Rozdział 21

139 9 0
                                    

Przez cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Dotarła do mnie informacja, że Erevan razem z Lilian opuścili Asgard zaraz po ogłoszeniu wyroku. Tylko tak król Alfhaim miał odwagę okazać swoją dezaprobatę dla podjętej decyzji. Mogli pomóc, ale tak jak wszyscy tutaj wybrali milczenie. Czekanie bezczynnie do wieczora doprowadzało mnie do szału. Musiałam dać Anais trochę czasu na pozbycie się strażników, do tego w dzień po zamku kręciło się zbyt wiele osób. Wciąż też nie miałam pomysłu jak zdobyć klucz. Loki cały czas miał go przy sobie. Jedyną opcją wydawała się kradzież. Z moim doświadczeniem nie powinnam mieć z tym problemu, jednak dawno tego nie robiłam. Anais przyszła tylko mnie poinformować, że za godzinę strażnicy opuszczą swój posterunek. Nie chciałyśmy ryzykować dłuższą rozmową. Gdyby ktoś odkrył, że mi pomagała, miałaby o wiele większe problemy niż ja. Czułam się okropnie idąc do komnaty Lokiego. Nie chciałam go zdradzić, kochałam go i decyzja, którą podjęłam była dla mnie bardzo bolesna. Uchyliłam drzwi i niepewnie weszłam do środka.
- Wciąż się na mnie gniewasz? - Zapytałam, widząc że nie oderwał wzroku od papierów leżących na stole przed nim. Nadal ciężko mi było odczytywać jego emocje.
- Nie, muszę to jednak skończyć przed egzekucją. - Wzdrygnęłam się słysząc ostatnie słowo. Cały czas miałam cichą nadzieję, że zmienił zdanie.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - Musiałam spróbować jeszcze raz. Stanęłam za jego krzesłem kładąc mu ręce na ramionach.
- Dlaczego tak bardzo cię to martwi? - Przykrył moje dłonie swoimi i odchylił głowę spoglądając na mnie. Wypatrzyłam klucz, po który przyszłam. Wyróżniał się spośród pozostałych, bo był pokryty licznymi runami. Dokładnie tak jak opisała mi go Anais. Obeszłam krzesło i usiadłam na jego kolanach. W ten sposób powinno być mi łatwiej. Kontynuowałam rozmowę, żeby odwrócić jego uwagę.
- Martwię się o ciebie. Wiem, że nie uważasz go za brata, ale jednak wychowaliście się razem. Nie chcę, żeby ta decyzja obróciła się przeciwko tobie. Ludzie nie są zadowoleni z wyroku.
- Nie musisz się tym przejmować. - Pogładził mnie czule po policzku. Pocałowałam go i wykorzystując chwilę, zabrałam to po co przyszłam. Poczułam jego palce zaciskające się na moim kolanie. Obawiałam się, że jeżeli przesunie rękę wyżej odkryje klucz schowany w kieszeni spodni.
- Pójdę się odświeżyć. - Wyswobodziłam się z jego objęć i skierowałam do drzwi. Musiałam pamiętać, że nie mam zbyt wiele czasu.
- Łazienka jest tam. - Powiedział Loki, wskazując drugie drzwi. Odwróciłam się do niego, w głowie szukając jakieś wymówki.
- Keira przygotowała mi już kąpiel. Wykorzystaj ten czas i dokończ to co musisz zrobić. - Wyszłam nie czekając na odpowiedź. Wiedział, że go okłamałam, byłam tego niemal pewna. Jak najszybciej skierowałam się w stronę więzienia. Nie wiedziałam ile dokładnie czasu mi zostało. Miałam tylko nadzieję, że strażnicy nie wrócą wcześniej. Szybko poszłam w stronę więzienia. Tak jak obiecała Anais nie zastałam na miejscu żadnego strażnika. Szybko przemierzyłam korytarz, starając się nie zaglądać kto znajduje się w pozostałych celach. Większość więźniów nie zwracała na mnie uwagi, tylko kilku patrzyło z zaciekawieniem. Wyjęłam klucz, modląc się żeby zadziałał. Nie miałam pewności czy nie będzie konieczne jakieś zaklęcie. Usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i drzwi otworzyły się lekko skrzypiąc. Drogę dalej blokowało jednak takie samo pole siłowe jak przy pozostałych celach. Nie miałam pojęcia jak je wyłączyć. Rozejrzałam się za czymkolwiek co mogłoby mi pomóc. Niestety niczego nie znalazłam. Sugerując się tym co widziałam w różnych filmach, zaczęłam szukać ukrytego w ścianie przycisku. W końcu po kilku minutach jedna z płytek ustąpiła pod naciskiem. Przytrzymałam ją wciśniętą tak długo, aż zniknęło całe pole. Weszłam do środka i widząc po raz kolejny w jakim stanie znajdował się Thor, zaczęłam wątpić czy uda mi się go wyprowadzić.
- Słyszysz mnie? - Ostrożnie dotknęłam jego ramienia, obawiałam się, że sprawię mu więcej bólu. Nie zareagował, jego głowa wciąż opadała na pierś a oczy były zamknięte. Zaczęłam odpinać ciężkie łańcuchy, które utrzymywały jego ręce nad głową. Jak można kogoś przetrzymywać w takich warunkach? Ręcę trzęsły mi się z nerwów. Miałam tylko nadzieję, że nie jest za późno. Kiedy łańcuchy opadły, Thor osunął się na podłogę. Przykucnęłam przy nim, rozglądając się czy nie wracają strażnicy.
- Ocknij się, proszę. - Jeszcze raz, ostrożnie nim potrząsnęłam.
- Dlaczego mi pomagasz? Jeżeli cię złapią, będziesz miała problemy. - Otworzył oczy, mówił bardzo cicho. Cieszyłam się jednak, że chociaż mam z nim kontakt.
- Już mam kłopoty. Spróbuj wstać, musimy iść.
Widziałam jak jego mięśnie trzęsą się, kiedy próbuje wstać. Po kilku sekundach, jednak opadł spowrotem na podłogę. Oddychał ciężko, nie wyglądało to dobrze. Gdybym tylko miała swoje zdolności i mogła chociaż przejąć część jego bólu.
- Nie dam rady. Zostaw mnie. - Nie zamierzałam pozwolić mu się tak łatwo poddać.
- Spróbuj jeszcze raz. Mamy jeszcze chwilę. - Kłamałam, musieliśmy iść i to natychmiast. Dałam mu kilka minut i spróbowałam mu pomóc wstać. Niewiele mogłam zrobić, nie byłam jakoś wybitnie silna.  W końcu, jedną ręką opierając się o ścianę, udało mu się wstać. Drugą jego rękę przerzuciłam sobie przez ramię i zaczęliśmy iść.  Niemal od razu trafiliśmy na przeszkodę. Więzienie było głęboko pod zamkiem. Czekała nas więc wspinaczka po schodach. Po drodze zaczęłam się zastanawiać, które wyjście z pałacu będzie najlepsze. Główne od razu odrzuciłam, pilnowało go zbyt wielu strażników. Na dziedzińcu też nigdy nie było pusto. Zdecydowałam się na przejście przez ogrody na tyłach zamku. Nie kręci się tam zbyt wielu żołnierzy, jednak z więzienia jest tam bardzo daleko. Miałam nadzieję, że Thor wytrzyma taką podróż. Po wejściu na schody pozwoliłam mu chwilę odpocząć. Sama też tego potrzebowałam. Kilka pierwszych korytarzy było pustych przeszliśmy bez problemu. Przez kolejny szło dwóch strażników, byli jednak odwróceni tyłem. Wystarczyło poczekać, aż przejdą. Poszliśmy dalej dopiero gdy kroki ucichły i byłam pewna, że jest bezpiecznie. Kilka minut później, zobaczyłam zbliżające się z naprzeciwka cienie dwóch postaci. Pociągnęłam Thora za kolumnę i gestem nakazałam całkowite milczenie. Strażnicy minęli nas, niczego nie zauważając.
- Dasz radę iść dalej? - Zapytałam, skinął głową w odpowiedzi. Zastanawiałam się też ile ja jeszcze wytrzymam. Zaczynało brakować mi sił, a nogi trzęsły się z każdym kolejnym krokiem. Już niedaleko powtarzałam sobie w myślach, jakby to mogło w czymś pomóc. Szczęście, które dopisywało mi od samego początku, postanowiło mnie opuścić trochę za wcześnie. Na ostatnim odcinku drogi prowadzącym do drzwi stało dwóch strażników, którzy nigdzie się nie wybierali. Chciałam się cofnąć i poszukać innej drogi, ale usłyszałam za sobą ciężkie kroki. Nerwowo zaczęłam się rozglądać za jakąś kryjówką. Niczego tu jednak nie było, tylko gładkie ściany. Byliśmy już tak blisko, gdy usłyszałam wołanie strażnika za nami. Musieli być bliżej niż sądziłam.
- Stać! Pokaż się! - Zamarłam nie wiedząc co robić. Sama zaryzykowałabym ucieczkę, jednak Thor był za słaby. Serce waliło mi jak oszalałe ze strachu, kiedy odwracałam się do żołnierzy.
- Przepraszam... - Szepnęłam do Thora. Widziałam zdziwienie na twarzach mężczyzn, kiedy mnie zobaczyli.
- Co tutaj robisz, pani? - Powoli przeniósł wzrok ze mnie na Thora i spowrotem. Docierało do niego co próbowałam zrobić.
- Proszę puśćcie nas. On nie zasłużył na śmierć. - Patrzyłam na nich błagalnie. Spojrzeli po sobie nie wiedząc co robić.
- Co tam się dzieje? - Zainteresowali się żołnierze przy drzwiach. To całkowicie przekreśliło nasze szanse, czterech nie przekonam.
- Brać ich - Padł rozkaz. Nie było sensu się opierać, poszłam więc za strażnikami. Dwóch od razu przejęło Thora i odprowadziło zapewne do więzienia. Powlokłam się za pozostałą dwójką. W głowie miałam same czarne scenariusze, tego co się ze mną stanie. Uświadomiłam sobie jak bardzo Loki mnie przerażał. Pomimo tego że potrafił być czuły i robił wszystko żebym czuła się tu jak w domu. Teraz w głowie miałam tylko te wszystkie momenty kiedy był okrutny. Przypomniało mi się jak był gotowy pozwolić Fenrirowi pożreć tę kobietę, żeby zmusić Avengers do poddania się, prawie udusił Keirę tylko dlatego że nie zapukała, bez mrugnięcia okiem poderżnął gardło żołnierzowi, który mnie zaczepił. Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi. Dotarliśmy do sali tronowej. Patrzyłam w podłogę, bojąc się rozejrzeć, nie chciałam napotkać jego zimnego, wściekłego spojrzenia. Zatrzymałam się dopiero kilka kroków od schodów prowadzących do tronu. Strażnicy siłą zmusili mnie do klęknięcia.
- Zostawcie nas. - Usłyszałam z góry, a mężczyźni od razu się wycofali. Mimo to nie miałam odwagi się podnieść. Dopiero teraz zauważyłam że cała się trzęsę.
- Nie bądź śmieszna. Wstawaj. - Podniosłam się, wciąż unikając spojrzenia mu w oczy. - Masz mi coś do powiedzenia?
- Przepraszam... - Powiedziałam niemal automatycznie. Zauważyłam, że idzie w moim kierunku, cofnęłam się kilka kroków i trafiłam plecami na jedną z kolumn.
- Teraz się mnie boisz? Nie, kiedy bezczelnie mnie okradałaś? Albo kiedy knułaś za moimi plecami?
- Uważam, że Thor nie zasłużył na śmierć. - Starałam się panować nad drżeniem głosu, ale zupełnie mi to nie wychodziło.
- Nie ty o tym decydujesz. - Syknął, łapiąc mnie za szyję. Jednak nie dusił mnie, tak jakby walczył sam ze sobą, żeby mimo wszystko nie zrobić mi krzywdy.
- A kto?! Ty?! Kto dał ci prawo decydować o życiu i śmierci?! Kto dał ci prawo zabijać niewinnych?! - W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Mój strach przerodził się w gniew. Zauważyłam że podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć. Zamknęłam oczy gotowa na cios, ale ten nie nastąpił.
- Powiedziałeś kiedyś, że jesteś potworem. Zaprzeczyłam, ale ty robisz wszystko, żebym zmieniła zdanie. - Wiedziałam że to go zaboli. Musiał jednak zrozumieć jak bardzo jego czyny wpływają na to jak postrzegają go ludzie.
- Dosyć tego! Nie będę cię dłużej chronił. Poniesiesz konsekwencje swoich decyzji.
- Skoro chcesz mnie zabić to zrób to od razu! Miej odwagę spojrzeć mi przy tym w oczy!
- Zabrać ją! - Zawołał do strażników. Poczułam jak łapią mnie za ramiona i ciągną w stronę drzwi.
- Władza cię zaślepia! Jesteś
tyranem! - Strażnicy mocniej mnie szarpnęli, chcąc zmusić żebym za nimi poszła. W efekcie praktycznie wlekli mnie do wyjścia. Nie sądziłam że to możliwe, ale moje zachowanie na sali tronowej jedynie pogorszyło sytuację. Nie miałam już nadziei, że komukolwiek uda mi się pomóc.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz