Minęło kilka dni od mojego powrotu. Atmosfera w domu była dosyć napięta. Leo cały czas był zdania, że Loki mnie zastraszył lub jestem pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Ciągle się z tego powodu kłóciliśmy, chciałam żeby zrozumiał, że moje uczucia są prawdziwe i nic mi nie zagraża. Siedziałam na kanapie i bawiłam się pierścieniem na palcu. Sądziłam, że z każdym dniem będzie mi łatwiej, ale wcale tak nie było.
- Trzymasz się jakoś? - Leo usiadł obok i położył mi dłoń na kolanie. Mimo wszystko wciąż patrzył na mnie z troską. Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Musisz żyć dalej. Stać cię na kogoś lepszego niż ten drań.
- Przestań tak o nim mówić! - Wrzasnęłam, wstając gwałtownie z kanapy. - Nic o nim nie wiesz! Nie masz prawa go oceniać! - Moje oczy zmieniły kolor na złoty, a paznokcie zmieniły w pazury. Pierwszy raz podniosłam głos na Leo.
- To nie jesteś ty... To wszystko wina tej błyskotki na twoim palcu. Całymi dniami wpatrujesz się w ten kamień. Oddaj mi go. - Zarządzał wyciągając rękę. Cofnęłam się, chowając dłoń za plecami.
- Oszalałeś? Tylko to mi po nim pozostało. - Nie poznawałam Leo, za wszelką cenę chciał udowodnić swoją niedorzeczną teorię. Ruszył w moją stronę, sięgając za moje plecy. Cofnęłam się o krok, zaczęliśmy się szarpać. Próbował siłą odebrać mi pierścień. Kiedy udało mu się złapać mnie za nadgarstek, zacisnęłam dłoń w pięść.
- Leo przestań! - Nie zamierzałam pozwolić, aby odebrał mi moją własność. Odepchnęłam go, korzystając ze zwiększonej siły.
- Poczujesz się lepiej, kiedy się tego pozbędziesz. Dlaczego mi nie wierzysz?!
Znów ruszył w moją stronę. Nie chciałam z nim walczyć, odwróciłam się i wybiegłam na zewnątrz. Zignorowałam pytające spojrzenia żołnierzy i pobiegłam w stronę lasu.
- Dokąd idziesz, pani?! - Zawołał jeden z mężczyzn ruszając za mną.
- Zostawcie mnie! - Zatrzymał się, a ja pobiegłam dalej. Zwolniłam dopiero, kiedy dotarłam do miasta. Opadłam na najbliższą ławkę, ciężko oddychając. Ukryłam twarz w dłoniach starając się zapanować nad emocjami. Zostałam tak przez kilka minut, powrót na Ziemię okazał się koszmarem. Wstałam, kiedy zaczął padać deszcz. Nie chciałam jednak wracać do domu. Krążyłam po okolicy, aż natrafiłam na jedyną w pobliżu czynną knajpę. Weszłam do środka i od razu poczułam silny zapach dymu papierosowego i alkoholu. Rozejrzałam się, w środku siedziało kilu mężczyzn, którzy nie zwrócili na mnie uwagi. Barman wycierał szklankę ścierką, którą chyba przed chwilą umył podłogę. Usiadłam na krześle barowym, sprawdzając wcześniej czy nie rozpadnie się pod moim ciężarem. Wszystko tutaj było zaniedbane i zniszczone. Wyjęłam z kieszeni kilka monet, byłam wdzięczna Corey że postanowiła dać mi pieniądze.
- Co mogę za to dostać? - Zapytałam, przesuwając monety w stronę mężczyzny.
- Zdrajców nie obsługujemy. - Odpowiedział, odstawiając szklankę i opierając ręce na blacie. Podwinął rękawy koszuli ukazując imponującą ilość tatuaży. Pokrywały one również jego twarz, miałam wrażenie, że jednym nie wytatuowanym miejscem są jego ciemne oczy.
- Ale pieniądze chętnie wezmę. - Zacisnęłam dłonie w pięści, widząc jak wszystko co miałam znika za ladą. - To na pokrycie szkód moralnych. - Dodał z wrednym uśmiechem.
- Dobrze ci radzę, oddaj to zanim zrobi się nieprzyjemnie. - Dwóch mężczyzn wstało ze swoich miejsc i zablokowali drzwi, odcinając mi drogę ucieczki.
- Taka drobna dziewczyna nie powinna sama przychodzić w takie miejsca sama. Zwłaszcza w tak niepewnych czasach. - Mówiąc to barman zaczął iść w moją stronę. Zobaczyłam nóż w jego dłoni, cofnęłam się kilka kroków.
- Nie podchodź, nie chcę zrobić ci krzywdy. - Na te słowa wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem. Nie chciałam rozlewu krwi, ale jeżeli nie dadzą mi wyboru, będę się bronić.
- Wyślemy cię spowrotem w kawałkach jako jasną wiadomość dla nowego króla. - Uchyliłam się, kiedy ostrze przecięło powietrze kilka centymetrów od mojej twarzy. Dwóch mężczyzn do tej pory pilnujących drzwi wykorzystało sytuację i złapali mnie za przedramiona próbując unieruchomić. Szarpnęłam się, a gdy to nie pomogło z całej siły nadepnęłam niższemu i grubszemu na stopę. Zaskoczyłam go na tyle, że udało mi się wyswobodzić rękę, złapałam za jedno z krzeseł rzucając w tego z nożem. Uniknął ciosu, a ja korzystając z chwili odwróciłam się do tego, który wciąż mnie trzymał. Palce jednej dłoni zmieniłam w pazury i zamachnęłam się raniąc jego twarz od skroni aż do policzka.
- Ona ma broń! - Krzyknął do pozostałych. Zauważyłam, że brakuje mu kilku zębów.
- Loki zabił wszystkich dentystów? - Zapytałam chcąc zyskać chwilę czasu i ocenić sytuację. Zanim zdążyłam zareagować barman wymierzył mi cios w głowę. Zachwiałam się, poczułam jak krew ścieka mi z nosa. Zabawa się skończyła, z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Napastnicy znieruchomieli, widząc kły i pazury.
- To jakiś potwór! - Grubszy mężczyzna wyciągnął broń zza skurzanej kurtki i wymierzył we mnie. Zareagowałam zanim zdążył wystrzelić, skoczyłam w jego stronę łapiąc za lufę i bez trudu zgniotłam ją w dłoni. Widziałam jak krew odpływa z jego twarzy, sprawiając że robi się blady jak ściana. Po tak długim czasie musiałam naprawdę mocno ze sobą walczyć, aby go nie zabić.
- Przepuść mnie, a nikomu nie stanie się krzywda.
Przytaknął i mimo protestów pozostałej dwójki odsunął się na bok. Przed wyjściem wróciłam jeszcze do ludzkiej formy. Wyjątkowo niechętnie skierowałam się w stronę domu.Avengers
Wszyscy w obozie jeszcze spali z wyjątkiem Volstaga, który jako ostatni pełnił tej nocy wartę. Starał się ogrzać przy dogasającym ognisku, ostatnia noc była wyjątkowo zimna. Szelest w zaroślach nieopodal przyciągnął jego uwagę.
- Kto tam jest? Pokaż się! - Zawołał, sięgając po topór.
- Spokojnie, przyszedłem was ostrzec.- Fenrir stał nonszalancko opierając się o drzewo i jedząc jabłko. - Niecały kilometr stąd widziałam oddział żołnierzy. Prawdopodobnie zauważyli dym z ogniska i zaraz tutaj będą.
- Dlaczego mam ci ufać? Znając ciebie to raczej pułapka, a nie ostrzeżenie.
- Zrobisz jak zechcesz. - Fenrir wyrzucił ogryzek, odwrócił się i zniknął w głębi lasu. Pomimo wątpliwości Volstag zdecydował się obudzić pozostałych. Wolał potraktować ostrzeżenie poważnie, niż pozwolić aby oddział ich zaskoczył. Minęło zaledwie piętnaście minut, a po obozowisku niemal nie było śladu.
- Już tu są! - Zawołał Fandral, dostrzegając charakterystyczne żółte peleryny pomiędzy drzewami. Wszyscy sięgnęli po broń, na kilka minut nastała pełna napięcia cisza.
- Otoczyli nas. - Powiedział Hogun, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki.
- Musisz otworzyć portal. - Zwrócił się do młodego chłopaka, który wydawał się najbardziej przerażony ze wszystkich.
- Ja... Ja... Nie dam rady... - Wyjąkał młody mag, szukając oczami wsparcia w pozostałych.
- Musisz, inaczej wszyscy tutaj zginiemy. - Sif potrząsnęła chłopakiem, kładąc mu ręce na ramionach. - Damy ci trochę czasu, ale musisz się pospieszyć.
- Poddajcie się, nikomu nie musi stać się krzywda. - Oddział liczył około dwudziestu żołnierzy. Podchodzili coraz bliżej, stopniowo zacieśniając krąg.
- Za Asgard! - Sif uniosła miecz i jako pierwsza ruszyła do walki. - Chrońcie czarodzieja! - Chłopak próbował odciąć się od tego co działo się dookoła. Z każdej strony słyszał szczęk broni i krzyki walczących. Z każdą chwilą presja była coraz większa , ale mimo starań portal nie chciał się otworzyć. Ręce początkującego maga trzęsły się, kiedy raz po raz wykonywał ten sam gest wypowiadając zaklęcie. Nagle poczuł przeszywający ból w nodze, kiedy jednemu z żołnierzy udało się przebić i trafić go tuż pod kolanem.
- Długo już nie wytrzymamy! Skup się!
Hogun odparł kolejny atak i spojrzał na rannego czarodzieja. Kiedy już zaczynał tracić nadzieję, dostrzegł okrągłą kulkę światła w powietrzu. Zaczęła się ona powoli rozszerzać tworząc okrąg.
- Idźcie! Długo tego nie utrzymam!
Portal nie wyglądał stabilnie, ale nie mieli wyboru. Zaczęli pojedynczo wchodzić do portalu, żołnierze coraz agresywniej próbowali dosięgnąć maga. Niemal wszyscy już przeszli, kiedy chłopak gwałtownie wypuścił powietrze, przebity mieczem na wylot. Hogun w ostatniej chwili skoczył w stronę zamykającego się przejścia. Stracili kolejnego sprzymieżeńca. Każda walka kończyła się czyjąś śmiercią. Teraz jednak będą mogli trochę odetchnąć. W Wanaheim byli bezpieczni, przynajmniej przez pewien czas.****
Dotarcie do zamku od miejsca w którym wyrzucił ich portal zajęło kilka godzin. Njord słynął ze swojej gościnności, dlatego zamknięta brama prowadząca do zamku była dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem.
- Stać! Kim jesteście?! - Zawołał strażnik, że szczytu muru.
- Thor, syn Odyna! Wieloletni przyjaciel tej krainy!
Strażnik przetarł oczy, jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Po chwili jednak otrząsnął się i zawołał.
- Otwierać wrota! Powiadomić króla!
Ciężka brama zaskrzypiała i zaczęła powoli się otwierać. Strażnik zdążył w tym czasie zejść z murów, żeby ich powitać.
- Przyjaciele! - Zawołał rozkładając szeroko ramiona. - Wybaczcie tak szorstkie powitanie, ale obecnie nigdy nie wiadomo kto może być wrogiem.
- Rozumiemy. - Odparł Hogun równie uradowany widokiem starego przyjaciela. Strażnik poprowadził ich przez miasto, aż na zamkowy dziedziniec, gdzie czekał już Njord. Na pierwszy rzut oka, król Wanaheim mógł wydawać się surowym człowiekiem. Niski mężczyzna o czarnych włosach w wielu miejscach naznaczonych już siwizną i długiej brodzie.
- Thor! Mój drogi chłopcze. - Poważną twarz króla rozjaśnił szeroki uśmiech. - Sądziłem, że już nigdy cię nie ujrzę.
- Wybacz nasze nagłe przybycie zwłaszcza tak liczną grupą.
- Daj spokój. Wszystkie krainy wiedzą już o haniebnych czynach Lokiego. Twój ojciec popełnił kiedyś okropny błąd, przygarniając go.
Thor skrzywił się, słysząc słowa Njorda. Nie uważał, żeby pochodzenie Lokiego miało jakikolwiek wpływ na jego czyny.
- Mój brat zostanie osądzony, kiedy przyjdzie na to czas. Teraz chcemy wiedzieć, czy jesteś gotowy nam pomóc?
Njord rozejrzał się niespokojnie dookoła, zanim odpowiedział.
- Porozmawiamy o tym przy wieczerzy. Teraz służba zaprowadzi was do waszych komnat, gdzie możecie się trochę zrelaksować.
Król Wanaheim zdawał się wyjątkowo nieufny. Zdawało się, że on też nie ma ostatnio łatwo. Wszyscy jednak chętnie skorzystali z możliwości odpoczęcia, zanim podejmą decyzję co robić dalej.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.