Budząc się słyszałam strzępki rozmowy, ale nie potrafiłam wyłapać żadnego słowa. Wszystko składało się na niezrozumiały bełkot. Otworzyłam oczy, dostrzegając Corey siedzącą przy moim łóżku, kawałek dalej krzątał się uzdrowiciel.
- A któż to do nas wrócił? - Corey uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzałam. Uzdrowiciel natychmiast podszedł do łóżka, żeby mnie zbadać.
- Nie posłuchała mnie panienka. - W jego głosie słyszałam wyraźną dezaprobatę. - Ostrzegałem, że musi panienka na siebie uważać i ograniczyć stres.
- Przepraszam. - Doskonale wiedziałam, że miał rację. - Co się właściwie stało?
- Nie pamiętasz? - Corey wydawała się mocno zaskoczona. Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale miałam wielką dziurę w pamięci.
- Ostatnie co pamiętam to rozmowa z tobą, a później już nic.
- Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy?
Przytaknęłam, akurat to pamiętałam doskonale, tak samo jak ten dziwny sen. A może to wcale nie był sen? Poczułam się strasznie skołowana. Nie wiedziałam już co było prawdziwymi wspomnieniami, a co wytworem mojej wyobraźni.
- Masz szczęście, że twój mąż potrafi się bronić, inaczej byłabyś już wdową.
Kiedy to usłyszałam w mojej głowie pojawiły się przebłyski wspomnień. Naprawdę próbowałam go zabić.
- Loki! - Krzyknęłam siadając na łóżku i rozglądając się po komnacie w nadziei, że gdzieś go dostrzegę.
- Spokojnie zaraz wróci. - Corey dostrzegła moje spanikowane spojrzenie i natychmiast zareagowała. Mimo wszystko nie potrafiłam się rozluźnić. Chciałam go zobaczyć, upewnić się, że nie spełniłam swoich zamiarów.
- Boję się, że to znów się stanie. - Wyznałam, spuszczając wzrok i bawiąc się skrawkiem kołdry. - Stracę kontrolę i tym razem ktoś ucierpi.
- Na razie musisz odpoczywać, pani. - Wtrącił się uzdrowiciel, który przez cały czas krzątał się po komnacie. - Wypij to przed snem. Zapobiegnie koszmarom i pozwoli wyciszyć umysł. - Postawił na szafce nocnej niewielką buteleczkę wypełnioną płynem z wyglądu przypominającym sok pomarańczowy. Odchrzaknął, podchodząc do drzwi i dając Corey do zrozumienia, że również powinna wyjść. Poklepała mnie jeszcze po dłoni i wyszła za uzdrowicielem. Sięgnęłam po stojący na szafce napój, miałam nadzieję, że pomoże mi spokojnie zasnąć.*****
Kiedy po otwarciu oczu znów zobaczyłam te samą mroczna krainę, wiedziałam że ostatnia wizyta tutaj nie była tylko snem. To wszystko wydarzyło się naprawdę i właśnie przez to stało się o wiele bardziej przerażające. Przez krótką chwilę nie byłam w stanie niczego dostrzec, oczy musiały przyzwyczaić się do ciemności. Dopiero wtedy zauważyłam, że otoczenie jest inne niż ostatnio. Znajdowałam się w długim korytarzu, ściany i podłoga pokryte były czarnymi kafelkami a po obu stronach znajdowały się ciężkie drewniane drzwi w stalowej ramie. Nad każdymi drzwiami wisiała pochodnia świecąca bladym niebieskim płomieniem. Potarłam ramiona dłońmi, raczej próbując dodać sobie odwagi niż z powodu zimna. Dostrzegłam przed sobą Helę i ruszyłam w jej kierunku.
- Czego ode mnie chcesz?! - Zawołałam już z daleka.
- Uświadomić ci jak ogromny popełniłaś błąd. - Odparła spokojnie, nie zważając na moje krzyki. Podeszła do jednych drzwi, otworzyła je i gestem zaprosiła mnie do środka.
- Co tam jest? - Zapytałam, zerkając do środka, ale widziałam tylko ciemność.
- Musisz sama się przekonać. - Otworzyła szerzej drzwi jakby chciała mnie ponaglić.
- Nie chcę. Wypuść mnie stąd! - Zażądałam stanowczo. Nie interesowało mnie nic co chciała mi pokazać.
- Kiedy zobaczysz to co powinnaś, wrócisz do swojego świata. Nie mogę ci w tym pomóc. - Kolejny raz wskazała gestem otwarte drzwi.
Westchnęłam i niechętnie przekroczyłam próg pomieszczenia. Nagle otoczenie całkowicie się zmieniło. Stałam w salonie mojego domu, widziałam Leo spętanego przez wiązki zielonej energii. Loki stał przed nim z sztyletem w ręce. Podeszłam bliżej chcąc usłyszeć co mówią.
- Zapytam ostatni raz. Gdzie ona jest?
To musiało się dziać, kiedy byłam więziona przez Hydrę. Tak Loki mnie znalazł. Leo nie odpowiadał, jedynie szarpał się, próbując uwolnić z magicznych więzów. Kiedy Loki przycisnął ostrze do jego przedramienia tworząc głęboką ranę chciałam odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam. Coś zmuszało mnie do oglądania tej sceny.
- Nie! - Krzyknęłam, widząc jak wsypuje sproszkowany tojad do powstałej rany. Podbiegłam i próbowałam go powstrzymać, ale moje ręce przenikały przez wszystko czego dotknęłam. Tak jakby nic w tym świecie nie było materialne. Słyszałam jak Leo krzyczy, widziałam jak zwija się z bólu i stopniowo opada z sił. Czułam jak pęka mi serce, błagałam w myślach, żeby to się już skończyło. Policzki miałam mokre od łez, nawet nie wiem w którym momencie zaczęłam płakać. Usłyszałam głuchy huk, kiedy jego ciało upadło na ziemię. Próbował jeszcze błagać o pomoc, ale jej nie otrzymał. Jego oczy powoli traciły swój intensywny czerwony blask.
- Dobić go i ruszamy. - Loki odwrócił się i wyszedł, a jeden z żołnierzy przebił halabardą pierś Leo. Upadłam przy nim, tuląc jego ciało do siebie. Raz po raz zanosiłam się szlochem. Dlaczego musiałam to oglądać? Wiadomość o jego śmierci była wystarczająco bolesna, nie musiałam dodatkowo widzieć jego cierpienia. Chwilę później wszystko się rozmyło, a ja klęczałam przed Helą nie potrafiąc się uspokoić. Na rękach i ubraniu miałam pełno krwi, która nie zniknęła.
- Dlaczego mi to robisz?! - Krzyknęłam, patrząc na swoje ręce. Nie mogłam oderwać wzroku od spływającej po nich krwi. - Czy nasza miłość jest aż taką zbrodnią?! Za co chcesz mnie ukarać?!
- Nie mnie osądzać wasze uczucia. To ty musisz podjąć decyzję. - Oświadczyła tym samym lodowatym, pozbawionym wszelkich emocji głosem co zawsze. - On cię nie kocha.
Jej słowa dźwięczały w mojej głowie, kiedy wszystko znów zaczęło tracić kontury.
Wciąż mi towarzyszyły, kiedy obudziłam się, gwałtownie siadając na łóżku. Moje policzki były mokre od łez, a serce biło jak szalone. Z trudem łapałam oddech, rozglądając się po komnacie. Musiał być środek nocy, bo w komnacie było zupełnie ciemno. Wzdrygnęłam się przestraszona, kiedy poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
- Amy spokojnie. To był tylko sen. - Loki pocałował mnie w ramię, nadal się trzęsłam i nie potrafiłam dojść do siebie.
- To nie był sen. To nie był sen. - Powtarzałam, przytulając się do niego.- To było zbyt prawdziwe.
- Chcesz mi to opowiedzieć? - Zapytał, cały czas gładząc mnie uspokajająco po plecach. Przytaknęłam, zbierając się na odwagę, aby powiedzieć co widziałam. Loki użył magii, żeby rozpalić ogień w kominku.
- Jestem tutaj. Jesteś bezpieczna. - Zapewnił, widząc że wciąż się waham. Potrzebowałam jeszcze chwili zanim zaczęłam mówić. Starałam się niczego nie pomijać. Doskonale pamiętałam każdy szczegół obu spotkań z Helą co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to nie były zwykle sny. Wtedy nawet gdyby udało mi się je zapamiętać z pewnością umknęłoby mi wiele szczegółów. W momencie, gdy opowiadałam, jak czułam krew spływającą po moich rękach, miałam ogromną ochotę pójść się umyć. Zwalczyłam jednak te pokusę. Loki przez cały czas trzymał mnie w objęciach i słuchał. Nie chciałam oddalać się od niego nawet na te kilka kroków.
- To tylko sny, Amy. Dowiedziałaś się o śmierci kogoś bardzo bliskiego. Dużo o tym myślisz i stąd koszmary. - Zapewniał, kiedy skończyłam opowiadać. Nie wierzył mi, co bardzo mnie zabolało. Wyplątałam się z jego objęć i usiadłam na brzegu łóżka.
- To nie był sen. - Zaprzeczyłam po raz kolejny. - To było zbyt prawdziwe.
Loki znów mnie objął, całując w policzek. - Jak zginął Leo? - Nie odpuszczałam. Jeżeli to naprawdę tylko moja wyobraźnia to niemożliwe, żeby jego śmierć wyglądała tak samo. Nie było mnie tam, nie znałam żadnych szczegółów.
- To nie ma znaczenia. - Loki wyraźnie unikał odpowiedzi. Wpatrywałam się w niego uparcie, czekając aż jednak odpowie.
- Zrobiłem to, żeby cię chronić. Nie dał mi wyboru. Cierpiał, nie mogąc poradzić sobie z tym, że postanowiłaś odejść.
- Nie o to pytałam. - Nie czułam się gotowa na rozmowę o tym dlaczego Leo zginął. Nic nie mogło tego cofnąć, a ja nie chciałam do tego wracać
- Zginął dokładnie tak jak widziałaś w swoim śnie. - Przyznał zrezygnowany po kilku sekundach. Już chciałam powiedzieć, a nie mówiłam, ale Loki nie dopuścił mnie do słowa. - To niczego nie dowodzi
- Dlaczego mi nie wierzysz?! - Rozgoryczona podniosłam się i podeszłam do okna.
- Chciałbym, ale to mówisz jest niemożliwe. Do krainy zmarłych można dostać się tylko po śmierci, a ty nie umarłaś. - Podszedł do mnie, obejmując od tyłu i całując w czubek głowy. Zdawałam sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi, ale nie mogłam w żaden sposób udowodnić, że mam rację.
- Powinnaś leżeć.
Niechętnie wróciłam do łóżka, nie zamierzałam jednak zasnąć. Wpatrywałam się w ogień, rozmyślając o wszystkim co widziałam. Próbowałam zrozumieć, co Hela chciała mi przekazać. Dlaczego tak bardzo chciała nas rozdzielić? Loki westchnął cały czas gładząc moje włosy.
- Przepraszam, pewnie jesteś zmęczony. - Odsunęłam się, kładąc głowę na poduszce. Doceniałam, że był gotów czuwać przy mnie przez całą noc, ale nie chciałam, aby to robił.
- Uzdrowiciel kazał ci odpoczywać. Powinnaś spróbować zasnąć.
- Poczytam książkę. - Odpowiedziałam, sięgając po zaczęty kilka dni wcześniej tytuł. - Dobranoc. - Pocałowałam go i pogrążyłam się w lekturze, mając nadzieję, że noc szybko minie.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.