniemy sobie nawzajem dokuczać.
- Nie brzmi to jak jakaś straszna kara.
- To jeszcze nie wszystko. Wiedziała o paskudnym nawyku Thora do rzucania wszystkiego na podłogę. Chciała rozwiązać dwa problemy za jednym razem i żeby nauczyć go porządku zabroniła służbie tam sprzątać. Powodowało to kolejne konflikty, kiedy wstając w nocy potykałem się o stertę brudnych ubrań, czy też znajdowałem talerz z resztkami na półce obok książek. - Widziałam jak skrzywił się na samo wspomnienie i powoli zaczynałam rozumieć.
- Co było dalej?
- Do naszej matki dotarło, że jej plan nie przynosi efektu, kiedy idąc zakończyć kolejną awanturę, zobaczyła karalucha wybiegającego pod drzwiami.
- Przecież karaluchy nie pojawiają się tak poprostu pod stertą brudnych ubrań.
- Oczywiście, że nie. Sam go podrzuciłem na poduszkę Thora, kiedy spał. - Miałam wrażenie, że usłyszałam nutkę dumy w jego głosie. Nie chciałam mu znów przerywać, dlatego zachowałam to spostrzeżenie dla siebie. -  Przez to próbował stłuc mnie drewnianym mieczem, który zawsze nosił przy sobie. Jednak zamiast trafić we mnie udało mu się zbić okno co przyciągnęło uwagę naszej matki.
- Musiała być na was wściekła. - Stwierdziłam. Sama jako dziecko nigdy nie narobiłam poważniejszych szkód, podejrzewałam jednak, że nawet Corey obdarzona anielską cierpliwością nie darowałaby mi takiego wybryku.
- Była, ale w przeciwieństwie do Odyna była też sprawiedliwa i uważała, że kara należy się nam obojgu.
Doskonale wiedziałam kogo Odyn obwinił za to co się stało. Nie mogłam zrozumieć jego postępowania i też nie zamierzałam go usprawiedliwiać. Przez kilka sekund wpatrywałam się w ogień wesoło trzaskający w kominku. Wtem jeden z płomieni w nienaturalny sposób oddzielił się i zawisnął w powietrzu, żeby chwilę później przybrać kształt ognistego motyla. Przetarłam oczy ze zdumienia chcąc się upewnić, że to nie mój umysł płata mi figle. Kiedy jednak motyl wciąż zataczał niewielkie kręgi nad ogniem w kominku domyśliłam się, że to sprawka Lokiego.
- Chciałem odwrócić twoją uwagę, zrobiłaś się smutna. - Powiedział, kiedy na niego spojrzałam. Uśmiechnęłam się, wzruszona tą natychmiastową reakcją na moją zmianę nastroju. - Wyciągnij otwartą dłoń przed siebie.
Trochę niepewnie wykonałam jego polecenie. Motyl natychmiast zaczął lecieć w moim kierunku. Odruchowo cofnęłam się, kiedy próbował wylądować na moim palcu.
- Nie oparzy cię. - Loki zdawał się pewny tego co mówi. Ufałam, że nie zrobi mi krzywdy wyciągnąłem więc ponownie dłoń, pozwalając motylowi na niej wylądować. Faktycznie poczułam tylko przyjemne ciepło i delikatne łaskotanie.
- Jak ty to? - Wymamrotałam, przyglądając się jak motyl delikatnie porusza skrzydłami. Zachowywał się jak żywy, chociaż z pewnością taki nie był. Loki podszedł i zamknął moją dłoń w swoich. Jego zimna skóra kontrastowała z ciepłem uwięzionego płomienia.
- Kocham cię. - Wyszeptałam. Moje serce trzepotało tak samo jak motyl uwięziony między naszymi dłońmi.

****

Miałam całkowitą rację. Keira nie była zachwycona, kiedy przedstawiłam jej mój plan. Potrzebowałam tylko, żeby zajęła moje miejsce i pojechała do twierdzy w górach. Rozumiałam, że się boi, ale tylko ona mogła mi pomóc. Byłyśmy podobnego wzrostu i budowy ciała. Jedyny problem stanowiły włosy, ciężko będzie zamaskować taką różnicę w kolorze.
- Keiro proszę, pomóż mi. Jesteś moją jedyną nadzieją. - Patrzyłam na nią błagalnie, kiedy ona nerwowo skubała nitkę wystającą z jej rękawa.
- Co właściwie miałabym zrobić? - Zapytała zrezygnowana, ulegając mojej prośbie. Poczułam jakby wielki kamień spadł mi z serca.
- Musimy jak najbardziej się do siebie upodobnić. - Zaczęłam gorączkowo tłumaczyć plan, który ułożyłam w głowie. - Zaczęłam już przygotowania. Spójrz. - Wskazałam na wybrane przeze mnie wcześniej suknie. Obje były w podobnych odcieniach błękitu, o prostym kroju. Szukałam czegoś co zapewni jak największy komfort podczas podróży, a nie koniecznie będzie wyglądać bardzo zjawiskowo.
- Mam to założyć? - Zapytała, niepewnie biorąc ode mnie suknie. Przytaknęłam energicznie i sama udałam się za parawan. Musiałam widzieć efekt zanim zdecyduję się na dalsze kroki. Efekt był mniej niż zadowalający. Sama suknia to zbyt mało aby ukryć różnicę w wyglądzie.
- Potrzebujemy czegoś czym można zamaskować kolor włosów. Jakieś pomysły?
Keira zastanowiła się kilka sekund po czym z uśmiechem uniosła palec do góry, dając do zrozumienia, że wpadła na jakiś pomysł. Podeszła do dużej skrzyni stojącej w nogach łóżka i zaczęła szukać czegoś w środku. Do tej pory sądziłam, że skrzynia jest pusta i nie wpadłam na pomysł, żeby zajrzeć do środka.
- Chcesz mi powiedzieć, że jest tam więcej rzeczy? - Zapytałam i usłyszałam stłumiony śmiech z wnętrza mebla. Po kilku minutach Keira wyprostowała się ukazując dwie granatowe peleryny z grubego materiału. Każda posiadała głęboki kaptur obszyty na brzegach futrem.
- Zimy w Asgardzie są krótkie, potrafią jednak być bardzo dokuczliwe.
Zaraz po założeniu materiału na ramiona dostrzegłam pierwsze problemy. Peleryna nie tylko była ciężka, ale też bardzo ciepła. Bardzo szybko zrobiło mi się gorąco, nie wyobrażałam sobie podróży w taki sposób.
- Odpada, jest zbyt ciepłe. - Powiedziałam, z ulgą zrzucając z siebie ciężki materiał. - Sam pomysł jest dobry. - Dodałam, widząc jak kąciki jest ust powędrowały w dół. - Może jakaś chusta? - Kolejny raz podeszłam do otwartej szafy.
- Tak! - Keira stanęła obok mnie i pociągnęła za wystający kawałek materiału. Podziwiałam w jaki sposób momentalnie znajduje potrzebną rzecz. Ja patrząc na wnętrze szafy widziałam tylko plątaninę materiałów i kolorów. Zarzuciła materiał na głowę, odwracając się do mnie  Chusta, którą wyjęła odcieniem pasowała do koloru sukni z białymi wzorami przypominającymi płatki śniegu i połyskującymi kryształkami.
- Świetnie! - Zaczynałam czuć, że mój plan może się udać. - Powiedz mi jeszcze, że masz ich więcej to cię wyściskam.
- Niestety, każda jest w innym kolorze.

Obie westchnęłyśmy i zmęczone opadłyśmy na łóżko. Spojrzałam za okno, było już ciemno i z pewnością późno. Obawiałam się, że Loki może wrócić w każdej chwili a my nie byłyśmy nawet w połowie.
- Dasz radę zrobić z tego dwie chusty? - Zapytałam podnosząc kawałek materiału.
- Myślę, że tak. Chusta jest duża, jednak zajmie to trochę czasu.
Nie miałam serca dłużej zatrzymywać Keiry i tak robiła dla mnie więcej niż musiała. Nie wiedziałam jak ja się jej odwdzięczę.
- Idź do domu i tak za długo cię zatrzymałam.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz, pani? - Rozejrzała się po komnacie jakby zamierzała mi zacząć wymieniać co jeszcze jest nie zrobione.
- Keiro od dziecka musiałam sama o siebie dbać. - Widziałam jak się waha z jednej strony była zmęczona, a z drugiej nie chciała zostawiać niedokończonej pracy. - Wracaj do domu, to rozkaz. - Dodałam żartobliwym tonem. Patrzyłam jak zbiera swoje rzeczy i pomachałam jej jeszcze na pożegnanie.

~~~~~

Jak wam się podobała historyjka Lokiego? Przyznam, że plan na rozdział był nieco inny, ale jak już to napisałam uznałam, że musi zostać.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz