Rozdział 8

207 17 0
                                    

Zaczęłam odzyskiwać przytomność. Czułam że jestem wyjątkowo słaba, do tego potwornie bolała mnie głowa. Otworzyłam oczy ale wszystko było zamazane.
- Już myślałem że się nie obudzisz. - Loki siedział na krawędzi łóżka. Próbowałam sobie przypomnieć jak się tu znalazłam, ale na próżno.
- Co się stało? - Mój głos brzmiał koszmarnie. Całkowicie zaschło mi w gardle.
- Straciłaś przytomność pod koniec rytuału. To się zdarza, za kilka dni wrócisz do pełni sił.
Usiadłam na łóżku opierając się o ścianę.
- Beznadziejny z ciebie czarodziej. Miałam być silniejsza a nawet muchy bym teraz nie skrzywdziła.
Podniosłam poduszkę i rzuciłam nią w Lokiego.  Pomimo osłabienia miałam wyjątkowo dobry humor.
- Uważaj bo następnym razem zamienię cię w żabę.
- Mógłbyś to zrobić?
- Prowokuj mnie dalej to się przekonasz.
Uśmiechnęłam się, mimo że nadal miałam do niego żal, cieszyłam się że nasza relacja się poprawia. Usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe i momentalnie spoważniałam. Pomyślałam że coś mi się zdawało, ale kolejny dźwięk upewnił mnie że ktoś wszedł do domu. Rozpoznałam ten zapach ale sądziłam że to mój umysł płata mi figle.
- Słyszałeś? - Zapytałam, zrywając się z łóżka. Nie czekając na odpowiedź wyszłam sprawdzić czy moje zmysły się nie mylą. Miałam rację, schodząc do salonu od razu rozpoznałam tę blond czuprynę. Coś jednak było nie w porządku, Matt był wyjątkowo blady. Co bardzo dobrze było widać na jego naturalnie ciemniejszej skórze. Trzymał się za prawe ramię i z trudem utrzymywał równowagę. Podbiegłam do niego i pomogłam mu dotrzeć na kanapę.
- Matt, co się stało? Jak się tu dostałeś?
Jego ubranie było całe brudne od zaschniętej krwi i potargane. Na ciele miał mnóstwo siniaków i pomniejszych ran które powinny już dawno się zagoić.
- Zaatakowali nas... To było tak nagłe, nie mieliśmy szans. Próbowaliśmy walczyć ale ich było zbyt wielu. Mieli broń, zostałem trafiony ale zdołałem uciec. Przez kilka godzin błąkałem się po lesie, w końcu znalazło mnie stado Chasara...
Musiał przerwać, widać było że mówienie sprawia mu dużą trudność. Równocześnie chciał powiedzieć jak najwięcej.
- Chasar? To dlatego tu przyszedł? Mówił coś o jakimś długu, ale nie rozumiałam o co chodzi.
- W pocisku którym mnie trafili znajdował się tojad. Ludzie Chasara go wyjęli i próbowali mnie leczyć. Uznali jednak że i tak umrę więc porzucili mnie pod domem. Nie mam już siły... Jestem taki słaby...
Widziałam jak jego oczy się zamykają. Słyszałam słaby oddech i bicie serca, jednak nie mogłam go dobudzić.
- Błagam, powiedz że potrafisz mu pomóc. - Zwróciłam się do Lokiego. Miałam łzy w oczach, czułam że tracę przyjaciela.
- Przykro mi. Mógłbym skontaktować się z medykami w Asgardzie, ale to zajmie dużo czasu.
- Proszę, nie mogę go stracić. Jest dla mnie jak brat.
- Niczego nie obiecuję. Zostań z nim, postaram się wrócić jak najszybciej.

Loki wyszedł a ja musiałam utrzymać Matta przy życiu do jego powrotu. Dotknęłam dłonią jego czoła, był rozpalony. Cały się trząsł. Wyjęłam z szafy koc i okryłam go. Ułożyłam też w kominku kilka polan drewna i podpaliłam. Siedziałam przez chwilę, opierając się o kanapę i patrzyłam w ogień. Chciałam coś zrobić ale nie mogłam. Tak bardzo żałowałam że nie ma przy mnie Corey, ona wiedziałaby jak pomóc. Mijały kolejne godziny a Loki nie wracał. Matt co jakiś czas odzyskiwał przytomność na kilka minut, ale jego stan ciągle się pogarszał. Zaczęłam robić mu chłodne okłady licząc że gorączka chociaż trochę spadnie. Wiedziałam, że mogę wziąć część jego bólu na siebie. Leo kiedyś nauczył mnie jak to zrobić. Musiałam jednak uważać, jeżeli potrwa to zbyt długo może mnie zabić. Złapałam dłoń Matta, obejmując ją swoimi. Skupiłam się na tym, aby ulżyć mu w cierpieniu. Jęknęłam czując ból przeszywający moje ciało. Żyły na rękach zaczęły przybierać czarną barwę. Przerwałam dopiero, kiedy poczułam że słabnę. Jeszcze raz przyjrzałam się ranie na jego ramieniu.  Gdy Loki wrócił było już bardzo późno.
- Udało się? - Tak bardzo potrzebowałam w tym momencie jakieś dobrej wiadomości.
- Tak, ale zanim mu to dasz musisz coś wiedzieć. Jest spora szansa że to go zabije. Nie wiemy jakie szkody w jego organizmie poczyniła trucizna.
- Nie mam wyboru. On umiera, muszę chociaż spróbować. - Byłam zdesperowana. Jeżeli był chociaż cień szansy, że to wyleczy Matta, musiałam spróbować.
- Dobrze, pamiętaj musi wypić całość.
Trzęsącymi dłońmi wzięłam od niego fiolkę. Podeszłam do przyjaciela, który chwilę wcześniej odzyskał przytomność.
- Podam ci lekarstwo. - Powiedziałam pomagając mu usiąść. Podsunęłam płyn do jego ust. Wziął tylko małego łyka, zauważyłam że znów zasypia.
- Matt, zostań ze mną. Musisz wypić całe.- Otworzył oczy, było to dla niego ogromnym wysiłkiem, ale wypił wszystko. Pozwoliłam mu odpocząć. Opadłam na podłogę przy kominku.
- Kiedy się dowiemy czy zadziałało?
- Jeżeli przeżyje do rana to będzie dobry znak.
Loki usiadł obok mnie. Zastanowiło mnie, dlaczego zgodził się pomóc. Nie miał żadnego powodu, nie oczekiwał niczego w zamian. 
- Dziękuję. - Byłam mu wdzięczna za to co dziś zrobił i nie zamierzałam tego ukrywać.
- Podziękujesz mi jak to zadziała.
- Nie musiałeś tego robić, a jednak pomogłeś. Może źle cię oceniłam i wcale nie jesteś taki zły.
Odgarnął kosmyk włosów który opadł mi na twarz. Jego dotyk wywołał przyjemny dreszcz. Objął dłońmi moją twarz, wiedziałam co się zaraz wydarzy i czułam że nie jestem na to gotowa. Odsunęłam się.
-  Nie muszę czytać w myślach żeby wiedzieć co chcesz zrobić. - Nie mogłam na to pozwolić. Nawet jeżeli byłam gotowa mu wybaczyć. Loki objął mnie ramieniem. Wpatrywałam się w ogień próbując pozbierać myśli. W końcu wykończona, zasnęłam.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz