Obudziłam się na podłodze jakiegoś niewielkiego pomieszczenia. Nie byłam pierwszym lokatorem w tej niewielkiej celi. Na betonowej ścianie zauważyłam wyryte znaki, wyglądało na to, że ktoś spędził tutaj kilka miesięcy. Zastanawiałam się co mogło stać się z poprzednim więźniem. Podeszłam do ciężkich stalowych drzwi i wyjrzałam na korytarz, przez niewielką kratkę. Odniosłam wrażenie, że pozostałe cele są puste, większość drzwi w zasięgu mojego wzroku była uchylona. Cofnęłam się i usiadłam pod ścianą. Przyjrzałam się ciężkim, czarnym bransoletom na moich nadgarstkach. Nie wiedziałam czemu mają służyć, jednak na każdej migotała niewielka czerwona dioda. Pogrążyłam się we własnych myślach, a czas mijał. Sądziłam, że ktokolwiek mnie tutaj uwięził w końcu się zjawi. Przypomniało mi się, że wylądowałam tutaj przez Leo. Mężczyznę, który mnie wychował, traktował jak córkę. Czułam się zdradzona, nie rozumiałam jak mógł mi to zrobić. Wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu. W tym momencie ktoś przez klapę w drzwiach wsunął tacę z jedzeniem. Dopadłam do kratki i zobaczyłam mężczyznę w czarnym kombinezonie, oddalającego się korytarzem.
- Hej! Zaczekaj! Powiedz mi gdzie jestem?! - Moje wołanie zostało jednak zignorowane. Mogłam tylko bezradnie patrzeć, jak znika za rogiem. Westchnęłam i spojrzałam na jedzenie, które dostałam. Niewielki kawałek pieczonego mięsa, warzywa rozgotowane na obrzydliwie wyglądającą papkę i plastikowy kubek pełen wody. Usiadłam z tacą na podłodze i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie dali mi sztućców. Westchnęłam, wzięłam kawałek mięsa do ręki i zaczęłam żuć. Było paskudne, gumowe i miało dziwny posmak. Spróbowałam warzyw, które wcale nie okazały się lepsze, były tak rozgotowane, że nie byłam w stanie stwierdzić co tak naprawdę jem. W efekcie wypiłam tylko wodę, a resztę cisnęłam w kąt. Nie mogłam w żaden sposób określić upływającego czasu. Cela nie miała okien, na korytarzu nie było regularnych patroli. Dlatego, kiedy drzwi w końcu się otworzyły niemal odetchnęłam z ulgą.
- Nie wyglądasz groźnie. - Powiedział mężczyzna, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Był wysoki, ubrany w taki sam czarny kombinezon jak ci, którzy mnie zabrali.
- Czego chcesz? Gdzie ja jestem? - Zerwałam się na nogi, na co mężczyzna złapał za broń. Zdawał się niewiele starszy ode mnie.
- Twój przyjaciel sądzi, że jesteś pod wpływem jakiegoś uroku albo zaklęcia. - Zaczął powoli chodzić po pomieszczeniu, jego brązowe oczy, jednak pozostawały wpatrzone we mnie. - Ja tak nie uważam.
- Więc mnie stąd wypuść. - Powiedziałam z nadzieją w głosie i zrobiłam krok w jego stronę. Na co ten tylko krótko się zaśmiał.
- Tarcza popełniła ogromny błąd...
- To ty nie pracujesz dla Tarczy? - Przerwałam mu, byłam pewna, że to właśnie ich sprowadził Leo.
- Co za różnica? Tarcza czy Hydra to tylko inna nazwa. Dzięki chaosowi jaki panuje teraz na świecie możemy rozwijać się szybciej niż kiedykolwiek, a dzięki tobie nasi żołnierze będą niepowstrzymani.
- Nie jestem alfą, moje ugryzienie niczego nie zmieni. - Właśnie przez takie podejście od zawsze ukrywaliśmy nasze istnienie. Ludzie widzą w nas tylko maszyny do zabijania. Nie mają pojęcia o odpowiedzialności ani co musimy przejść, żeby zapanować nad swoją drugą naturą. Mężczyzna tylko pokręcił głową, tak jakbym to ja niczego nie zrozumiała.
- Nie chcę, żeby moi ludzie obrastali futrem, albo byli zależni od fazy księżyca. Chcę, żeby byli szybsi, silniejsi, a żadne rany nie były im straszne. - Odwracając się do drzwi, spojrzał jeszcze na tacę z niemal nietkniętym jedzeniem. - Na twoim miejscu, jednak bym coś zjadł. Jutro czeka cię ciężki dzień.
Wyszedł zanim zdążyłam coś odpowiedzieć. Jeszcze bardziej czułam, że muszę się stąd wydostać. Nie zamierzałam pozwolić, żeby dostali to czego chcieli, ani czekać na ratunek, który mógł nadejść zbyt późno.Asgard
Loki udał się do jedynej osoby, która mogła mu powiedzieć co dzieje się u Amy. Pomimo, że wysłał z nią zaufanych żołnierzy, chciał mieć pewność, że jest bezpieczna. Heimdall nie był zaskoczony wizytą, od kilku dni Loki przychodził z tym samym żądaniem.
- Twoja troska o tę dziewczynę jest doprawdy zdumiewająca.
- Zachowaj swoje uwagi dla siebie, strażniku mostu. Mów co widzisz.
Heimdall uśmiechnął się pod nosem. Jak zawsze w doskonałym humorze. - Pomyślał, zanim odpowiedział.
- Uznała, że jej nie usłyszałem, ale tęskni za tobą i... - Przerwał, próbując skupić się na dziewczynie, jednak coś było inaczej. Jeszcze godzinę wcześniej wyraźnie widział i słyszał Amy na dachu jej domu.Teraz jej położenie nie było dla niego tak oczywiste. Wytężył swoje zmysły, szukając jakiegoś śladu.
- Co się dzieje? - Loki zaczął się niecierpliwić milczeniem strażnika.
- Jest dla mnie niemal niewidoczna.
Heimdall zamiast na dziewczynie spróbował skupić się na żołnierzach, którzy zostali wysłani razem z nią. Z niepokojem odkrył, że żywy jest tylko jeden z nich. Postanowił otworzyć Bifrost, nie pytając Lokiego. Mężczyzna, który kilka minut później zjawił się w sali wyglądał jakby mógł umrzeć w każdej chwili.
- Co to ma znaczyć? Kazałem otwierać most tylko na mój rozkaz.
- Nie było czasu na wyjaśnienia. - Heimdall podszedł do żołnierza, który osunął się na ziemię tam gdzie stał. Wyglądał, jakby zaatakowało go wyjątkowo brutalne dzikie zwierzę, na tyle silne, żeby pazurami rozciąć nawet zbroję. Cokolwiek to było wyrwało spory kawałek mięsa z ramienia mężczyzny i zostawiło ślady zębów i pazurów na całym ciele.
- Zabrali... Ją... - Nie dał rady powiedzieć nic więcej, ponieważ zaczął krztusić się krwią. Heimdall pokręcił tylko głową, kiedy dwóch strażników przybiegło zabrać rannego do uzdrowicieli. Nie miał szans na przeżycie z takimi obrażeniami. Loki dostrzegł kawałek materiału, który mężczyzna kurczowo ściskał w dłoni. Nie zabrałby tego, gdyby nie było w jakiś sposób ważne. Rozprostował materiał na którym ktoś wyszył czerwony symbol czaszki z ośmioma odnóżami.
- Wiesz co to oznacza? - Zapytał Heimdall, przyglądając się znalezisku.
Loki pokręcił tylko głową. - Wygląda to jak ostrzeżenie, którego lepiej nie lekceważyć.
- Loki! Loki! - Zdenerwowane krzyki Lilian słyszało chyba pół Asgardu. Elfka zmierzała w ich stronę co jakiś czas wykrzykując w swoim ojczystym języku coś, co brzmiało jak przekleństwa. Loki iluzją zamaskował obecność martwego żołnierza. Nastraszenie zarozumiałej księżniczki zdecydowanie poprawiłoby mu humor, ale trauma jaką wywołałby ten widok z pewnością doprowadziłaby do wojny.
- Lilian, dlaczego tak krzyczysz? - Odwrócił się do elfki z czarującym uśmiechem na twarzy, co jednak wcale nie poprawiło sytuacji.
- Żartujesz sobie?! - Wywrócił oczami, co również nie umknęło jej uwadze. - Widziałam to!
- Powiesz mi wreszcie, o co ci chodzi?- Starał się być miły dla Lilian, ale ona wprost uwielbiała testować jego cierpliwość takim zachowaniem.
- Za godzinę przybędzie mój ojciec. - Zaczęła wyjaśniać, nerwowo chodząc po pomieszczeniu i gestykulując. - Za kilka godzin odbędzie się prawdopodobnie najważniejsza uczta w moim... - Zawiesiła się na chwilę, po czym poprawiła. - W naszym życiu. A ja zamiast się przygotowywać biegam po całym pałacu i próbuję cię znaleźć!
Loki już chciał powiedzieć, że nie ma pojęcia o czym elfka mówi, jednak jej następne pytanie sprawiło, że się powstrzymał.
- Chyba nie zapomniałeś? Mówiłam ci o tym wczoraj. - Założyła ręce na siebie i posłała mu gniewne spojrzenie.
- Jakbym mógł zapomnieć? - Położył dłonie na ramionach Lilian, chcąc ją nieco uspokoić. - Upewniałem się tylko, że strażnik pamięta jak ważnego gościa będziemy dzisiaj mieli. Pilnuję, żeby twój ojciec został godnie powitany w Asgardzie.
- Czy to prawda? - Elfka skierowała podejrzliwe spojrzenie na Heimdalla.
- Oczywiście, księżniczko. - Przytaknął, czując na sobie palący wzrok Lokiego. Musiał przyznać, że to było imponujące jak taka drobna istota potrafiła podporządkować sobie władcę dziewięciu światów.
- Wszystko będzie dokładnie tak jak sobie wymarzyłaś. - Loki miał nadzieję, że teraz Lilian pozwoli mu dokończyć rozmowę z Heimdallem.
- No dobrze. - Westchnęła, wciąż niezbyt przekonana tym co usłyszała. - Skoro tutaj skończyłeś, to możesz odprowadzić mnie do pałacu. - Zaszczebiotała entuzjastycznie, niemal wieszając się Lokiemu na ramieniu.
- Z przyjemnością. - Odpowiedział, chowając kawałek materiału z wyszytym symbolem. Elfka była tak pochłonięta zbliżającą się ucztą, że nawet nie zauważyła jego braku entuzjazmu.***
Lilian kończyła przygotowywać się do uczty, była niezwykle podekscytowana. Wiedziała, że jej ojcu się to nie spodoba, ale postanowiła porzucić tradycyjny skromny strój. Tego wieczoru chciała błyszczeć. Wybrała długą, zwiewną liliową suknię z rozcięciem na nodze. Kolor idealnie pasował do odcienia jej oczu. Góra i rękawy wykonane były z wyrazistej koronki zdobionej drobnymi kryształkami. Specjalnie odesłała wcześniej wszystkie służki, które z pewnością wybrałyby jej zwyczajny nudny strój. Kończyła poprawiać makijaż, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Wejść! - Zawołała, przyglądając się końcowemu efektowi. - Jak wyglądam?
- Piękna jak zawsze. Tylko co twój ojciec powie na taki strój? - Lilian skrzywiła się, słysząc taką uwagę. Całe życie słyszała takie komentarze. Miała nadzieję, że przynajmniej Loki jej ich oszczędzi.
- Nie dbam o to, już niedługo tamtejsze zwyczaje nie będą mnie dotyczyć.
- Zatem chodźmy.
Elfka ostatni raz zetknęła do lustra. Wiedziała, że zgoda jej ojca, jest tylko formalnością. Później nic już nie stanie na jej drodze. Tak długo czekała na dzień, kiedy uwolni się od życia jakie jej narzucono, że gdy w końcu się zbliżał niemal nie mogła w to uwierzyć.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.